sobota, 21 stycznia 2017

Filipiny wyspa Bantayan

Hello




a tak sobie latamy po wyspie :))))





Hejka

Z wyspy Boracay czyli filipińskiego Bora-Bora postanowiliśmy się przenieść na wyspę Bantayan tz. tutaj filipińskie Bahamy. Powoli zaczynam odnosić wrażenie że podróżuje po Ameryce, bo na Boracay nawet ceny były porównywalne. Zresztą
dla Filipińczyków jesteśmy Amerikano nieważne że mieszkamy w Polsce a np. mój angielski jest na bardzo niskim poziomie. Kochają nas za dolary które tu przywozimy i wydajemy choć  najchętniej pewnie konfiskowali by nam te dolary przy wlocie do kraju i od razu odsyłali z powrotem do domu.  Jakość usług pozostawia wiele do życzenia a i język  angielski który mają niby obowiązkowy czasami przyprawia nas o zawrót głowy.
 Z filipińskiego „Bora-Bora” uciekamy oczywiście ze względu na ceny bo miejsce jest fantastyczne, ale również walczymy z zapaleniem płuc mojej żony wiec decydujemy na przejazd do Iloilo (miasto transferowe między wyspami). Jest to większe miasto z bardzo rozsądnymi cenami z pełnym dostępem do służby zdrowia (w naszym przypadku priorytet). Tu już nie będę się rozpisywał, ale inny łapiduch potwierdził chorobę żony skierował nas na prześwietlenie (RTG klatki piersiowej 25 zł w szpitalu bez łaski i czekania a na dodatek w ubraniu kazali jej tylko wyskoczyć z biustonosza), dodał kolejny antybiotyk super power i skasował nas w sumie za trzy wizyty 25 zł. Jednak ktoś nad nami czuwa. Nawet jak byśmy chcieli zlekceważyć chorobę i nie iść do lekarza, nie dane nam było udać się dalej. Przez te dni co byliśmy w Iloilo i walczyliśmy z zapaleniem płuc nie wypływał z portu żaden statek na wyspę Nergos (przyczyna błaha tajfuny na morzu). Z ciekawostek dodam że Iloilo jest reklamowanie jako miasto dla niepalących.  Jak cofnę się teraz pamięcią do pobytu w tym mieście to faktycznie nie przypominam sobie nikogo z papierosem na ulicy. W czasie gdy Kasia się kurowała my spędzaliśmy czas na placu zabaw.



Po trzeciej nocy w Iloilo mieliśmy info że promy kursują i możemy płynąć dalej. I tak  udało nam się przepłynąć na wyspę Nergos do miejscowości Bacolod. Oczywiście zostaliśmy standardowo wydymani przez kierowcę wieloosobowej taksówki zwanej tu Jeepney. Zawiózł nas palant na inny dworzec autobusowy niż potrzebowaliśmy. Zanim nam miejscowi wytłumaczyli że z tego dworca autobusowego nie uda nam się dojechać do Cadiz taksówka odjechała. Ciul jeden (a później się dziwią że reputacja kiepska). Wzięliśmy następną taryfę i wróciliśmy na inny dworzec autobusowy dokładnie 500 metrów obok do miejsca w którym dopłynął nas prom . 16 zł w plecy, ale nam zależało na czasie. I tu trzeba przyznać że transport lądowy jak i wodny maja rozwinięty naprawdę nieźle. Z Bacolod musieliśmy przejechać do Cadiz bo stąd odpływała nasza łódka na Bantayan. Oczywiście nie wyrobiliśmy się czasowo i znowu przymusowy nocleg. Naprawdę to przemieszczanie się między wyspami nie jest tak męczące, ale za to cholernie czasochłonne . Jak ktoś ma chęć zobaczyć dużo Filipin w krótkim czasie
to pozostaje samolot, albo oglądanie wszystkiego przez szybę autobusu, inaczej jest to a wykonalne. Jak to już u nas w standardzie po kolacji Karola dostała ataku kaszlu, udajemy się poznać miejscowy szpital, chociaż to chyba zbyt huczna nazwa. „Lekarz” wykluczył jakieś ciężkie przypadki przepisał jakieś witaminki i udaliśmy się na spoczynek. (Cena za wizytę na ostrym dyżurze 0 zł studenci w czasie praktyk nie pobierają opłat). Następnego dnia rano bierzemy taksi na prom i udajemy się niewielką łódką w całkiem komfortowych warunkach (jeśli takowe tu występują, raczej trzeba by napisać że komfort oznacza tutaj miejsce siedzące i kapok) na wyspę Bantayan. 

Dodam jeszcze że na Bantayan można przepłynąć bezpośrednio też z wyspy Panay tej z której my startowaliśmy, miejscowość nazywa się Estanica, ale niestety ja to połączenie znalazłem po czasie. Lecz widocznie w naszym przypadku tak musiało być. Kasia wraca do świata żywych choroba powoli ustępuje.
Witamy na wyspie Bantayan, wyspie na którą przyjechaliśmy wyłącznie z polecenia naszych znajomych z Warszawy i drugich znajomych poznanych w Malezji ( też mieszkają w W-wie). A cel naszej wizyty na tej wyspie to poznanie Grocha. Grochu to nasz rodak o którym w kręgach osób podróżujących jak my, krążą po Polsce legendy. I od tego miejsca chciałbym zaznaczyć że opisując poniżej osoby występujące w tym poście nie mam na celu nikogo ośmieszyć, oczernić lub coś w tym stylu są to tylko i wyłącznie moje odczucia z którymi macie prawo się nie zgodzić. Do Grocha wrócę później. Prom dopływa na wyspę Bantayan do miejscowości o tej samej nazwie. Czeka nas jeszcze przedostanie się do malutkiej miejscowości Santa Fe (2  zł na osobę taksi wieloosobowe),


 ale jeżeli płyniemy z wyspy Cebu jak większość ludzi tu przypływających to dopływamy od razu do miejscowości Santa Fe. Z racji tego że u Grocha miejsc wolnych nie było jako to nam napisał na mailu „u mnie rezerwy robi się na pól roku do przodu”. Zaczęliśmy od  hotelu Bantayan Cottage, wyczytałem u kogoś na polskim blogu że spoko miejscówka. Spoko to może dla kogoś kto ma 20 lat i próbuje się bawić w Azja Expres zresztą z marnym skutkiem dla nas pomyłka choć obsługa była ok. Wytrzymaliśmy trzy noce a wilgoć już próbowała zagnieździć się w każdym otworze w moim ciele nie wspominam o rzeczach osobistych. Mieliśmy już jako takie rozeznanie w tej miejscowości i cenach tu panujących, więc postanowiliśmy wynająć dom. Nawet płacąc za cały miesiąc za chatę wychodzi taniej niż 14 dni w najtańszym hotelu. Wiecie jak to z wynajmem, podpisując umowę nabywasz także obowiązki. Pierwszy dzień na chacie pokazuje z czym musimy się uporać sami. Właścicielka dała klucze, wzięła kasę i już za chwilę oglądaliśmy wydech z jej nowej mazdy. Niech się żona cieszy że ma takiego męża uzdolnionego. Pierwsza naprawa to oczywiście spłuczki w toaletach wiadomo po jakimś czasie wszystko zachodzi kamieniem i nieużywane szlag trafia. Druga może nie była naprawą tylko instalacją podgrzewacza do wody. Chcieliśmy mieć ciepłą wodę co jest tutaj wielkim luksusem. Elektryk który miał mi pomóc spóźnił się o godzinę więc zrobiłem wszystko sam i jak przyjechał to minę miał nietęgą bo nic nie zarobił. Dalej w kolejności kupno i wymiana reduktora do butli gazowej (stary reduktor się obraził) i tak można by było wymieniać bez końca bo co nowy wstaje dzień to pojawia się nowy kłopot, ale dzielnie dajemy sobie rade. Córki nareszcie katują zaległy materiał szkolny, a ja szukam wrażeń. Ze względu na chorobę Kasi bardzo ograniczyliśmy wizyty na plaży nie wspominając już o kąpielach. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W czasie trwania naszego pobytu łapiemy się na miejscowe święto i przez okrągły tydzień są jakieś występy np.; wybory Miss Sata Fe, jakieś tance regionalne, mam talent itp. 

 W czasie tego całego jarmarku poznajemy prawie całą Polonię filipińską z Santa Fe i daj boże jak dobrze pamiętam prawie 70 Polaków. Duża część z nich to turyści, ale ponad 30 osób przyjechało tu w celu odbycia zdrowotnej głodówki która trwa od 15 do 42 dni. Organizatorem tej dla mnie zwariowanej wyprawy jest Grzesiek Śleziak (Biały Saibaba jest aktywny na fejsie) lat około 55 który przyjechał tu umrzeć 4 albo 5 lata temu, ponieważ był bardzo chory.

 Opisuje tylko to co słyszałem. Miał bardzo zaawansowaną boreliozę i raka prostaty. Jego opowieści o próbach wyleczenia przyprawiają o zawrót głowy, ale nie można mu nie wierzyć ponieważ niektóre są dokumentowane materiałem video. W każdym razie Grzegorz zaliczył parę seansów u szamana a na koniec pociągnął 42 dniową głodówkę tylko na wodzie i wodzie z kokosa. Odnalazł sens życia i praktycznie bezinteresownie pomaga innym. Już drugi rok z rzędu organizuje takie głodówki na Filipinach i jeszcze nikt nie padł. Każdy z uczestników kontaktuje się z nim przez fejsa ustala szczegóły i jeśli ma ochotę to kupuje bilet na własną rękę i przylatuje. Pomyślicie sobie wariaci ja tak myślę o nich do tej pory, ale mamy kontakt z nimi codziennie przez cały okres głodówki i co mogę powiedzieć to tylko to że to całkiem normalni ludzie każdy że swoimi zainteresowaniami i pozytywnym nastawieniem do życia.
 Może kogoś to zainteresuje a może nie. Napisze jednak z jakimi przypadkami w tej grupie my się spotkaliśmy. Ciężki przypadek boreliozy, stwardnienie rozsiane, otyłość, palenie itd. Nie będę wymieniał kuracjuszy z imion ponieważ zapewne nie wszyscy by sobie tego życzyli. Wydaje mi się, absolutnie nie jestem pewny jak to wygląda z medycznego punktu widzenia że z tak dużej grupy część tych osób wróci do domu usatysfakcjonowana efektami przeprowadzonej głodówki (oczyszczenie organizmu z wszelakiego zła zalegającego w nas). Lecz przyznać też muszę że co poniektórzy  potraktowali ten wyjazd bardzo na luzie  nie do końca rozumiejąc sens tej głodówki. Elementarną zasadą takiej głodówki jest oczyszczenie organizmu z toksyn zalegających w nas jak również w drastycznych przypadkach czyli długiej głodówce dochodzi do trawienia bądź spalania chorych komórek. To już trudniejszy temat  i proszę się posiłkować specjalistyczną literaturą . Mnie natomiast  bardzo interesowało samo wyjście z tej głodówki które powinno trwać nie wiele krócej niż sama głodówka. No i w/g mnie po 15 dniach głodówki powinniśmy chociaż tak z 10 dni przeżyć bardzo delikatnie jeżeli chodzi o pokarmy, ale niestety organizm jest tak wygłodzony że już drugiego dnia po zaprzestaniu głodówki puszczają hamulce  i chcemy zjeść  wszystko co wpadnie nam w ręce. Nie wspomnę o alkoholu a niestety piłem go z uczestnikami nawet podczas głodówki. Wspomnę chociaż  o tym że niektórzy odstawiali bardzo szybko leki które ze sobą przywieźli i nie ukrywali satysfakcji z zastosowanej terapii. 
 Ciekawym zjawiskiem wartym wspomnienia na wyspie Bantayan jest nasza Polonia która muszę przyznać rośnie w siłę. Z luźnych rozmów wiem że jest  tu jedenastu Polaków żyjących na stałe. Niektórzy z polskim partnerem/ą  a reszta zdecydowała się na związek z Filipinką. Odwrotnej formy nie spotkałem, dodam tylko że wcale się im nie dziwie bo Filipinki są wyjątkowo urodne. I tu powinienem zacząć wymieniać po kolei wszystkich których poznałem i ich historię , ale daruję sobie poniżej będą zdjęcia z krótkimi opisami. Przez to że jest tu tyle Polonii panuje tu olbrzymi trend na wakacje  wykraczające poza ogólnie przyjęte ramy (czyli standardowo urlop trwa od 14 do 21 dni i oczywiście w tym czasie zwiedzamy różne wyspy) no ale na Bantayanie szybciej spotkamy kogoś kto podróżuje od 3 miesięcy  w górę i na tej malutkiej wyspie mieszka miesiąc albo dwa. My jesteśmy tego żywym przykładem a takich ludzi jak my jest tu trochę. Chociaż wyspa nie jest prawie w ogóle atrakcyjna z punktu turystycznego  to jednak ma w sobie jakiś magnes który przyciąga naszych rodaków.  Za mało zobaczyłem na Filipinach abym mógł pokusić się o porównanie z Malezją lub Indonezją, ale jak do tej pory jest to najmniej interesujący kraj. Może inaczej , ma dla mnie najmniej do zaoferowania , lecz może to się zmieni bo ludzie i atmosfera jest wspaniała, ale mi brakuje egzotyki. Zero małp, jaszczurek, ptaków, węży wszystko zjedzone pozabijane jednym słowem lipa.
 O przedłużeniu wiz nie będę się rozpisywał ponieważ teraz to już przyjemność przedłużać wizę w Cebu (Mandaue w J Center na I piętrze )  szczerze to więcej powinna napisać moja żona bo ja przesiedziałem z dziećmi na placu zabaw nawet nie widziałem urzędników. Istna masówka płacisz i masz w naprawdę krótkim czasie, bez żadnych zdjęć kopi paszportu itp (to tylko pierwsze przedłużenie).

 Jak można było wyczytać wcześniej i my zdecydowaliśmy się na zamieszkanie tutaj życie biegnie leniwie. Poznajemy wielu swoich rodaków i miejscową ludność, są mili trzeba przyznać oczywiście zdarza się że próbują nam zawyżać ceną o parę peso na niektórych artykułach  ale moja w tym głowa żeby ich szybko wyprostować. Czytając różne blogi wywiady i tym podobne pierdy  traktujmy to z przymrużeniem oka . Raj (jak to niektórzy nazywają Filipiny) to może jest dla kogoś kto mieszka w Polsce i tak sobie myśli zanim tu przyjedzie. Jeżeli już ktoś się zdecyduje na przeprowadzkę zderza się z prawdziwą rzeczywistością i realiami jakie tu na niego czekają. Oczywiście mamy ładną pogodę piękne Filipinki cała masę pozytywów, ale są tez minusy o których w tych pięknie wyglądających wywiadach i opisach nikt nie wspomina. Proszą wziąć dużą poprawkę na to jak ktoś napisze że można wynająć  mieszkanie w Polsce i żyć tu jak panisko (nawet na kokosie było by ciężko). Sama wiza półroczna kosztuje 13000 peso czyli w przeliczeniu ponad 200 zł za miesiąc.  Wszystko zależy od oczekiwań a nie sądzę by było wiele osób które ciepłe własne mieszkanie zamienią na chatę z bambusa z zimną wodą, i na pewno nie będzie to pierwsza linia brzegowa. Bo nawet na biednych Filipinach idiotów wynajmujących za bezcen brak. A jak wiemy kupić ziemi na Filipinach nie można.
 Drążąc temat pomieszkiwania na Filipinach zwróciłem uwagę na bystrość naszych rodaków. A mianowicie jeden ogłasza się że będzie dla was kręcił piękne filmy z tej cudownej krainy w zamian za drobne datki jakie przelejecie mu na jego prywatne konto (niezły shit wy siedźcie na dupie w domu a on za waszą kasę będzie się bawił), następny zawodnik  roztacza na spotkaniach w Polsce piękną otoczkę raju który chciałyby tu wybudować na jednej z wysp w zamian za wasze zainwestowane  w bambusową chatę domki. Śledzę temat na bieżąco i już wiem że poza oszukanymi ludźmi niewiele więcej z tego wyniknie. Daruje sobie wymienianie z nazwy obu przypadków, aczkolwiek jeżeli ktoś przerabia temat Filipin to na pewno się z oboma przypadkami spotkał.

 Zleciał nam już miesiąc na wyspie Ci którzy śledzą naszego fejsa wiedzą już jakie szczęście nas spotkało. Nasz dostawca kokosów obdarował nas pięknym pięcio tygodniowym  szczeniaczkiem ,

 moje córki są prze szczęśliwe choć chyba nie do końca świadome że przyjdzie taka pora że będą musiały się rozstać ze swoim pupilem, a on w najlepszym przypadku wyląduje na łańcuchu  a najgorszym w  garnku jako obiad. W każdym razie jest wesoło codziennie o 4 rano pobudka i spacer z psiakiem, jest duża szansa że sfotografuje  wschód słońca. Uprzedzę wasze myśli jest sporo osób które chętnie by przygarnęły od nas tego psiaka, lecz  nie jesteśmy jakby jego właścicielami i nie możemy decydować o jego losie.

Przygód ciąg dalszy J

Może i powinniśmy  uciekać z tej wyspy, ale na drugą turę leczniczej głodówki przyjechała nasza znajoma, a my zobowiązaliśmy się jej w jakiś sposób pomóc. Choć nasza pomoc ograniczyła się jedynie do pomocy przy znalezieniu hotelu to w sumie spędzamy razem sporo czasu. Nareszcie jakaś odmiana , żony już czasami nie mogę słuchać.
 Naszym kolejnym krokiem na który się zdecydowaliśmy (wiedząc że tak czy siak kiedyś to nastąpi) to zapisanie i puszczenie dzieci do Filipińskiej szkoły. Szkoła jak każda inna i mogą uczęszczać do niej wszystkie dzieci pod warunkiem że wniesiemy jednorazowe wpisowe w wysokości 200 zł za dziecko następnie zapłacimy ubezpieczenie 20 zł, mundurek 45 zł , plus jakieś tam jeszcze pierdoły. Do tego  150 zł miesięcznie za  możliwość nauki opłata stała, w naszym przypadku mnożymy wszystko przez dwa i mamy sumę która jest naprawdę przystępna. Największym plusem jest to że w szkole obowiązuje język angielski, no i dziewczyny się integrują z rówieśnikami. Czy warto sami sobie odpowiedzcie my z zoną uważamy że 6 godzin bez dzieci cudownie wpływa na nasz związek J J J. Dzieciaki prze szczęśliwe a my jeszcze bardziej. Ciekawym rozwiązaniem jest przerwa obiadowa. Zajęcia trwają od godz 8 do godz 11 później mamy dwie godziny przerwy obiadowej (wszyscy w tym czasie zabierają dzieci ze szkoły) a następnie o godz 13 wszyscy wracają i zajęcia trwają do godz 16.
Dni mijają dziewczyny odebrały w szkole mundurki wyglądają prześlicznie choć na razie nie chcą dać się sfotografować. 

Czy są zadowolone ? O tak widać to gołym okiem nareszcie są koleżanki, koledzy . Tak jak starsza córka nie ma żadnych kłopotów z angielskim, tak sami nie możemy uwierzyć że młodsza wcale nie gorzej daje sobie radę choć angielski  poznała głównie z bajek lub naszych rozmów. Ale co tam tatuś poliglota to i młodsza córka może tez taka będzie.
 Przebywając tak długo w jednym miejscu i mając jako takie obowiązki wobec dzieci postanowiłem rozejrzeć się za jakimś środkiem lokomocji, a że  miejscowość w której jesteśmy jest niewiele większa niż kilka parkingów Tesco razem wziętych to wybór padł na rower  z doczepianym bocznym wózkiem.  A jak niektórzy wiedzą nie jestem rozrzutny i postanowiłem poszukać czegoś taniutkiego. Okazja nadarzyła się bardzo szybko, na podwórku u sąsiada wypatrzyłem sprzęt który mnie interesował . Pięć minut rozmowy a raczej płaczu jaki jestem nieszczęśliwy bo muszę dzieci do szkoły wozić a nie mam czym zakończyło się pełnym sukcesem :) . Niestety wypatrzony rower był uszkodzony , utargowałem i tak już śmieszną cenę z 45 na 35 zł za naprawę i dwie godziny później odebrałem wymarzoną brykę. Na koniec obiecałem że opuszczając wyspę rower zwrócę sprawny. 



Efekt końcowy  po dorzuceniu następnych 20 zł na farbę piorunujący. Cena końcowa to ok 1 zł za dzień wynajmu myślę że nie przepłaciłem J. Odwożąc dziewczyny do szkoły nowym sprzętem największą przyjemność sprawia patrzenie na lokalsów, ich mózgi nie pojmują że dla mnie to zabawa, wszystkie buzie szeroko otwarte. 


 Co dalej dzieci do szkoły chodzą, rower jest już nawet wyremontowany znowu ruszamy do Cebu przedłużyć wizy i odebrać męża i dzieci naszej koleżanki bo stwierdziła że po głodówce jeszcze miesiąc może posiedzieć już z rodziną (tak jak pisałem wcześniej nie wiedzieć czemu ,ale tu dużo naszych rodaków siedzi zawsze ponad miesiąc na tej wyspie). Znowu udajemy się do J Center w Mandue tym razem robią nam zdjęcia ,zdejmują odciski palców zajęło nam to równe 2 godziny ale i tak uważam to za bardzo szybkie i sprawne załatwienie tematu. 
 Wizy są , rodzina znajomej odebrana z lotniska , nareszcie mam kolegę do rozmów tak to sam babiniec miałem.

  Zaczęliśmy czwarty miesiąc na Filipinach :)
szczur rośnie jak na drożdżach już niedługo kot dostanie zakaz wjazdu do domu:)

No i tu następuje smutne zakończenie naszej przygody z Cookie-m pies odchowany, odrobaczony , zaszczepiony , założona książeczka zdrowia. Pierwsza noc na dworze i rano już psa nie odnajdujemy. Były jakieś insynuacje że pies sam uciekł, ale my nie wierzymy ponieważ jego dwóch kompanów od zabawy przy naszym domu nie zaginęło.

Wszczęliśmy akcję poszukiwawczą. Wydrukowaliśmy plakaty wyznaczyliśmy nagrodę 1000 peso i czekamy : ( . 




Mimo że rozdaliśmy i rozwiesiliśmy po różnych miejscach 200 plakatów pies się nie odnalazł :(.   Nr telefonu na ulotce ze względu na język był do znajomego Filipa wiec informował on nas na bieżąco o poszukiwaniach. I choć wszystkie ślady były ślepe to wyobraźcie sobie że potrafili do nas ludzie przyjechać z jakimś szczeniakiem i wmawiać nasz że o nas pies . Oczywiście chcieli też nagrodę :).


Choć wszystkim pewnie się wydaje że żyjemy w raju to spróbuje wam to przedstawić naszymi oczyma a raczej moimi bo Kasia nadal nosi "różowe"a jak wszyscy wiemy świat przez takie wygląda zupełnie inaczej. :)

Szkoła:
 niby wszystko jest ok dzieciaki zadowolone, ale zawsze znajdzie się jakaś wsza która popsuje Ci humor.  W naszym przypadku była to dziewczynka która próbowała szantażować naszą córkę i wyłudzała od niej kasę. Nie bardzo mogliśmy to zrozumieć prywatna szkoła za kasę, dzieci z rodzin mieszanych więc chyba na brak kasy nie powinny narzekać. No właśnie ale mentalność filipów jest taka: ciągnąć od białego w każdej możliwej sytuacji :(. Na szczęście dla nas interwencja u nauczyciela zakończyła ten niecny proceder.
Życie:
 no tu to chyba zawsze będzie tak że jak jesteś biały płacisz extra, choć z małymi wyjątkami. Mamy już takie swoje miejsca na zakupy gdzie ceny dla nas spadły i domyślam się że ze względu na to że jesteśmy stałymi kupującymi. 
Jak już się z kimś za kumplujemy to tez możemy liczyć na jakieś rabaty. My np: za kumplowaliśmy się z naszym dostawcą kokosów.  Dogadaliśmy się z nim że będzie nas uczył języka Cebuano to taka odmiana Filipińskiego. Koszt lekcji ( około 1 godz ) nie uwierzycie litrowa butelka Pepsi no taniutko prawda 2.5 zł . Są i minusy : ( beka jak świnia gdy ją pije, przyjeżdża bez zapowiedzi w dogodnym dla niego terminie :). Ale co poradzić taki life


Ludzie są mili nie ma co narzekać choć ten filipiński uśmiech jest mocno naciągany. śmiem twierdzić że często pojawia się tylko i wyłącznie na widok forsy :( przykre to ale prawdziwe. Spróbujcie zrobić interes z filipem taki bezinteresowny dla niego :) po pierwsze prawie nie możliwe , po drugie a gdzie ten filipiński uśmiech no właśnie.
Na korzyść filipów jest to i zauważyliśmy to nie jeden raz że  przy wydawaniu kasy zaokrąglają na naszą a nie swoją korzyść. Nie są to oczywiście duże kwoty ale zawsze to coś. Dużym zdziwieniem dla mnie jest też to że płaczą oni przy każdej rozmowie jacy to oni biedni, a jak któregoś razu wybrałem się z córką na walki kogutów postawić parę setek na walkach to spotkałem same znajome gęby ryksiarzy obstawiające minimum pięćsetkami. My z Karola szastamy tylko setkami :).
 Nie tylko my zauważyliśmy inni nasi rodacy tez że filipy płaczą na zapas a nóż widelec coś się uda ugrać od białasa.


Karaoke: 
myślę że na ten temat było już napisane wszystko, jest głośno w h.. , ale jest też dobra wiadomość zmienił się przepis i wszystkie przydrożne ,uliczne itp. karaoke maja być zabudowane wiec może to komuś ulży (na pewno nam) (mogli by jeszcze te koguty wymordować :) )
 górne i dolne zdjęcie to już karaoke w wydaniu polaków (Rafał i Marcin, Kasia i Iwona)

Czas na Filipinach ma się różnie :)    
W moim przypadku rozróżniam tylko 4 godziny :)
godz 2 w nocy pierwsza pobudka naszprycowanych kogutów 
godz 5 rano druga pobudka naszprycowanych kogutów
godz 6 rano wszyscy odpalają agregaty prądotwórcze jak nie ma zasilania 
godz 7 rano odpalają przydrożne karaoke i zaczyna się disco a kończy moje spanie.
inne godziny to już dzieło przypadku każdy robi co chce jak chce i o której chce.


  Ostatnie siedem dni na wyspie J


Ponad sto dni na wyspie Bantayan za nami, i pomyśleć że przyjechaliśmy tu tylko poznać Grocha i wyleczyć żony zapalenie płuc (pamiątka z Boracay).
  Grocha  poznaliśmy oczywiście nie sposób się było nie spotkać w tak małej miejscowości, mało tego historia którą o nim znaliśmy też się potwierdziła, więc jesteśmy usatysfakcjonowani. Ale żeby nikt się nie poczuł urażony poznaliśmy też wielu innych wspaniałych rodaków. Na początku tego postu miałem jeszcze natchnienie opisać wszystkich, ale za dużo tego towarzystwa, a ja przy swoim lekkim piórze stworzył bym niechybnie książkę J która stała by się bestsellerem w 2017r J.
Nasz pobyt starałem się opisywać na bieżąco wiec nie będę zamulał przypomnę tylko krótko:
1)     Pobudka godz …  to różnie zależy od wielu czynników nie później jednak niż o 6 rano w moim przypadku. Karola i Kasia to nie do ruszenia nawet w czasie bombardowania J
2)     Śniadanie
3)     Dzieci szkoła, my plaża i romantyczne spacery J
4)     Jak dzieci miały wolne to nauczanie domowe i integracja z miejscowymi dzieciakami
5)     Obiad
6)     Plażing całą rodziną
7)     Spotkania z rodakami
8)     Kolacja
9)     Najciekawsza część lulu J

Niezły scenariusz nadaje się na telenowele J, jeżeli ktoś jeszcze ma jakieś wątpliwości  czy warto tu przyjechać to chyba się ich pozbył J.
Ale tak serio (trzeba wstać zęby umyć itd. nikt za nas tego nie zrobi) obowiązki takie same jak w Polsce jedynym dodatkiem to po prostu wspaniała pogoda i obecność morza (ciepłego jak by to ktoś czytał nad Bałtykiem).
Koszty życia prawie identycznie jak w Polsce (ale oczywiście jest to kwestia umowna wszystko zależy od nas i tego czego tu oczekujemy) my żyjemy na podobnym poziomie jak w Polsce z jednym dodatkiem (nie pracujemy). Podpowiedź żony : zmieniają się tylko realia zamiast auta skuter, zamiast chaty nad samym morzem my znaleźliśmy chatę  jakieś 400 metrów od brzegu za cenę co najmniej 2 razy niższą itd.

Następna  destynacja na naszej mapie podróży to Tajwan spędzimy tam ok 40 dni  i nie ukrywam że jestem podekscytowany . Udało mi się nawiązać kontakt z 3 Polakami tam mieszkających  i zapowiada się że będziemy zadowoleni.


  Porady praktyczne :

Wynajmując skuter zróbmy zdjęcia dla świętego spokoju żeby nie było niespodzianek przy zdawaniu.
Przy dłuższym wynajmie warto się potargować , ale to chyba oczywiste.
Nie bierzmy wszystkich wycieczek fakultatywnych  jak leci rozpytujmy ludzi zawsze znajdziemy tańszą opcje.
Bezwzględny zakaz obcowania z osobami poniżej 18 roku życia (nowy prezydent wprowadził surowe kary dla obcokrajowców)

Narkotyki- mógłbym napisać nie dotyczy bynajmniej na tej wyspie (po zmianie prezydent dał ludziom i policji wolną rękę do samosądów, powybijali lub wybijają się nadal między sobą).

pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji

Damian na plaży szuka skarbów a za nim wygrzewa się na słońcu Justyna

 córka na klasowych występach
 moje marzenie tutaj :) to na górze oczywiście
 takimi wózkami jeszcze tu się jeździ
 porządek musi być babeczka w białej koszuli mierzy i fotografuje każdego kraba na targu rybnym,
jeżeli są za małe to sprzedawcy płacą karę czyli jednak jakieś przepisy obowiązują.

 mycie tyłka na poboczu drogi
 wilga azjatycka jedyna egzotyka  z jaką się spotkałem na Fili;pinach
 żelazko z duszą cały czas w sprzedaży tu to żaden relikt przeszłości
 czas wolny tata na piwku a córka kształtuje swoje umiejętności wokalne
 pani nauczycielka w czasie wolnym (fajna)
 Karolina rozdziela przyjaciół
 w szkole czwórka polaków. Patryk nie był zachwycony
 kontakt z naturą
 dzieci ulicy w Cebu
 o kondycję trzeba dbać
 tato tylko ładnie bo będzie siara
 miejscowy spożywczy
i oczywiście budowlany
  
i miejscowe uczennice . Czy tu jest bieda prawie każdy ma smartphone trzeba ocenić samemu.
 wizyta u fryzjera
 wypłata dla  miejscowych chłopaków
 dziadek sieka drzewo bananowca ręcz nie dla swojej krowy

  chyba mieszkamy pod okiem "wielkiego brata"  nawet w sypialni na pietrze nie czułem się osamotniony :)