niedziela, 13 marca 2016

Indonezja , Gili Air

Hejka

Zaczniemy od info turystycznego bo to najbardziej interesuje wiele osób tutaj zaglądających. Sporo czytałem o tym jak się dostać na Gili i nie ukrywam że chcieliśmy wybrać opcje  tańszą aczkolwiek zabierającą cały dzień i cała masę nerwów. Powiedzmy że to opcja nr 1, a wygląda tak że nieważne gdzie jesteśmy na Bali szukamy najtańszego połączenia do portu w Padang Bai. Następnie płyniemy na wyspę Lombok do portu Lembur za 42 tyś rupii , prom publiczny co 2 godz i płynie od 4 do 6 godz . Następnie z portu Lembur na wyspie Lombok zjeżdżamy czymkolwiek zazwyczaj taxi cena zapewne wyższa  niż oczekujemy  na południe do portu Bengsal 52 km czas około 2 godz. I na koniec jak dojedziemy do portu musimy dojść kawałek, auta nie mogą dojechać, a w porcie czeka nas stado naciągaczy i naganiaczy którzy za znowu odpowiednio wysoką kwotę nas przerzucą na Gili lub próbujemy przedostać się transportem publicznym za 12 tyś za osobę (trzeba czekać na zebranie się odpowiedniej liczby osób co zajmuje około 2 godzin). Istny koszmar choć jest to do zrobienia, my z dziećmi wybraliśmy opcje nr 2. Dojechaliśmy z Kuty do Padang Bai za 50 tyś rupii od osoby i z Padang Bai wzięliśmy szybką łódkę bezpośrednio na Gili Air za 150 tyś rupii na głowę, półtorej godz później byliśmy na miejscu. Cena wyjściowa tak jak wszyscy opisują 660 tys rupii .
 tak tak za nami 7 silników każdy 250 kucy  jest power :-)
Więc nie traćcie nadziei targujcie się .

Na razie zadekowaliśmy się na jednej z trzech podobno rajskich wysp Gili Air. Czy są one naprawdę takie naj naj naj  to się dopiero  okaże będziemy je poznawać przez dwa tygodnie. Wiem już jedno białych plaż to tu nie widzieliśmy :-( , choć te co są można się do nich przekonać ( przebywaliśmy na ładniejszych )



Za to po 4 dniach samotnego snurkowania pierwszy raz zobaczyliśmy żółwie na wolności. Mieszkamy przy samiutkiej plaży Bintang i z tej plaży codziennie wypływamy ok 200-300 metrów w morze żeby podziwiać te piękne gady. Co tu pisać jesteśmy  wniebowzięci.cdn
No więc sytuacja wygląda w sposób następujący: Zatrzymaliśmy się u losmena który zwie się Wira i ma tylko dwa domki pod nazwą Andi s Bungalows, które dostał jak by to rzec w spadku od matki z przykazem poprowadzenia ich. Ale Wira niestety jako młody ex student medycyny marzy o pracy w szpitalu, i  nie ma zielonego pojęcia o prowadzeniu tego bałaganu.


Po pierwszym posiłku wiedzieliśmy że kucharzem to on nie jest i pewnie nigdy nie będzie :-). Szczerze to w ogóle niewiele potrafił oprócz zamiatania, resztę nie chwaląc się  robiłem ja :-).  Ale co tam przez gorsze rzeczy przechodziliśmy. Okazało się również że Wira bardzo szybko nam zaufał i któregoś dnia oświadczył nam że zostawia nas z tym całym swoim dobytkiem a sam jedzie do mamusi na Lombok. Dostaliśmy wolny wstęp do kuchni i lodówki co poniekąd ułatwiło nam przetrwanie tutaj.


Przez osiemnaście dni dzieci miały cztery koty (do wyjazdu nazbierało się ich 8) na utrzymaniu i znajomych po sąsiedzku co prawda 2 lokalsów i 2 małych Rosjan, ale brak zrozumienia w mowie w ogóle im nie przeszkadzał. Tak zazwyczaj kończyły się zabawy :-)



 Góra Karola , dół Lena

A my stare konie oddaliśmy się całkowitemu lenistwu. Wypływaliśmy w morze raz czasami dwa razy dziennie na ok 2 godz i podniecaliśmy się spotkanymi żółwiami. Tak mogę śmiało napisać że z żółwiami napływaliśmy się aż do znudzenia.


Jednego dnia Wira zaproponował nam wycieczkę na Lombok, oczywiście skorzystaliśmy z jego uprzejmości i zobaczyliśmy jak wygląda tu między wyspami transport publiczny. Rano na  godz 8 zbiórka  w porcie bilet za 12 tyś rupii i czekanie na odpowiednią ilość osób o 9.30 startujemy :-) w tym czasie co czekaliśmy odpłynęły 2 łódki prywatne na której przerzucani są biali za odpowiednio wyższą kwotę. Wira miał samochód w porcie i obwiózł nas po wyspie.


Bardzo nam się podobało i powzięliśmy postanowienie powrotu i zwiedzenia tej wyspy na skuterze, ale następnym razem. Powrót z Lombok na Gili wyglądał identycznie czas oczekiwania półtorej godz z tym że byli też jacyś biali którzy postanowili poczekać z nami. W sumie nawet było wesoło bo biali mieli gitary i trochę grali a my poznaliśmy sympatycznego lokalsa z którym przegadaliśmy większość czasu popijając sok z kokosa :)


tylko w tej małej budce sprzedawane są bilety na transport publiczny, jest tak sprytnie ukryta że mało który turysta jest w stanie ją odnaleźć.
Czas na wyspie określały nam wschody i zachody słońca nie potrzebowaliśmy nawet zegarka .Wstawaliśmy o świcie no może trochę później a szliśmy spać niebawem po zachodzie słońca , śniadania mieliśmy w cenie więc naleśniki i omlety były grane codziennie . Obiady to różnie zazwyczaj coś mieliśmy ze sklepu , a kolacje to już jedliśmy w miejscowych knajpach . Bezpieczeństwo na wyspie dla dzieci pierwsza klasa , nie ma żadnych pojazdów mechanicznych , tylko rowery i bryczki konne które są dosyć głośne więc szansa na przypadkowe spotkanie z pędzącym koniem nikła.


sorry lepszej fotki nie miałem :-).

Może jeszcze trochę o żółwiach  :-) . Tu na wyspach można spotkać je całkowicie wolne nie trzeba nawet wykupować komercyjnej wycieczki łodzią . My  co prawda spotkaliśmy je dopiero 4 dnia naszego pobytu , ale to tylko dlatego że nie wiedzieliśmy gdzie i jak ich szukać . Pierwsza podstawowa zasada to maska do snurkowania (zaparowana popsuje wszystko) z racji tego że wszyscy mieliśmy nowe , musieliśmy znaleźć sposób aby nam nie parowały i tu najlepszy okazał się płyn do naczyń . Smarujemy środek maski  10 min wcześniej , następnie po wejściu do wody lekko płukany i po problemie , u nas działał rewelacyjnie nawet dzieci były zdziwione. Druga sprawa to miejsce do tego snurkowania , no tu trzeba po prostu popytać miejscowych albo spotkanych turystów :-) (może będą tak mili i udzielą wam info). No i trzecia uważam ważna sprawa to żółwia najlepiej szukać dryfując po wodzie , każde uderzenie ręką lub noga o powierzchnie wody sprawi że żółw nas usłyszy i szansa na jego zobaczenie będzie malała . ( ucieknie bo się nas boi ). Poniżej na zdjęciu jest córka z ogromną samicą żółwia którą obserwowaliśmy kilka dni pod rząd zawsze w tym samym miejscu . Oczywiście jak podpływaliśmy za blisko to uciekała ale nie mogliśmy sobie odmówić takich zdjęć. Na marginesie dodam że na Gili Air do snurkowania potrzebne są buty takie jak ma córka  na zdjęciu lub płetwy rafa koralowa jest bardzo daleko od brzegu a na boso nie dojdziemy martwa rafa skutecznie pokaleczy nam stopy.






Nie podniecać się datą na fotkach nie umie ustawić prawidłowej 😕



Pobyt na wyspie zakończył się dla nas nie miłym akcentem tz. dzień przed wyjazdem ktoś nam skradł jeden z naszy nowych telefonów .  (mamy swoje typy kto to mógł być ,ale za ręke nikogo nie złapaliśmy).
Polaków spotkaliśmy bardzo dużo nie z każdym mamy fotke więc zdjęć z rodakami z Gili nie bedzie.
Dla zainteresowanych napisze że nie możemy dalej tu zostać (ograniczenia wizowe) podjęliśmy decyzje że lecimy do Malezji na następną rajską wyspę Tioman . Oczywiście Gili polecam lecz na pewno to nie jest raj w pełnym tego słowa znaczeniu .


     Nasz żywy inwentarz



Załapaliśmy sie na fotki ślubne


Kot właściciela wyjątkowo odporny na zaczepki mojch dziewczyn


Wieczorna zupka


Znowu kot właściciela tym razem w uściskach Leny


Na Lombok mieliśmy okazje podziwiać karawan żałobny ( choć bardziej przypominał małą wesołą imprezkę)

A tu wyszedłem pobiegac ale skończyło sie na piwku o 7.30 z rana i gimnastyce oczu ( tak rozciągałem gałkę oczną i obiektyw w aparacie )
Poranki mnie zaskakiwały (czasami nawet bardzo )



czwartek, 10 marca 2016

Polacy poznani w Indonezji ( tym razem na Bali)

Hej

Biorąc pod uwagę sporą  ilość różnych wpisów i blogów na temat Indonezji muszę przyznać że nie często spotykamy tu polaków , rzekłbym nawet że bardzo mało . Ale o to przed wami Tomek i Karolina ze Zgorzelca . Tak się złożyło że wybrali oni całkiem przypadkowo ten sam hotel w którym jesteśmy . Zwyczajowo wymieniliśmy się informacjami i uprzejmościami i nasze drogi rano się rozeszły choć może jeszcze spotkamy się na Gili :-)  oczywiście pozdrawiamy



środa, 2 marca 2016

Indonezja , Bali

Ello




Czas zacząć pisać o Bali i jak zawsze może nie o tym co tu można zobaczyć (takie info znajdziemy w przewodniku) tylko co my zobaczyliśmy . A więc tak po wulkanach przepłynęliśmy na Bali . Złapaliśmy prywatny transport z portu do Loviny za 300 tyś rupii podobno są jakieś lokalne busy po 50 tyś rupii od głowy ( info nie potwierdzone ) , a że nas jest 5 osób chwilowo to wykalkulowaliśmy że na jedno wyjdzie bo i tak nam policzą extra miejsce za 3 duże bagaże . Lovina to jak mieścina poza sezonem niewiele się tu dzieje , ale nam nie przeszkadza po tym wyścigu przez Jawę chcemy tu odpocząć ze 3 -4 dni . Wyczytaliśmy że można tu rano popływać z delfinami a raczej je pooglądać jak żerują . Oczywiście skorzystaliśmy popłynęliśmy z jedną córką bo starsza to już nawet pływała w basenie z delfinami więc nie była zainteresowana . Scenariusz wycieczki prosty dzień wcześniej umawiamy się z właścicielem łodzi lub naganiaczem , oczywiście nic nie płacimy (płatne po wykonanej usłudze) . Następnego dnia zjawiamy się o 6 rano na plaży
, albo odbierają nas z hotelu i podwożą na miejsce (myślę że trzeba to uzgodnić , my mieliśmy hotel przy plaży). Wsiadamy  w naszym przypadku ładną nowa łódkę z młodym wyluzowanym kapitanem i zaczyna się impreza . Wszystkie opowieści wyczytane na temat tych wycieczek są prawdziwe , około 20 łodzi jak nie więcej wypatruje na morzu żerujących delfinów i wyobraźcie sobie co się dzieje jak już je wypatrzą .
Nasz młody kapitan obrał inna technikę wypłynęliśmy a i owszem jak wszyscy , ale on zamiast ganiać „zaparkował” łódeczkę i czekaliśmy cierpliwie .
Zanim zrobiliśmy upragnione fotki podziwialiśmy wschód słońca , Lena się wynudziła na maksa i nadszedł ten moment kiedy wypłynęły kolo nas delfiny nawet 2 razy .

Podsumowanie 150 tyś rupii za trzy osoby . Były i po 2 osoby na łódkach więc myślę że i za 100 tyś da się to zrobić . Wrażenia o to proszę pytać moją córkę , ja osobiście nie namawiam bo to chyba trochę stresujące dla tych delfinów. No może ten wschód słońca ,

ale sorry w moim przypadku ze 20 lat wcześniej było by romantycznie :-) . W Lovinie też załatwiliśmy bilety na Komodo co okazało się dobrym posunięciem , po prostu było taniej . Następne mając już bilety na samolot przenieśliśmy się bliżej lotniska  . Był jeszcze mały incydent z kierowcą który nas wiózł z Loviny na południe Bali do Jimbaran a mianowicie na 6 km przed naszym hotelem stwierdził że nie powiedzieliśmy mu gdzie chcemy jechać i on chce 100 tyś rupii dopłaty , sytuacja tez opisana na innych blogach dostał 30 tys rupii extra i nas dowiózł , ale następna nauczka dla nas , choć żeby nie dzieci pewnie byśmy wysiedli i mu nic nie dopłacili, miał tylko naszą zaliczkę. Bali pokazało swoje prawdziwe oblicze (czyli nastawienie do turysty oskubać co do centa) zresztą będą następne akcje . I tu następuje 5 dniowa przerwa w pobycie na Bali lecimy na wspaniałą wycieczkę kierunek Flores i warany z Komodo opisane jeden post wcześniej. Po powrocie z Komodo przenosimy się z Jimbaran do Kuty. Są to ostatnie dni pobytu teściowej powiedziała że chce je spędzić w cywilizowanych warunkach ( trochę luksusu też nie zaszkodzi ). Nam w to graj mieliśmy fajny hotel dzieci miały babcię na wyłączność a my no cóż , jak jest okazja zerwać się z łańcucha to czemu nie . Przylecieli znajomi z Polandii więc zatraciliśmy się trochę w rzeczywistości , piwko , dyskoteki , drinki i oczywiście mordobicie :-) . Poszkodowany został tylko złodziej który próbował nie udolnie wyciągnąć mi telefon z kieszeni . (przecież to moja druga po głowie karta pamięci ) . Pożegnaliśmy babcię jej miesięczny urlop dobiegł końca ( kto w Polsce daje takie długie urlopy ) , dzieci zawiedzione no , ale trudno my tu jeszcze mamy 3 msc . Zmiana hotelu z 4 gwiazdek na bez gwiazdkowy i ... .Zaczęliśmy procedure przedłużania wizy :-) lecz tu nic nie jest takie proste , cała procedura zajęła nam siedem dni , choć miało być trzy nieważne mamy czas poznać wyspę z czego oczywiście korzystamy. ( Cały proces przedłużenia wizy na Bali jest w temacie Wiza i jej przedłużenie ) . Jesteśmy tu już ok dwóch tygodni mieszkamy w Kucie przy legianie chyba na  najbardziej zatłoczonym skrawku Bali , mamy skuter piękną pogodę wiec czas zobaczyć co nieco tu może oddam klawiaturę żonie bo jak piszę Temel (świątynia) to mam odruch wymiotny :-) . ( Żona nie zainteresowana )  Może nasze wypady po wyspie najlepiej zobrazuje mapka Bali będzie mi łatwiej to wszystko ogarnąć.
I tak nr 1 osławiona albo znienawidzona Kuta  tu mieszkamy , nr 2 Nusa Dua cześć dla zamożnych tego świata  , nr 3 Pura Uluwatu zespół świątyń na wysokich klifach , nr 4 Tanah Lot świątynia na wodzie . I dalej od następnego nr zrobiliśmy sobie trzy dniową wycieczkę skuterem śpiąc po drodze w hotelach . Nr 5 Goa Gaja wpisana na liste UNESCO nic specjalnego , nr 6 Monkey Forest piękny park z setkami dzikich  małp w miarę bezpieczny.


Piszę w miarę bo jedna niestety ugryzła moją żonę w dupsko nie wiedzieć czemu , małpa małpę pozna zawsze  :-)  i tu w Ubud spędzamy pierwszą noc, co mogę o nim napisać niewiele chyba tylko że takie miasto artystyczne , cała masa rękodzieła i sporo galerii art . Dalej dzień następny nr 7 Pura Gunung Kawi tu to grobowce wykute w skale ,
nr 8 Pura Tirtha Embul tutaj to źródła ale już nie pamiętam jak i co.
Następnie kierujemy się do Penelokan piękne widoki na Mt.Batur
i zjeżdżamy w dół do wioski Trunyan nr 9 , wiecie po co , a no żona chciała  zobaczyć miejsce cmentarz gdzie ludzi zmarłych nie chowa się pod ziemią . Zostawiani są na cmentarzu w specjalnej klatce i ich ciała chyba się mumifikują..No nic tylko noc żywych trupów ,

rzeczywistość odbiega dużo od tego co opisują w przewodniku , ale nie będę wam psuł niespodzianki  , dodam tylko że do tej wioski da się  dojechać skuterem a dalej musimy popłynąć łodzią   my zapłaciliśmy 550 tyś rupii za łódź nie było więcej chętnych.. Zeszło się do nocy jeszcze była kawka z tubylcami udało nam się wrócić do Penelokan i znaleźć nocleg za rozsądną kasę. I ostatni dzień naszej wycieczki  to nr 10 na mojej mapce i uwierzcie mi ktoś kto lubi jazdę skuterem i ma w sobie choć trochę odwagi i szaleństwa  musi przejechać trasę z Penelokan  do Geretek-Lupak . Najpierw zaliczamy Hot Springs a później zaczynamy modlitwę odległość może z 23 km miejscami nawet miejscowi schodzą ze skuterów są takie wzniesienia istny obłęd . Zjeżdżając z drugiej strony góry 5 razy  zagrzałem hamulce przez co musieliśmy stopować .

 przez pare minut bylśimy nawet w  chmurach
Po powrocie z trzy dniowej wycieczki odebraliśmy wreszcie nasze paszporty z nowymi wizami i z nowym zmartwieniem wróciliśmy do hotelu , wiza raz przedłużona nie może być przedłużana ponownie. (jak myślicie co wymyślimy ? ) . 
Jest popołudnie  7 marca co tu ze sobą począć w planie są wyspy Gili, ale wyjazd przekładamy. 8 marca na Bali jest sylwester a 9 nowy rok Balijski. Warto zobaczyć, taka okazja już się pewnie nie powtórzy. W sylwestra na całym Bali wszystkie wioski, miasta, prowincje prezentują kilku metrowe figury, które są przygotowywane na kilka tygodni wcześniej,

na dwa dni przed zaczynają się różne religijne pochody, które skutecznie utrudniają poruszanie się po wyspie.

W Sylwestra wybraliśmy się na wielką paradę, która była niedaleko naszego hotelu lecz ze względu na marudzące dzieci skończyła się dla nas stanowczo za wcześnie. Każda wioska dochodzi ze swoją figura na plac główny gdzie w tańcu, śpiewie i przy akompaniamencie orkiestry opowiada historie swojego potwora. Cały ten sylwester wygląda trochę jak u nas Wielkanoc wszyscy hindusi noszą do świątyń różne dary modlą się itd... Wszystko wygląda bajecznie ponieważ wszyscy ubrani są w tradycyjne stroje, a dary często noszą na głowach lub przed sobą w specjalnych koszykach.
Za to Nowy balijski rok to tzw. dzień ciszy. Muzyka nie gra, światła wyłączone, zostaliśmy pouczeni przez personel hotelu jak mamy się zachowywać. Wszystko jest zamknięte nie można wyjść poza teren hotelu (pozamykane lub pozastawiane wyjścia),
prowiant musieliśmy zakupić dzień przed i ku wielkiej uciesze naszych dzieci przesiedzieliśmy 8 godz nad hotelowym basenem w multikulti towarzystwie. Zreszta nie ma po co wychodzić bo na ulicy nie ma żywego ducha. Nawet lotnisko i porty są pozamykane. A wszystko to dlatego że 9 marca na Bali przybywają duchy i muszą widzieć że wyspa jest opuszczona, że nikt na niej nie mieszka i takie tam inne bzdety i wtedy te duchy widzą lub wiedzą że skoro jest pusto to nie ma sensu tu zostawać i odchodzą w siną dal :-) . takie to urocze jak flaki z olejem, niech mnie licho ale musiałem to jakoś opisać. Było tez piękne zaćmienie słońca lecz niestety o takiej godz że jeszcze wszyscy spaliśmy no trudno poczekamy na następne. ( Było o 8.30 a budziki mieliśmy na 9 rano po nastawiane )
Podsumowanie : Bali jest przeznaczone dla ludzi o mocnych nerwach. Jeżeli  to co zawsze widziałem w telewizji i słyszałem z opowieści znajomych że Bali to Indonezja to niech mi ktoś powie w jakim kraju leży Jawa chociaż wszyscy to wiemy ale różni się bardzo a już o Sumatrze nie wspominam bo warunki najbardziej porównywalne z Kambodża z tym że ludzie  bardziej uczciwi .Wyspa Bali to jedna wielka machina komercyjna  biznesmeni (złodzieje ) czychaja na każdą okazje żeby Cie oskubać . W wielu miejscach tak zwana troska o turystę (śmiało można nazwać to zorganizowaną grupą ) jak to niektórzy ładnie opisują jest barierą nie do przeskoczenia ( nic się nie dowiesz , kierują Cie na najdroższe transfery , łódki itd ) Dla mnie wielki minus. No i porażka dla mojej żony bo nie ma białych plaż . Są jednak i ciekawe aspekty pobytu na Bali. Przede wszystkim architektura typowo hinduska , niektóre miejsca są niepowtarzalne i na pewno warto je zobaczyć, nie zobaczymy tego nigdzie indziej. Prócz tego wielkim plusem jest możliwość komunikacji niemalże wszędzie i z każdym . Żona mówi że mimo komercji coś ja tutaj ciągnie (może ta rada poniżej ) a ja jeszcze nie wiem czy chciałbym tutaj wrócić.
Dla kobiet cenna rada jak już romansik to tylko z przystojnym złotowłosym Australijczykiem choć nie zawsze w pełni trzewnym ( piją na potęgę ) lub albo może być jeszcze opalony lokals .
Spadamy na Gili około 20 dni na Bali w zupełności wystarczy.

Informacja turystyczna  która może się komuś przydać ,  jeśli ktoś musi to może tu spokojnie skorzystać z usług stomatologa, my skorzystaliśmy tym razem ja złamałem aparat ortodontyczny Karoliny i wyobraźcie sobie że zrobili nam identyczny w 3 dni za cenę 3 razy niższą niż w Polsce . 

Pozwolę sobie tylko przypomnieć że wszystkie zdjęcia są w odnośniku na górze po prawej stronie akurat z Bali jest ich wyjątkowo dużo :-)                   mi się za to podoba tylko jedno
  czyż by na wyspie było więcej kobiet niż facetów i jest tak duży popyt nie sądzę :-)