środa, 24 maja 2017

Tajwan, Tainan i Kaohsiung

Welcome

Tajwan do zwiedzania jest prosty i przyjemny. Z miasta Chaiyi do pierwszej stolicy Tajwanu zwanej Tainan pojechaliśmy pociągiem. Jazda pociągiem około godziny bilet około 10 zł nawet dziecko by sobie poradziło. Co robić w Tainanie ? dobre pytanie :). Tu  jak i wszędzie zresztą królują świątynie których nie ukrywając już mamy dość. Jeżeli ktoś się tu wybiera to take podstawowe rzeczy które nie musi ,ale powinien zobaczyć to :




 Shennong St. bardzo urokliwa uliczka że starą zabudową plus dodatkiem jest piękna b.stara świątynia. Za pewnie z jakaś historią, ale ja nie lubię przepisywać Wikipedii :) (a już na pewno w języku chińskim).
Generalnie nasze kroki kierujemy na wybrzeże i tam się skupiamy na zwiedzaniu. Najlepszym sposobem na zwiedzanie Tainanu jest wypożyczenie skutera przy stacji kolejowej (są na pewno dwie wypożyczalnie przy samej stacji) cena 60 złoty za cały dzień i będziemy pewni że wieczorem już możemy pojechać dalej nie tracąc czasu na nocleg. My co prawda byliśmy 4 noce , ale my już nie jesteśmy turystami odhaczającymi punkty na mapie. Mieliśmy wielki pokój za bardzo promocyjną cenę wiec trochę poleniuchowaliśmy. To co jest do obejrzenia to mamy zazwyczaj w przewodniku, my natomiast możemy polecić kawkę w kawiarni która usytuowana jest bardzo nietypowo. Mianowicie wejście do niej jest między dwoma ścianami budynków a szerokość tego wejścia to ok 40 cm. Kafejka nazywa się Narrow Door Cofe polecili nam ją Lukasz i Magda :) nam się podobało trzeba przyznać że pomysł bardzo oryginalny.




Z bardziej reklamowanych atrakcji na które daliśmy się skusić  był Nocny Bazar Kwiatowy po angielsku nazwa brzmi lepiej, ale darujcie sobie kwiatów tam nie spotkaliśmy za to żarcie a i owszem plus nie zgadniecie gadżety do telefonów :). To przelało naszą czarę goryczy i już wiedzieliśmy że nic więcej w tym mieście nas nie zainteresuje.
  Przejazd do Kaohsiung i znowu mamy przed oczami wielkie miasto ze świątyniami, ale tez z kilkoma innymi atrakcjami. Stary Fort, bardzo ładne ZOO i sporo z historii, ale mnie już to nuży opisywanie ciągle tego samego. Napisze tylko że tu śmiało można zwiedzić wszystko rowerem bądź skuterem i jeżeli wybierzemy skuter to wystarczy nam jeden dzień żeby opykać najważniejsze punkty w mieście. Nie posiadam info o skuterach za to rowery są gratis w hotelach z tym że musimy się w takim hotelu zatrzymać. My zatrzymaliśmy się w Kaohsiung  w konkretnym celu na ostatnie trzy tygodnie dołączyła do nas mama mojej żony czyli teściowa. Po krótkiej aczkolwiek burzliwej naradzie wybieramy nas środek lokomocji na najbliższe dwa tygodnie (ostatni tydzień zostawiamy na Taipej) i już w dalszą podróż udajemy się wypożyczonym autem. Dla ciekawskich auto wzięliśmy z Avis-a z 60% zniżką za taki okres wynajmu wiec bez zastanowienia była to dla nas najtańsza opcja. Cena za Forda Kuga wiec duży samochód 270 zł za dzień. Nie ma się co oszukiwać jest świeży dopływ kasy z polski (czytaj przyjechała mamusia) status materialny się podniósł :).


 nasz środek transportu
 Kasia sprawdza wytrzymałość lian
 połowy na nabrzeżu
 futurystyczne atrakcje

 następne futurystyczne budowle



 dobrze wytresowany
 6 psów w wózku zwariowani ludzie
 świątynia tygrysa i smoka

 tu już z babcią
 a tu tata zawsze umie ładną fryzurę zrobić :)

sobota, 13 maja 2017

Tajwan Jiayi (Chiayi)

Hejka :)



Czas pędzi jak oszalały a my staramy się dotrzymać mu kroku. Zaplanowaliśmy 40 dni na Tajwanie a tu może się okazać że będzie krótko. Taizhong zaliczony przyszła pora na Chiayi, niewielkie miasteczko mniej więcej ( to wszyscy chyba wiedzą ) w połowie wyspy na  jej zachodnim wybrzeżu.  Zawitaliśmy tu z dwóch podstawowych powodów: pierwszy to Alishan czyli wyprawa kolejką w góry do pra starego lasu cedrowego, drugi to Łukasz i Mada para naszych rodaków których obiecałem sobie odwiedzić jak będziemy na Tajwanie, a przy okazji zobaczyliśmy także: historyczne więzienie plus extra byliśmy na zwrotniku raka :). Ale od początku dojazd do miasta Chiayi prosty jak konstrukcja cepa z miasta Taizhong autobus międzymiastowy w b,wysokim standardzie itd. nie ma co powielać opisów bo wszystkie są podobne. Wyskakujemy na dworcu autobusowym przeskakujemy wiaduktem na drugą stronę torów tam jest całe skupisko hoteli, wybieramy co nam się podoba w cenach już dużo bardziej przystępnych niż miasta na północy. My zapłaciliśmy 900 TWD za dobę może nie najpiękniejszy ten hotel,ale nam wystarczy. Po zakwaterowaniu żeby nie tracić czasu wypad na miasto i od razu bazar który jest niedaleko. Asortyment nie różni się wiele od towarów w innych podobnych miejscach. Wieczorem udało nam się spotkać z Łukaszem i Magdą którzy tak samo jam my podróżują drugi rok, lecz na obecną chwilę przebywają dłużej na Tajwanie.. Prowadzą bloga www.podrozneopowiesci.pl i tak jak my szukają swojego miejsca na ziemi. Więcej dowiecie się czytając ich historie w necie. Akurat tak się złożyło że Łukasz i Magda dysponowali autem wiec w pierwszy wspólny wieczór pokazali nam kilka ciekawych miejsc których pewnie sami byśmy nie znaleźli.
tu np. jakaś ogromna metalowa podświetlana konstrukcja.

No dobra gdy już wiedzieliśmy jak i gdzie się poruszać po Chiayi następnego dnia wybraliśmy się na główną atrakcje dla której się tu przyjeżdża. To tak zwane w slangu blogerów must see :). Skusiliśmy się i my, a rzecz dotyczy wyprawy kolejką w góry do bardzo ( pojęcie względne nie wszyscy lubią to samo )  fajnego parku z bardzo starymi drzewami. Startujemy rano pociągiem że stacji głównej o godz 9 rano (jeden pociąg dziennie) po 2 godz 40 minutach jesteśmy już wysoko, ale jeszcze nie w chmurach miejscowość zwie się
 możemy tu zrobić parę pamiątkowych fotek, ale dalsza część atrakcji jest jak wsiądziemy w autobus i pojedziemy następną godzinę już wysoko w góry gdzieś między chmury.


 Zaczynając podróż na wysokości około 30 m npm było cieplutko , ale na górze można się zdziwić dojeżdżamy na wysokość ponad 2200 m npm. Widzieliśmy odważnych w klapkach i krótkich spodenkach, ale my zaliczamy się do tych bardziej  przezornych. Co nas czeka na górze generalnie niewiele w sumie to bardzo stary las Cedrowy. Są porobione super trasy do spacerowania na które zużyto więcej drzewa niż tam rośnie, plus dodatkowo jakaś krótka przejażdżka pociągiem po bardzo starej linii kolejowej. Jeżeli jeszcze dopisze nam pogoda to możemy zobaczyć efekt "morza chmur" który nie jest niczym innym jak tylko widokiem na chmury, ale nie od dołu tylko z góry. My widzieliśmy to na zdjęciu wygląda niesamowicie, a każdy z was widział taki efekt lecąc w dzień samolotem :). Co by za dużo nie przynudzać nam się podobało i uważam że będąc tu spokojnie można dzień na to poświęcić.

 to wielkie drzewo  z tą tabliczką ma ponad 2.400 lat


Powrót już ciemną nocą autobusem całą trasę i radzę mieć przy sobie coś (reklamówkę)  na wszelki wypadek serpentyny są zabójcze a kierowca nie gorszy niż nasz Kubica :).
Wieczorem jeszcze udało nam się spotkać z Łukaszem i Magdą  w celu wymyślenia jakiegoś planu na następny dzień.  Za ich namową zdecydowaliśmy się na wspólne śniadanie w parku


 Następnie była wspólna wizyta w planetarium które stoi dokładnie na zwrotniku Raka. Wejście do planetarium jest za darmo i choć nie jest ogromne są ciekawe rzeczy przynajmniej dla naszych córek.



 Lukasz próbuje wytworzyć energie potrzebną np. w kuchni


 eksperymenty dziewczyn


 zwrotnik raka


Po planetarium jeszcze wspólna kawa i musieliśmy się rozstać. Lukasz i Magda czasami muszą jeszcze pracować , wiec juz sami popołudniu wybraliśmy się do  starego więzienia.  No  i co pudło jak pudło pamięta czasy Japończyków, jest w centrum więc jak ktoś ma czas to śmiało z tym że zwiedzanie z przewodnikiem w  rodowitym języku :).








a dalej to już luźny spacer po mieście
 moja astronautka
 tu akurat Lena recepcjonista w hotelu wszechstronnie uzdolniony zrobił jej warkocza
 jak wszyscy Tajwańczycy wpadliśmy i my w sidła hazardu
 już było za ciemno, ale drzewko wyglądało jak grzybek
 kolacja
 Karola zaliczyła stomatologa   plomba jej wypadła  ;(
 zakup zwykłej herbaty przyprawiał czasami o zawrót głowy
 ja i moje stado :)





poniedziałek, 8 maja 2017

Tajwan Taizhog (Tajczung)

Hello Ello





Hsinchu było ciekawe, ale przed nami cały Tajwan czeka :). Jak już się wszyscy wyspali czyli kolo 10 rano pożegnaliśmy się z naszą ulubioną panią recepcjonistką w jej ulubionym stylu sękiu-sie sie :) i udaliśmy na dworzec autobusowy. Z racji tego że mieszkaliśmy w centrum to mieliśmy do przejścia kawałek wiec obyło się bez narzekań młodzieży. Następny przystanek Tajczung  (uproszczę sobie pisanie wybaczcie) i opisane wszędzie w internetach na blogach Sun Moon Lake, ale o tym później. Odległość miedzy miastami Hsinchu i Tajczung to około 90 km, a bardzo wygodny autobus potrzebuje tylko 1 godz 40 minut na pokonanie tej trasy. Odjazdy z miasta do miasta od 6 rano średnio co 35 minut wiec nawet nie trzeba planować. Idziemy  na dworzec, wsiadamy i jedziemy - prościzna.Na dworcu zawsze nam ktoś pomoże. Bez problemu kupujemy bilet jedną stronę cena 18 zł osobę, dzieci 50%. Po dotarciu na miejsce znowu powielamy plan z poszukiwaniem hotelu. Dziewczyny zostają w 7/11 a ja tym razem z Karoliną ruszamy na poszukiwania hotelu. Wiemy już jakich cen się spodziewać wiec odwiedzamy jeden hotel po drugim z myślą że trafimy na jakąś perełkę :). I trafiliśmy 600 dolców tajwańskich za 4 osoby toż to prawie jak darmo z małym hakiem, hotel był tak obskurny że nawet szczury z niego pouciekały :).

 W końcu udaje nam się znaleźć coś dla nas, jesteśmy szczęśliwi. Dodam że nasz hotel to 7 i 8 piętro w jakimś bloku a recepcjonistka siedzi najczęściej w halce, albo może to jest koszula nocna :). Nie nie wcale nie jest seksowna ma spokojnie pod 60 :). Jako ciekawostkę napiszę że w promieniu 300 metrów od dworca jest hoteli do wyboru do koloru w cenach od 60 zł do no limit. Po zakwaterowaniu jak to zwykle bywa narada i próba stworzenia jakiegoś planu. Ustalamy że pierwszego wieczora jedziemy na Feng Chia Night Market. Autobus nr 25 lub 35 praktycznie z pod samego dworca pociągowego.

Czas jazdy ok 30 minut cena 20 TWD za osobę i już jesteśmy. Wysiadając rzucił nam się w nos bardzo specyficzny zapach, ale jeszcze wtedy nie mieliśmy bladego pojęcia co to jest. Bazar jak to bazar. Towarem wiodącym są akcesoria GSM to już wiadomo o co chodzi, temat zasadniczy jak to na każdym bazarze tajwańskim jedzenie, a reszta to mydło i powidło z przewagą na mydło :) :) :). Akcesoria GSM nie bardzo nas interesowały wiec udaliśmy się na jedzonko. Oddaliliśmy się trochę od głównego nurtu nieprzyjemnych zapachów i weszliśmy do niepozornej knajpki na uboczu. Knajpa niczym się nie wyróżniała poza tym że miała na powierzchni około 40 m2  z 8 albo 10 wiatraków plus dwa wielkie klimatyzatory. Istna chłodnia, ale co tam wytrzymamy. Kasia zamówiła Tofu a my zupę :) kiedy już zjadła połowę dopatrzyła się że je śmierdzące tofu !!! przez te wiatraki i klimę nic nie było czuć. Po przeczytaniu jak wygląda proces wyrabiania tego Tofu poczuliśmy niezłe ukucie w żołądkach, ale z kamienną twarzą zjedliśmy wszystko.



pozwoliłem sobie wkleić info z netu żeby nie przepisywać tego co już zostało napisane. I mogę teraz powiedzieć że nie taki diabeł straszny jak go malują. Każdy z nas ma inny zmysł smaku i powonienia i dla każdego z nas będzie to pachnieć i smakować inaczej. W każdym razie te opisy powyżej maja się nijak np: w moim przypadku zjadłem to bez głębszego rozczulenia :), żona też dała radę, dzieci nie były zainteresowane.
Dzień następny w Taichung to wizyta w Muzeum Trzęsienia Ziemi. Dojazd bardzo prosty autobus 100 i 107  przystanek naprzeciwko Mc Donalds-a przy stacji "PKP". Po około 40 minutach jazdy, ostatnie 1200 metrów z buta i jesteśmy.
Dla nas bomba po prostu super, ale wiecie ja już wymiotuje świątyniami, jeziorami, plażami a tu nareszcie coś co spodobało nam się wszystkim. Muzeum powstało w miejscu gdzie trzęsienie ziemi wypiętrzyło ziemie i to w dodatku na takim prostym kawałku jak boisko szkolne. Widok niesamowity. .



Plus dodatkowo wiele atrakcji edukacyjnych dla dzieci. Koszt niewielki 6,5 zł dorosły 4 zł dziecko, wujek google podpowiada że potrzebujesz 1 godz 30 min, my siedzieliśmy cztery albo i więcej. Osób zwiedzających, a był to czwartek, może 6 poza naszą czwórką, a przepraszam na koniec spotkaliśmy cała klasę. Dzieciaki są edukowane od  najmłodszych lat jak się zachować w sytuacji kryzysowej.

Można spacerować tu po nie do końca zniszczonych budynkach, usiąść na platformie lub wejść do pomieszczenia i przeżyć trzęsienie ziemi. Bardzo podobne muzeum widzieliśmy na Sumatrze w Banda Aceh a było to Muzeum Tsunami. Do domu jak zwykle wróciliśmy po zmroku.
Trzeci dzień to już takie tutejsze must see Sun Moon Lake. Dojazd z centrum autobus nr 6670  cena 190 TWD osoba dorosła, dzieciaki połowę.

Czas dojazdu około 2 godziny. Przystanek pokazany powyżej, Można jechać z jakimiś firmami gdzie bilety zakupuje się w pakiecie z atrakcjami do wykorzystania na miejscu, ale my się nie zagłębialiśmy w to. Nam się trafił rano fart, idąc na autobus dosłownie 4 min od hotelu zaczepił nas taksówkarz. Wiadomo że cenę miał droższa niż autobus, ale on odprowadził nas na przystanek i dokooptował sobie jedną babeczkę. Wszyscy byli zadowoleni. Cenowo wyszło tak samo a czasowo godzinka do przodu.Taksówki mają większe wiec miejsca było pod dostatkiem.

Tajwańczycy są po prostu mistrzami jeżeli chodzi o organizowanie atrakcji i zarabianie na tym. Zwykłe jezioro w górach,droga dookoła dla aut, autobusów, skuterów i rowerów. Po przybyciu na miejsce dostajesz mapkę z atrakcjami przeliczasz w pamięci czas jaki masz i wybierasz środek transportu do zwiedzania. Autobus 80 TWD cały dzień jeździsz od atrakcji do atrakcji, jedyny minus jesteś uzależniony od rozkładu jazdy. Rower  fajna sprawa jest ich tu do wyboru do koloru pojedynczy, tandem, elektryczny ceny od 100 TWD za dzień, minus trzeba się na pedałować a 30 km wkoło jeziora plus atrakcje !!! niemożliwe do zrobienia. Pozostaje skuter dosyć drogi, albo własne auto. My opykaliśmy to autobusem trwa to bardzo długo, ale jest do zrobienia. I teraz  najlepsze czy to na pewno jest must see na Tajwanie, nie dla mnie, chociaż żona twierdzi inaczej :) Wam się może podobać ocenicie pewnie sami. Do zobaczenia kilka świątyń, rejs statkiem po jeziorze, i fajny wjazd gondolą na górę i dużo innych atrakcji. Nam nie było dane przejechać się gondolą bo tego dnia była zamknięta :( . Powrót już tradycyjnie autobusem z miejscowymi bardzo przyjemnie.





Ostatni dzień zwiedzania Kasia wybiera Wufeng Lin Family Garden. No ja przemilczę, nie moje klimaty choć oglądałem z bananem na buzi przecież kocham żonę  :) :) :) . Oddam kompa żonie może coś napisze .............  o nie chce nic napisać trudno możecie wyczytać w Wikipedii ja nie będę niszczył klawiatury.


  Jeszcze tylko ostatni nocleg i tak nasza wizyta w Taichung dobiegła końca :) :) :) pendzim na Bendzin

Pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji

Ps. Taichung to też duże miasto z tym że pomimo tylko 90 km poniżej Hsichu to naprawdę temperatura wyższa. Nawet na ulicach prawie wszyscy w klapkach, w poprzednim mieście  pełne buty to normalka. Skutery jeszcze ich więcej, kultura jazdy gorsza widać było gołym okiem łamanie przepisów.

Parę fotek

 Stinky tofu to nic przy tej żabie
 Polatał bym, ale instrukcja po chińsku :)

 Taiwańskie radiowozy
Ze swoimi gadżetami prześcignąłem miejscowych
Garaż przenośny ciekawy pomysł
Kino godzina 9 rano i już kolejki
takie znaczki są prawie wszędzie
taki znaczek jest w każdym autobusie
Nawet wróżby w klasztorach już są z kompa
Piszę dla was bloga :)
Nauka mandaryńskiego w autobusie
Zaznaczy pani to będzie dobrze :)
Knajpa dla kolarzy :)


Druga Japonia

Fabryka spagetti
Skutery, skutery morze skuterów :)
Papier, kamień i nożyczki :)
Z takim kablem do ładowania można siedzieć w toalecie a podpiąć się do prądu w garażu :)
Pieska czy kotka kupujemy jak ciepłe bułeczki