środa, 21 lutego 2018

Filipiny, Wycieczka na Palawan

Hejka



Czas biegnie nieubłaganie i najwyższa pora napisać o czymś co się u nas wydarzyło :). A wydarzyło się całkiem sporo. U was jest okres zimowy a to oznacza że u nas jest dokładnie odwrotnie czyli grudzień- styczeń sezon turystyczny max, Temperatury powietrza i wody które dla przyjezdnych są zadowalające a nawet wręcz wymarzone dla nas już nie koniecznie. Są to miesiące w których chyba najczęściej zakładamy bluzy i najmniej się kąpiemy w morzu. Dodać też trzeba że praktycznie od 15 grudnia do połowy stycznia lało prawie dzień w dzień.
 Największym pechowcem tej pogody była teściowa, która to postanowiła do nas zawitać na całe 48 dni. Oczywiście były jakieś okienka pogodowe i udało jej się trochę wysmażyć  (czytaj opalić).
 Niestety tak się złożyło że w tym czasie zaplanowaliśmy wspólnie wycieczkę na Palawan . No co robić :) promocja była  bilety na samolot są to trzeba lecieć (typowe myślenie Polaka). Zanim dokładniej przejrzeliśmy prognozy pogody już byliśmy na Palawanie. Napisze krótko wycieczkę trzeba powtórzyć, ale w innym terminie. Będąc 9 dni na miejscu praktycznie wszystkie przesiedzieliśmy w hotelach.  Cudem udało nam się wstrzelić w jeden dzień bez deszczu i zrobić podziemną rzekę w Sabang. Wrażenia, to zależy kto co lubi. Nam się podobało, ale poznałem rożne opinie i muszę się z nimi zgodzić. Wiec czy to jest takie typowe "do obejrzenia" pozostawiam do wyboru wam. Dodać należy że udając się na podziemną rzekę potrzebujemy też extra zezwolenia które możemy załatwić w PP lub na miejscu w Sabang z tym że tu już nie ma pewności że popłyniemy tego samego dnia.

Sama miejscowość Sabang nie ma nic do zaoferowania poza zawilgotniałymi hotelami i ... no właśnie nic nie przychodzi mi do głowy, a przepraszam jest wodospad jakieś 2 km nabrzeżem w przeciwnym kierunku niż jest plaża. Oczywiście z nudów poszliśmy i o dziwo nawet ładny bez masy turystów bo przecież komu by się chciało iść dwa km po nabrzeżnych kamieniach.

 Tak spędzają czas miejscowi amanci w przerwach miedzy jednym piwem a drugim


 W drodze na wodospad mijamy malutką osadę rybacką, a tam cuda panie fryzjer na plaży a obok na łódce to kolejni pacjęci oceniający kunszt pracy barbera.


o tym jak paskudna była pogoda niech świadczy fakt że łódka poniżej co prawda została uratowana , ale poszła na dno próbując odpłynąć od nabrzeża


Najszybszym środkiem poruszania się po wyspie jest własny transport, ale wiadomo takowym nie dysponujemy. My na wyraźne życzenie (czytaj  rozkaz)babci wynajęliśmy takiego vana. Cena zwala z nóg, ale co zrobić jak niektórych te nogi bolały (między innymi moje córki). Plusem jest to że mówisz stop i walisz głową w szybę bo kierowca jest posłuszny jak kundelek i każdą komendę traktuje poważnie. Lecz w tym wypadku to oczywiste "kasa czyni cuda". Suma sumarum mieliśmy busa na 4 dni za około 20 tyś peso jak dobrze pamiętam, ale proszę się tym nie sugerować stawki ustalacie sami. Nasz kierowca okazał się kiepskim biznesmenem dlatego że jego angielski był na poziomie nie ubliżając bardzo mało zaawansowany. Po prostu nie skumał naszej propozycji choć się na nią zgodził, na koniec był mały kwas i rozczarowanie. Ale moja mina wyraźnie dała do zrozumienia że dopłaty za gapowe nie będzie.  


Klasyczny przykład filipińskich dróg w czasie deszczu na górze, a zdjęcie dolne to już następna odwiedzona przez nas wioska  czyli osławiony pod niebiosa Port Barton.

i ta osławiona plaża :).  Będąc nawet bardzo dużym optymistą napisze krótko nie trafiliśmy w pogodę, wioska bo tak trzeba nazywać PB jest jeszcze mniejsza od naszego Santa Fa i do zaoferowania ma no cóż, sorry znajomi, ale muszę to napisać niewiele. Co oczywiście nie oznacza że wam odradzam PB, pewnie ma mnóstwo innych plusów których wy się dopatrzycie. Dodam tylko jeszcze że w wiosce prąd jest od wieczora do rana a to tylko dla tego że Major , kapitan czy jak go tam zwą  czyli odpowiednik naszego wójta jest właścicielem stacji paliw. I chcąc nie chcąc wszystkie owieczki zaopatrują się u niego w paliwo do agregatów, wiec żaden w tym jego interes żeby zelektryzować wiochę. Zresztą kto by podcinał gałąź na której sam siedzi, alb o zabijał kurę znoszącą złotej jajka. To taka przenośnia oczywiście, ale jak bardzo kojarzące się z naszym krajem.


Powiem tak my pojechaliśmy tam w konkretnym celu, mianowicie odwiedzić Agatę i Maćka których poznaliśmy rok wcześniej właśnie w drodze na Filipiny. Oni zakochali się w Porcie Barton i tam planują swoją przyszłość, my z racji tego że mamy dziewczyny i potrzebowaliśmy szkoły zdecydowaliśmy się na Santa Fe. Dla zainteresowanych dodam tylko że Agata i Maciek piszą bloga "Niclepszego.pl"  a przygody ich są naprawdę ciekawe, plus dodatkowo jak się zwrócicie do nich z jakim kol-wiek zapytaniem to na pewno nie pozostanie to bez odpowiedzi. Przebiegu imprezy nie będę opisywał za to napisze że spędziliśmy razem dwa dni, co prawda deszczowe ale i tak warto tam było się tłuc. Tylko dzięki Agacie i Maćkowi były to naprawdę fajnie spędzone dni.


Na dolnym zdjęciu następny nasz rodak z córką. Tu akurat uchwyceni w momencie jak córka wraca z PP ze szpitala z rachunkiem 18 tyś peso za jedno albo dwu dniowe hospitalizowanie i podanie kroplówki. Tomek bo o nim mowa przyjechał tu za namową swoich córek i tak już został w tym Porcie Barton prowadzi fajną kawiarnie o nazwie "Mabuti"



Pogoda nie rozpieszczała deszcz non stop aż do znudzenia




Na Palawanie bardzo mi się podobały tricycle miały swój styl,  a niektóre wręcz były śliczne







Edukacyjne zawitaliśmy na farmę krokodyli


zaliczyliśmy Zipp Line




Informacje przydatne to na pewno: z lotniska w PP można wyjść na własnych nogach jak ktoś chce bardzo oszczędzić 200 peso miasto jest w zasięgu 10 minutowego spaceru.
Biorąc pierwszego lepszego trycykla dowiemy się wszystkiego czego potrzebujemy. Czyli pierwszy lepszy albo gorszy tani hotel, transport na dworzec autobusowy z którego da sie uciec do Sabang, Port Barton  albo El Nido. Choć pamiętacie że będzie was namawiał na prywatny transport.
Odpowiadając na pytanie czy warto zostać choć jeden dzień w PP  odpowiedź brzmi  zdecydowanie. Już tu mamy zajawkę tego co nas czeka w dalszej części podróży :) :) :) .

kontakt

pitchers@hoga.pl

fb/koziolkiwazji