poniedziałek, 22 lutego 2016

Indonezja , Komodo spełnienie marzeń

Hejka

Piszemy dalej a co nam zostało innego do roboty :-). Po wulkanach przenieśliśmy się na Bali ,  na razie odpoczywaliśmy tylko w Lovinie i nic nie widzieliśmy podjęliśmy decyzję że jak jest teściowa to trzeba jej pokazać warany z komodo , zawsze było naszym wspólnym (a mało jest takich rzeczy i miejsc) marzeniem .
Ale jak ją zorganizować ceny w biurach od bodajże 400 dolców na głowę nas jest piątka na dzieci nie ma zniżek bo to i przelot w dwie strony i miejsce na łajbie , do tego pewnie bilety wstępu które na pewno nie są wliczone w cenę dla nas kosmos. Wydumaliśmy że pędzimy na Komodo na własną rękę . Zakupiliśmy bilety w Lion Air z Bali na Flores na lotnisko Komodo nie wiem czemu tak się zwie ale tak jest . Bilety niestety przez agenta karta nie chce zadziałać nadpłaciliśmy 75 zł  na 5 biletach nie jest źle , choć początkowo myślał że nie znamy cen i chciał 75 zł extra za jeden bilet . Dzień wylotu meldujemy się na lotnisku i o dziwo wylatujemy o czasie . Lot krótki godz dwadzieścia lądujemy  na wyspie Flores lotnisko  Komodo a miejscowość Labuanbajo . Na lotnisku namawiają nas na taxi do wioski bo miastem ani nawet miasteczkiem to nie można tego tam nazwać. Wybieramy wersję najtańszą czyli nogi i po ok 15 minutach jesteśmy na głównej ulicy Soekarno Hatta , babcia z wnuczkami zostaje w kawiarni a my ruszamy za jakimś hotelem . Wybór pada na obskurny hotel Komodo Indah po 150 tys rupii za nockę

, w cenie wi-fi i śniadanie pościel jest ok bo w ogóle jest a reszta to dla ludzi o mocnych nerwach . ( Babcia zaakceptowała , a  my to w co trzecim takim śpimy ). Było już po 18.00 jak poszliśmy szukać wycieczki na Komodo , Ceny w biurach różne były i po 1.000.000 za głowę , najniższą znaleźliśmy 4 mln za całą familię pięcioosobową . Dodam że z góry szukaliśmy wycieczki  2 dni i jedna noc na łódce , obie wyspy czyli Rinca i Komodo plus 3 miejsca do snurkowania i pamiętacie jak na Sumatrze szukaliśmy fly dog czyli największych nietoperzy tu w programie wycieczki był to nr 4 . Niestety komercyjne wycieczki nie spełniały naszych tz żony wymagań i udaliśmy się do portu. Znalezienie prywatnej łajby nie nastręcza większego problemu , pytając pierwszej lepszej osoby po nitce dochodzimy do Kapitana . Negocjacje z naszą listą życzeń zaczęliśmy od 5 mln ,a zakończyliśmy na 3,2 mln . na dobry początek współpracy albo wycieczki oglądamy łajbę ma jedną kabinę na 4-6 osób toaletę, prysznic jest ok , wpłacamy milion zaliczki ok 300 zł i ruszamy do sklepu na zakupy . Kupujemy parę chińskich zupek na wypadek jak by się okazało że kucharz to nie kucharz plus do tego najtańszy komplet pościeli ten na łajbie nie wyglądał dobrze :-). Wypożyczamy płetwy maski rurki bo cześć naszego sprzętu niestety albo się zużyła albo zaginęła bez wieści.  Jest późno idziemy spać , ja mam szczególnie ciężko milion zaliczki , umowa spisana na kolanie  podejmujemy za dużo i za często pochopnych decyzji , kiedyś pożałujemy. Godz 7 rano pobudka szybki prysznic , kawa ,herbata ,tost na śniadanie o dziwo b.dobry i pędzimy na spotkanie z waranami . Chwile po godz 8 meldujemy się na łajbie i  oczywiście wszystko w jak najlepszym porządku . Nasza załoga to Kapitan facet starszy doświadczony przez życie widać stary wilk morski  , wady nie rozmawia w innym niż swój język , jara jak przystało na kapitana pet od peta . Następny zawodnik  kucharz zwie się Tony młody może 20 letni chłopak , wady też nie gada po naszemu za to jak by otworzył knajpę to moglibyśmy jadać u niego codziennie  była nas piątka nikt nie powiedział złego słowa o jedzeniu przez dwa dni . I ostatni z załogi Efron pomagier kapitana też 20 latek  , gada ,śpiewa ,tańczy istny casanowa rozkochał w sobie moje dwie córki (dobrze że są jeszcze takie młode).


Nie minęło 10 minut  startujemy pierwszy przystanek Rinca za 2 i pół godz, mamy relaks każdy znajduje sobie swoje miejsce na łajbie. Krótko przed godz 11 dopływamy do Rinci . Dostajemy instrukcje od Efrona że wykupując bilety do Komodo Park mamy je na jeden dzień więc prośba żebyśmy za bardzo się nie rozczulali i wracali na łajbę . Wizyta na Rinca jest prosta jak drut z portu odbiera nas przewodnik udziela instrukcji że chodzimy w zwartej grupie itd.
Maszerujemy do biura kupujemy bilety i 50 metrów dalej widzimy osławione na wszystkich blogach toalety w których tym razem waranów nie ma za to są następne 50 metrów dalej przy stołówce , a dokładnie jest 10 wypasionych sztuk , szczęki nam opadły  przynajmniej mi jestem w 7 niebie. Trzy potężne samce i 7 trochę mniejszych samic




szybka sesja zdjęciowa i ruszamy na wycieczke po wyspie . Sa trzy opcje wycieczki dla leniwych , dla rodzin z dziećmi i dla złamsów nie mających nic innego do roboty tylko łażenie po lesie i górkach w 50 stopniowym upale. My z dziećmi wiadomo 30 min spacer wystarczy i tak pod koniec byliśmy przegrzani 

jest pięknie ale tylko chory na umyśle waran by siedział w takim słońcu skoro przy kuchni ma raj, wracamy na łódkę ,po drodze jeszcze widzimy bawoła i dwa małe warany co przewodnik uznał za łut szczęścia bo one dobrze się potrafią ukrywać że względu na to że często są zjadane przez dorosłe osobniki. 


na koniec dziękujemy przewodnikowi  wylewnie wręczając mu symboliczną kwotę za poświęcony nam czas. Płyniemy na Komodo przed samą wyspą 30 min pierwszego snurklingu i oczywiście relaksik w wodach morza Flores.

Kasia snurkuje my z Karolą wolimy rozrywkę w czystym tego słowa znaczeniu , po prostu skaczemy z dachu naszej łajby wyżej się wejść nie da > Jest czadwo.
Po jakimś czasie czas się zwijać  Komodo czeka i znowu ten sam film dopływamy przejmuje nas przewodnik trochę nie mrawy , umęczony przez życie prowadzi nas do kasy nie wiem czemu bilety mamy ok , ale jednak 100.000 rupii czyli 30 zł zapłacić trzeba , zapytacie za co odpowiem wam nie wiem po prostu płacimy i nie marudzimy . Scenariusz na Komodo podobny jak na Rinca trzy trasy do wyboru , przewodnik znudzony namawia nas na spacer po plaży mówi że gorąco waranów nie spotkamy ,ale my konsekwentnie wycieczka średniej długości dla zdrowotności itd. Faktycznie idziemy nic nie widać nic nie słychać weszliśmy na górkę zrobiliśmy ładne fotki
i pomyśleć że niedaleko leżał głodny waran
aż tu nagle może 50 metrów dalej przewodnik dobrze że szedł pierwszy bo nastąpiło rozluźnienie w naszych szeregach prawie wszedł na ogromną samicę warana , widok cudny przewodnik aż spocił się z wrażenia


sesja zdjęciowa i wracamy , przewodnik się trochę ożywił  zaprowadził nas jeszcze na plaże a tam kolejna niespodzianka samiec nawet próbował nas trochę pogonić , ale z marnym skutkiem :-)


wiecie że ta ślina cieknie dopiero jak waran rusza do ataku , no i chyba większość z was wie że ślina ta zawiera jakieś tam zarazki powodujące infekcję a w dalszej kolejności następuje śmierć w męczarniach :-) . Tak mi się wydaje nikt mi osobiście tego nie potwierdził.

  na koniec jeszcze wspólna fotka i żegnaj Komodo spełniło się jedno z naszych marzeń w sumie widzieliśmy 13 osobników dorosłych i dwa maluchy  jestem wniebowzięty :-) , ale to jeszcze nie koniec wracamy na łódkę i wyruszamy do naszego miejsca noclegowego na morzu a przy okazji miejsca w którym mieszkają fly dogi tutaj nazywane fly fox nieważne następne marzenie się spełniło przez 30 minut obserwowaliśmy jak startowały na żer .

  Pierwszy dzień dobiegł końca zjedliśmy smaczną kolacje , próbowałem  połowić ryby ale z marnym skutkiem (czytaj nie miałem swojego sprzętu) . Rano o 7 może trochę wcześniej popłynęliśmy do miejsca w którym żerowały manty , coś nieprawdopodobnego pływaliśmy między nimi albo one między nami.
(fotek niestety brak dwa sprzęty do zdjęć pod wodą odmówiły posłuszeństwa ). Dziewczyny nawet żółwia wypatrzyły  było cudownie . Spędziliśmy z godzinę w wodzie super . I ostatnia część wycieczki to rajska wyspa Kanawa oczywiście nic tu niema poza jednym barem białym piaskiem i przejrzystą wodą. jako ciekawostkę napisze że nawet słodką wodę przywożą lądu .




turystów jak na załączonych fotkach żadnych tylko obsługa . Tak to można nazwać  rajem .
Reasumując koszt wycieczki bo pewnie wszystkich to interesuje to 100 $ za samolot z Bali na Komodo za osobę w obie strony oczywiście , 240 $ za łódkę oczywiście 2 dni (na pewno przy 6 dorosłych ciężko będzie wynegocjować tą samą cenę, ale jeżeli my daliśmy radę to i wy dacie nam dobijanie targu zajęło prawie godzinę ) z pełnym serwisem max 6 osób, choć można i we dwoje bo i takie opcje widzieliśmy.
Extra bilety wstępu do parku 20 $ za głowę , reszta to już w/g uznania kasa dla przewodnika ,piwko na wyspie Kanawa bądź tip dla chłopaków z obsługi łajby . Nie mam fotki ale nie myślcie że to motorówka bo przy nich to one nawet nie cumowały. Gratis mieliśmy extra pogodę i opaleniznę na raka ale jeszcze dodatkowo grilowanego . Po powrocie  do Labuan mieliśmy jeszcze dwie noce wybraliśmy sporo droższy hotel, położony ok 6 km od wioski nazywał sie Sylwia Resort , tak żeby przypomnieć sobie co to ciepła woda itd.


Ostatniej nocy wracając z posiłku babcia wypatrzyła przy jednym z domków węża taki ładny zielony jakich tu wiele , zrobiliśmy sobie ładne zdjęcia i z ciekawości zapytaliśmy obsługę hotelu o nazwę tego gada.


mina pana z hotelu nie ciekawa zapytał gdzie go widzieliśmy i czy dotykaliśmy , odpowiedzieliśmy że koło jednego z domków siedzi (czai się)a my tylko zrobiliśmy fotki. Co się okazało był to grzechotnik bananowy polujący na mniejsze płazy , gady i gryzonie aczkolwiek ukąszenie przez niego człowieka może skończyć się tragicznie . Zabrała go obsługa dla naszego bezpieczeństwa , wolał bym się nie obudzić z nim w jednym łóżku już sto razy wolę żonę choć też potrafi kąsać . Następnego dnia opuściliśmy fajny hotel i wróciliśmy na Bali . Jak do tej pory nie zachwyciło mnie  to całe Bali ,ale zanim zacznę je opisywać może zmienię zdanie pozdrawiamy

niedziela, 14 lutego 2016

Indonezja , Jawa wulkany Bromo i Ijen

Hello

Wulkany coś co wydaje nam się bardzo interesujące i dlatego postanowiliśmy skorzystać z okazji że jest babcia która zaopiekuje się dziewczynami i zobaczyć dwa podobno najciekawsze , jeden to Bromo i widoki zapierające dech w piersiach drugi to Ijen  i oczywiście Blue Fire. Tyle wstępu i dalej już po kolei.
Kombinacji i sposobów na zwiedzenie tych wulkanów jest wiele ja opisze nasz bo nie wierze że ktoś był raz na Bromo i Ijen a zna 5 sposobów na dostanie się tutaj łącznie z czasem przejazdu poszczególnych środków transportu i cenami za wszystko , to są tylko zasłyszane nie do końca sprawdzone opowieści.
My zaczęliśmy z Jjogja w jednej z agencji wytargowaliśmy bilety pod samo Bromo za 150 tyś od głowy (cena wyjściowa 200 tyś ) . Start o 8.30 z Jogja dojazd do Cemoro Lawang 22.00 i bez przesiadki jak niektórzy sugerują . Zatrzymaliśmy się w Cemara Indah Hotel .
Ceny wysokie (są w necie) ale o 22 nikt sobie głowy nie zawraca szukaniem (nisko budżetowcy też coś dla siebie znajdą w prywatnych kwaterach ) , idziemy lulu (tz dzieci i babcia ) jest ok 23.00 temperatura jak na spodenki i klapki stanowczo za niska ale co tam naprzeciwko zakwaterowali się Bartek i Agata których poznaliśmy jadąc na Bromo ( Agata też poszła spać) Bartek gada z nami obok mieszka chińczyk który jest fotografem i nie wiadomo skąd ,bo o 23 jest już ciemna noc zjawia się Lukas (Niemiec z Kassel ) . Nie miał zaklepane nic ,a że chińczyk był bardzo towarzyski przygarnął go do swojego pokoju . Oni też wszyscy rano ruszyli na wschód słońca piechotą na punkt widokowy (zapamiętajcie piechotą ) . Około 7.30 rano znowu się wszyscy spotkaliśmy przy śniadaniu.  Opowiedzieli nam co i jak  ,Bartek z Agatą pojechali dalej na drugi wulkan Ijen mieli zorganizowaną wycieczkę. Lukas i chińczyk ( fotograf ) zadecydowali że idą na Bromo , jak powiedzieli tak zrobili żeby nie deszcz pewnie przesiedzieli by tam pół dnia ale wyrobili się w dwie i pół godziny . Fotki mieli nieziemskie mimo kiepskiej aury , prosto z aktywnego krateru porostu bajka . Nasza przygoda z Bromo kończy się inaczej o 9.30 jedziemy wypożyczonym jeppem na jedyny otwarty taras widokowy ( jeppem tak a okazało się że taras widokowy jest może 2 km od hotelu , domyślacie się chyba że przepłaciliśmy niemiłosiernie ale co zrobić taki live. ). Rozpadało się na dobre nadciągnęły chmury jedynie dobre fotki mamy z hotelu który widzimy po wyjściu rano z pokoju
 na górze Bromo na dole jego kolega bardziej efekciarski od
z view point-u nie mamy nic kasa za jeppa wyrzucona w błoto ( choć muszę przyznać że facet który nam sprzedawał tą ala podróż na punkt widokowy uprzedzał że optymalnie będzie godz  7, 8 rano nie posłuchaliśmy nasza wina. I na koniec ważne info za bilety do parku nie wąsko bo 217 tyś za głowę czyli Bromo nie płacimy ponieważ i hotele i punkt widokowy znajdują się poza terenem , acz  będą was namawiać i straszyć zostańcie twardzi nie dajcie się oskubać . Odważniejsi spokojnie mogą iść na Bromo bez dodatkowych opłat z tym że na własną rękę . Nas Bromo kosztowało ok 1.000.000 rupii z drogim obskurnym hotelem (wszystko zatęchłe od wilgoci , niska temperatura plus woda zimna )

Lena śpi w polarze 

 Lukas udowodnił że da się to zrobić za ok 150 tyś czyli 45 zł . Moja sugestia to dojeżdżamy do Prombolingo  wynajmujemy busa w obe strony za max 500 tyś  ,w nocy lecimy na Bromo na wschód słońca plus wycieczkę z buta na wulkan i koło południa wracamy do miasteczka  bez stresu bez nagabywania. My wrócimy na pewno wejdziemy na Bromo i wybierzemy tą opcje chyba najtańsza i najmniej stresująca . Ja czuje niedosyt Bromo po tym co widziałem na fotkach Lukasa :-). Następnie udaliśmy się do Prombolingo i dalej kierunek wulkan Ijen . Noc w hotelu ciepły prysznic normalne jedzenie . Rano pakujemy się w  autobus (jest normalny bus terminal) do Banyuwangi nie wiedzieć czemu przez przypadek wsiedliśmy do autobusu jadącego do Bondwoso (moja pomyłka , dziewczyny jak zwykle oblegały W C ) . Wytłumaczono nam że z Bondowoso też da się wejść na wulkan Ijen , szybko sprawdziliśmy w necie info się zgadza wiec  już nie wysiadamy, minute przed odjazdem wsiada nie kto inny tylko Lukas .
Lukas i jego lewa legitymacja (jak się pytali czemu tylko fotka to odpowiadał że nie może jej zgubić)

Jest naprawdę wesoło , zmuszam Lukasa żeby przestawił się na język niemiecki  jest mi łatwiej (niedługo będę mówił lepiej po indonezyjsku niż po angielsku) i dalej podróżujemy w szóstkę . Do Bondowoso dojeżdżamy około 4 PM umawiamy się z Lukasem że każdy poszuka transportu na wulkan a wieczorem się spotkamy i podejmiemy decyzję.
Zaklepaliśmy hotel i znowu  znikąd pojawił się Lukas doszedł do wniosku że skoro na wulkan się wchodzi w nocy a wraca rano to po co mu hotel . zostawił plecak u nas w pokoju i poszliśmy szukać sposobu dostania się pod wulkan . Niby proste ale nie jak pada deszcz , najpierw szukaliśmy skuterów do wynajęcia , nie można jest tylko ojek czyli taxi motor cena za osobę  250 tyś za drogo , pytaliśmy ludzi na ulicy  , trafiliśmy nawet do jakiegoś banku istna komedia ,
aż po długich staraniach wzięliśmy transport autem z miejsca od którego powinniśmy zacząć szukać od początku czyli bus terminal. Targowanie zaczęliśmy od 600 tyś rupii a zakończyliśmy na 450 tyś 3 osoby za jak się później okazało prawie 140 km w obie strony . Cenę wynegocjowaliśmy z pośrednikiem , lecz dla zainteresowanych podam już numer tel do Hariego który był prześmiesznym kierowcą  085204088333 numer oczywiście indonezyjski . Wyjechaliśmy o 23 PM dotarliśmy przed 1 AM , kasy były zamknięte więc uderzyliśmy bez biletów i tu niemiła niespodzianka pilnują i wejścia . Cena 100 tyś bilet albo 80 tyś na lewo innej opcji nie znaleźliśmy . Wejście bokiem przez las ciemną nocą nie jeszcze tak  głupi nie jesteśmy .
Wzięliśmy opcje za 80 tyś kierowca załatwił i dalej jazda pod górę. Jedna godz 30 min wejście i około 30 min zejście do krateru lampka czołowa lub inne światełko życia :-)  potrzebna bezwzględnie , można zakończyć żywot przez chwilę nieuwagi  stwierdzicie to samo wracając za dnia (strome urwiska ) . I teraz to po co przyjechaliśmy czyli Blue Fire tak wygląda






dla mnie przereklamowane nie będę się rozpisywał bo spodziewałem się czegoś bardziej efekciarskiego. A  tu nie dość że spora odległość to i sprzęt do zdjęć w całkowitym  zaciemnieniu mieliśmy kiepski ( dodam że za czuły żeby nie było że wybrałem się z telefonem choć przyznać muszę że na tych z telefonu chociaż coś widać ) ,za to jak zaczyna się rozjaśniać to jest bajka  dla mnie super . Idąc tam na pewno spodziewałem się czegoś innego a rzeczywistość jest zupełnie inna. Nie opisze wam tego bo nie będziecie chcieli tam iść a naprawdę warto , niekoniecznie na Blue Fire ale dla samej satysfakcji . Dodam tylko że naprawdę podziwiam tych ludzi którzy tam pracują. Ważne  najlepsze zdjęcia są jak sie wdrapiemy na kamień który mamy dokładnie za plecami jak sie ustawimy do zdjęć , oczywiście w nocy go nie widać wypatrzyłem go za dnia , ale już ogni nie było . I następna rzecz jeżeli zaczniemy wchodzić na wulkan o jakiejś 3 AM może trochę wcześniej to spokojnie można iść w krótkich spodenkach i flip flopach , nie zdążymy zmarznąć pod górę jest cieplutko , a zaraz po nastaniu świtu temperatura idzie szybko w górę. Za to płaszcz przeciw deszczowy wskazany , choć parasolka do podpierania się chyba lepsza . Jestem usatysfakcjonowany , choć jak pisałem na Bromo wrócę . I ostatnie info można tą wycieczkę załatwić z Yogjakarty za 860 tyś rupii na głowę ,set  zawiera transport na trasie Jogja-Bromo nocleg rano wschód słońca na view point o 9 transport pod Ijen wejście w nocy na Ijen i rano transport do promu na Bali czy się opłaca wy zadecydujecie , jedyny minus nie ma czasu żeby wejść na Bromo . Wydaje mi się że zyskujemy jeden dzień co przy krótko terminowych pobytach jest ważne .
 wszystko robi sam nawet waży ten ma 60 kg po 1000 rupii za kg daje 60000 tyś podzielić na 15 tyś za euro daje 4 euro za kurs ( szkoła życia dla naszych polityków i nie mam tu na myśli żadnej partii)
 tu już szczęśliwi pod Ijen
 a tu szczęśliwi na górze ( zwróćcie uwagę że to całe Blue Fire to tak naprawdę może 100 m2 powierzchni to tam gdzie ten dym na dole choć ogień widać dopiero po zejściu na dół i to takie małe skupiska tego ognia) 
 naprawdę ciężki kawał chleba ( podobno tylko 300 ludzi tam pracuje i praca tam jest przywilejem)
 nie bardzo kumam jak oni to zmontowali ,ale ceramicznymi rurami siarka spływa do beczki która ma 2 lub 3 otwory , Górą uchodzi dym a dołem wypływa siarka która stygnie itd..
 ja mam 188 cm i 42 lata jestem prawie dwa razy większy od niego on ma 36 lat,  uwierzcie mi ten jego kosz z urobkiem przysporzył mi nie lada problem
 na domiar wszystkiego mają tam rozbity namiot i śpią jak by im było mało towaru w płucach
 na górze bliżej się nie dało :-), na dole oni pakują mokrą szmatę do ust podchodzą do zastygłej siarki z łomem odkuwają ile im potrzeba i następny proszę niesamowite

 takie tam pułapki na przyjezdnych to chodnik w Prombolingo
 a tu Bromo dymi i na ulicach , zresztą wszędzie mamy warstwę popiołu
 zapłaciłem za jeppa to chociaż fotkę mam :-)

następny przystanek Bali może sie jonta wypali :-)