Hejka
Jeżeli spoglądacie czasem na fejsa to wiecie że już jesteśmy na Ko Samui plaża Lamai
ale tu dopiero dotarliśmy i okazało sie żę pięć lat temu też tu byliśmy choć mieszkaliśmy kawałek obok.
Wróćmy jednak do poprzedniej miejscowości Khao Lak. Jak tylko wypożyczyliśmy skuter
poczuliśmy wiatr we włosach (i komary na zębach) wzięliśmy go tylko na dwa dni i przejechalismy
ponad 150 km . My jednak nie potrafimy spędzać czasu stacjonarnie, pojechaliśmy na wcześniej wspomnianą White Sand Beach,
byliśmy przy trzech czy czterech wodospadach (tylko jeden był ok)
zajrzeliśmy do muzeum Tsunami
no i oczywiście byliśmy w ośrodku ratowania żółwi który znajduje się na terenie jednostki wojskowej.
Sama jednostka stanowiła niezłą atrakcję. Było to jakby miasto w mieście tylko znacznie bardziej luksusowe. Do dyspozycji wojskowych były korty tenisowe, pole golfowe i pewnie wiele innych atrakcji których nam już nie można było oglądać.
Więcej atrakcji nawet jak było to z pamięci się ulotniło (znowu wierszem :-) , sklepikarze nas już znali i nam kitów nie wciskali.
Próbujemy dostosować się do panujących warunków i zminimalizować koszty. Najłatwiej na jedzieniu dlatego zaczęliśmy eksperymentować kupując wszystko samemu. Ku zadowoleniu Kaśki taniej wychodzi w przydrożnych jadłodajniach. Łącznie wszystkie posiłki, lody, napoje tudzież inne kulinarne przyjemności to ok100 zł na dzień. Trzeba dodać że nie trzeba gotować, sprzątać ani zmywać :)
Jest ok. Można się przyzwyczajać do ryżu i makaronu . Dziewczyny potrzebowały dwa trzy dni na przypomnienie sobie azjatyckich smaków i teraz już jedzą prawie wszystko. Z nauką bywa różnie
choć widać że się starają to nie zawsze chęci mają :-)
Pozdrawiamy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz