wtorek, 12 grudnia 2017

Bantayan. Zycie

 Teraz może coś bardziej o nas :)



W poprzednich wpisach było o przeprowadzce, a teraz będzie o naszych smutkach i radościach dnia codziennego. Nie do końca jestem pewny czy przejdzie to przez mojego recenzenta (czytaj żonę) ponieważ mogą tu być bardzo osobiste wyznania.

Zadajcie sobie dwa pytania:

Czy mając taką możliwość ( wiadomo że chodzi o kasę) zaryzykowalibyście i wyjechali tak jak my ?
Czy zrezygnowalibyście z tego co mieliście i zamienili na w 100% gorszy standard ?

Odpowiem za was na podstawie własnych obserwacji, a jak wiecie dwa lata w podróży za nami.
Jak sięgnę  pamięcią do rozmów z turystami i znajomymi to może na taki krok zdecydowałoby się 1% ludzi z naszego otoczenia i może 3% czytających  moje wywody. Bardzo często podstawowy powód to rozłąka z rodziną, a raczej z rodzicami i rodzeństwem bo swoją najbliższą rodzinę (żona, dzieci) zabieramy (oczywiście nie wszyscy wożą drzewo do lasu, ale ten post nie jest skierowany do nich).  Wiadomo też prawie każdy (pomijam jednostki) z nas boi się zmian w swoim życiu. Małe zmiany takie jak zmiana szkoły, a później pracy akceptujemy bo tego nas uczono i do tego przywykliśmy, ale nikt nie nauczył mnie, ciebie, nas czy was że można wywrócić swoje życie do góry nogami. My zaryzykowaliśmy bo mieliśmy takie marzenie. Jak byśmy zostali w Polsce pewnie mieli byśmy więcej (money), ale tu mamy życie i czas dla siebie. Żyjemy w o wiele skromniejszych warunkach niż w kraju, ale jest to cena którą jesteśmy gotowi ponieść za możliwość życia bliżej siebie.Szansa na to że nasze córki wrócą do polski jest taka jak wasza na wyjazd tutaj. Czyli chęci są, działania brak :) Ale żeby nie było tak ładnie i słodko jak wam się wydaje to napisze wam że nasze dni też upływają czasami w sielskiej atmosferze a czasami w paskudnej. Dzieci wiadomo chodzą do szkoły, a to oczywiście generuje mniejsze lub większe problemy. I tu dobrym przykładem jest Lena nasza młodsza córka. Przyjeżdżając tutaj poznając dzieci i szkołę była zachwycona, lecz po dwóch może trzech tygodniach stwierdziła, że jednak szkoła jest bee ponieważ po pierwsze jest po angielsku, który u niej zaniedbaliśmy totalnie. A inne zajęcia są po Filipińsku a to już w ogóle czarna magia. Wiec czasami u nas także dzień zaczyna się od płaczu. Nie poruszam tematu starszej córki bo tu to już zaczynają hormony rządzić wiec jest ciężko. Na  nasze usprawiedliwienie napisze tylko że bez zbędnego gadania zgodziliśmy się na korepetycje dla obu córek, młodsza wiadomo angielski i trochę filipińskiego w trzech odmianach, a Karolina od razu poprosiła nas o korepetycje z Filipińskiego. Ponieważ jest tak ambitna że jak słyszy swoje imię z ust koleżanek mówiących po filipińsku to już wie że plotkują o niej, a ona musi wszystko wiedzieć :). Koszty to 100 peso za godzinę  czyli jakieś 7,5 zł za profesjonalną nauczycielkę :) To już nie jest Kokomen który nas uczył za butelkę Coca coli poprzednim razem ale i przekaz wiedzy jest zupełnie inny. Zyskujemy i my ponieważ chcąc nie chcąc przeglądamy zapiski dziewczyn, a czasami gdy Lena jest już zmęczona korzystamy z pozostałego czasu i uczymy się kilku wyrazów lub zwrotów.




Naszą radością dnia codziennego jest np; tutejsza pogoda. Czy możecie sobie wyobrazić że codziennie korzystacie z maski i rurki (nie, nie w szpitalu żeby przyjąć tlen i kroplówkę) tylko żeby rzucić się w otchłań morza którego temperatura rzadko spada poniżej 30 stopni? (no dobra kto tu był to wie że na Bantayanie pod wodą niewiele się dzieje, ale ćwiczyć kondycję  trzeba bo czasami się przydaje:) ) 

Są też dni deszczowe, ale one przynajmniej pozwalają pooddychać pełna piersią bez wrażenia że wciągamy żar do płuc. Napisać też muszę że na tej wyspie mamy wyjątkowo dobre polskie towarzystwo. Mieszka nas tu teraz dokładnie 13 + 2 naszych dzieci w porywach do (i tu nie mogę podać dokładnej liczby ponieważ nigdy nie wiemy ile osób przyjedzie ) w okresie zimowym. I co by  nie pisać atmosfera jest jak w domu wielorodzinnym wszyscy się kochają ale unikają. He He to tylko rym krakowsko-częstochowski rzeczywistość jest zgoła inna. Wszyscy starają się trzymać razem choć to wcale nie oznacza że widujemy się codziennie, pijemy do upadłego i pożyczamy wzajemnie kasę. Spotkania są spontaniczne, niewymuszone w miejscu i czasie dogodnym dla każdego.

O tym jak wygląda zwykły dzień  to już może nie będę was zanudzał, ale wspomnę tylko że dzień tz: tych nie pracujących jest całkowicie inny od tych którzy jednak prowadzą tu jakiś biznes. Ale to chyba logiczne :) choć przyznać też muszę że wcale nie leżymy na plaży 8 godzin, a często tez okazuje się że nie możemy  np: spotkać się ze znajomymi bo coś tam akurat się dzieje. Jak to w życiu, nie łudźcie się że przeprowadzając się na małą wysepkę będziecie leniuchować non stop. 

Jeśli jeszcze coś miał bym wspomnieć o naszych smutkach i żalach to musiał bym wylać wiadro pomyj na Filipińczyków , ale o tym postaram się napisać osobny post co byście wy czytelnicy zaglądali tu regularnie :)





Jeśli ktoś z was ma jakieś pytanie na które potrzebuje odpowiedzi proszę śmiało pisać. Nie opiszę wam Filipin jako podróżnik ponieważ do tej pory niewiele tu zwiedziliśmy, ale  może  szukasz odpowiedzi na inne nurtujące Cie pytania.

kontakt
pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji

czwartek, 16 listopada 2017

Filipiny "Miałem nadzieję" raj utracony,

hello

Filipiny raj utracony


zdj.powyżej 6,5 zł za flaszkę 0,7 raj na ziemi :) i nie jest to denaturat

Wydaje mi się że tytuł w sam raz pasuje do poniższego wpisu, który to spróbuje wam zobrazować. O tym jak wygląda ten (ala) raj i jakie czekają na nas niebezpieczeństwa. Temat w całości poświęcony będzie związkom obcokrajowiec-filipinka.
Wielu z Was wydawać by się mogło że życie tutaj (czytaj Filipiny) usłane będzie różami. I pewnie na samym początku naszego pobytu tak się może wydawać. Tani alkohol i lalki same pchają się do wyra. Czego można chcieć więcej, po prostu bomba!!! Jednak do czasu, aż nie zapędzimy się w kozi róg. A takim punktem zazwyczaj jest ciąg alkoholowy i biznes na współwłasności z żoną plus do tego dorzucimy z dwójkę dzieci par mieszanych.
 Przykładów można by mnożyć ja skupię się na trzech, którzy opowiedzieli mi swoja historię.

Pierwszy pan, powiedzmy A: lat około 50 Amerykanin
Poznaliśmy go całkiem przypadkowo. Okazało się, że nasze dzieci chodzą do jednej szkoły. Pan A swego czasu był głównym menago w jakiejś firmie w Cebu z pensją 120 tyś peso, która spokojnie starczała aby był królem życia. Z jego opowieści wyłania się obraz takiego życia, które we wczesnym stadium pobytu  na Filipinach mógłby pozazdrościć każdy. Za to kres tej przygody to alkoholizm, samotny ojciec wychowujący 10 latka, żyjący w slamsie i czyhający na sponsora. Partnerka na początku zarąbista laska z która można było się zabawić i powciągać, okazała się narkomanką próbującą ciągnąc kasę na wszystkie możliwe sposoby. W końcu stracił pracę a jego jedynym utrzymaniem są pieniądze przesyłane z Ameryki przez rodzinę. Myślę, że wolą przysłać im kilkaset dolarów i mieć go z głowy. Na początku próbowaliśmy my i nasze dzieci jakoś się za kumplować, ale nic z tego nie wyszło. On najchętniej oddawał by nam dziecko na całe dnie, co było dla nas bardzo męczące, a we mnie widział kompana do piwa. Mamy dwójkę dziewczyn i z chłopakiem nie mogły się dogadać. Po kilku dniach prosiły żebym nie wpuszczał go już do domu. Chłopiec jest jednak nauczony filipińskiej wytrwałości w naciąganiu białasów i ciągle usilnie próbuje złapać kontakt. Szczytem wszystkiego było przyprowadzenie o 6 rano filipinki, która chciała pieniędzy. Od tej pory postanowiliśmy zerwać kontakty. Pan A szybko zrozumiał że ja nie jestem zainteresowany piciem, a tym bardziej sponsorowaniem. Po kilku rozmowach z żoną wyłonił nam się obraz człowieka samotnego, całkowicie niezaradnego, alkoholika, który za wszelką cenę próbuje jeszcze utrzymać się na powierzchni, ale wydaje mi się że z marnym skutkiem.

Pan B  Następny jurny mądrala z Australii tym razem Lat 71
Wziął sobie za żonę modelkę Filipinkę, spłodził 4 córki, choć troje dorosłych dzieci ma w Australii. Dwie starsze chodzą z naszymi córkami do jednych klas. Jego dzień upływa na siedzeniu przed domem w podartej koszulce z piwem na brzuchu albo spotkaniami z panem A bo to podobno najlepsi przyjaciele. W rozmowie z nami narzeka na wszystko co możliwe. Cały majątek, który zebrał jest oczywiście w posiadaniu żony, bo tutaj inaczej nie można. Chętnie by wrócił do Australii, no ale co zostawić tu wszystko i wrócić z niczym wstyd. Jest zgorzkniały i ciągle niezadowolony, choć miał swoje pięć minut na początku pobytu tutaj tak jak każdy.

Pan C  Mariano Italiano to już tylko luźna zasłyszana opowieści od znajomych. Właściciel przepraszam współwłaściciel (oczywiście z żoną) włoskiej knajpy. Niechcący lub przypadkowo jak kto woli żona złapała go z kelnerką w sytuacji w której nie powinna. Rezultat: żona knajpę zamknęła, zabrała dosłownie wszystko, łącznie z dzieckiem i wyjechała do Cebu. Mariano Italiano został w przysłowiowych gaciach i usycha z tęsknoty, bądź braku środków do życia i zastanawia się czemu to mały skok w bok zrujnował  mu życie. Przecież to Filipiny. Tutaj ludzie się bawią a kobiety kochają sex.

Dodam tylko że takich pacjentów jest tu o wiele więcej, a już najlepsze przypadki to 40 lub 50 latkowie czekający co miesiąc na przelew od mamusi( o zgrozo!)
Obserwując filipińską rzeczywistość możemy stwierdzić, że związki z dużą różnica wieku to jak kontrakt z którego mężczyzna zazwyczaj wychodzi spłukany lub zgorzkniały. W niektórych przypadkach jedno i drugie.

Ps. post ten już napisałem dużo wcześniej publikacji doczekał się teraz a ja w między czasie poznałem kilka innych historii. Nie będę ich opisywał ponieważ są bardzo podobne do tych powyżej.

zdjęć niestety nie serwuje tym razem ponieważ nie jestem wścibskim paparazzi ale pamiętajcie


na Filipinach wygląda to mniej więcej tak


A żeby koniec nie był taki smutny to naprawdę czasami zdarza się wielka miłość.



kontakt:

pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji

poniedziałek, 6 listopada 2017

Bantayan, Święto zmarłych

Ello

Dziś może o tym jak tu wygląda św. zmarłych.



Filipiny (prawie w całości) jako jeden z nielicznych krajów w Azji jest krajem katolickim. Praktycznie nie ma domu w którym nie byłoby świętego obrazu, krzyża lub statuetki Jezusa lub Maryi. Ludzie tłumnie uczestniczą w mszach i z duma obnoszą się ze swoja wiarą. Jest jednak drugie oblicze Filipin, gdzie królują szamanie, gusła i obrządki pogańskie. Właśnie tą mieszaninę można zobaczyć w dniu Wszystkich Świętych i Zaduszek. Już przed świętem trwają gorączkowe przygotowania. Filipińczycy malują groby, odnawiają litery na nagrobkach, kupują świece i rozglądają się za kwiatami. Oczywiście trwają również intensywne zakupy artykułów spożywczych, napoi i oczywiście alkoholu.

Słyszałam, że na innych wyspach groby malowane są w różne, kolorowe wzory, jednak na wyspie Bantayan w prowincji Cebu nie spotkałam się z takimi zwyczajami. U nas nagrobki są malowane na biało.
1 listopada to dzień wolny od pracy i większość rodzin udaje się na cmentarz. Zjeżdżają się z różnych wysp i prowincji. Oczywiście przy takim przypływie ludzi dzień nie obyłby się bez walk kogutów J I jak to zwykle bywa kobiety buszują po sklepach lub przygotowują jedzenie a panowie uprawiają hazard. Wieczorem około godziny 17:00 jednak wszystko ucicha. Sklepy, restauracje, biura są pozamykane i całe życie przenosi się na cmentarz. Ten dzień należy do modlitw i zadumy, chociaż nie w takim wydaniu jak w Polsce. Zresztą trudno jest się skupić jak obok na grobie jest organizowana kolacja i spotkanie rodzinne J  Często rodziny które przyjechały z daleka, chociaż nie tylko, w tym dniu śpią na grobach.


2 listopada to już prawdziwe szaleństwo. W tym dniu zdecydowanie zwycięża duch fiesty. Cmentarz jest pełen ludzi, którzy siedzą na grobach  i delektują się tradycyjnymi specjałami i jakże popularnym tutaj trunkiem alkoholowym  zwanym Emperador lub Tunday, czyli coś podobnego do whisky lub piwem. Oczywiście jest bardzo wesoło, ludzie rozmawiają, śpiewają i w takiej atmosferze wspominają zmarłych.  Zarówno przed cmentarzem jak i miedzy grobami  porozstawiane są stragany z jedzeniem, piciem no i oczywiście z grami hazardowymi.




Rodziny które nie dotarły na cmentarz lub w tym dniu odwiedzają inne groby pozostawiają na płycie nagrobnej paczuszki z jedzeniem i kubeczki z piciem. Pozostałe groby przyozdobione są kwiatami, jednak nie ma mowy o wielkich bukietach i wieńcach raczej skromne kompozycje kwiatowe i oczywiście świeczkami, które też nie maja żadnej oprawy i spalają się do końca nie pozostawiając odpadów.



My również udaliśmy się na cmentarz aby pomodlić się za naszych zmarłych. Oczywiście byliśmy wielka atrakcją. Robiąc zdjęcia rodziny filipińskie wielokrotnie zapraszani do biesiadowania. Mogliśmy spokojnie najeść się i napić za free, jednak nasza wrodzona skromność na to nie pozwoliła :) Jednogłośnie uznaliśmy, że dla nas jest to jedno z bardziej interesujących świąt na wyspie.




kontakt:
Pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji

środa, 11 października 2017

Bantayan nowy dom

hello


Po ponad tygodniu w hotelu wreszcie nastał dzień przeprowadzki . O 11 przyjechał nasz Arturo dostawca kokosów na swojej wypasionej bryce zapakował nasze manele i ruszyliśmy w „nieznane”.


 Minute później albo jak kto woli 400 metrów dalej przywitał nas Johnatan właściciel posesji którą wynajęliśmy na rok czasu. Pewnie się zastanawiacie czemu tak długo, prosta sprawa  biorąc na rok zbiliśmy cenę, a płacąc za rok z góry to już w ogóle jesteśmy zarobieni J


Na zdj. podpisanie umowy u notariusza :) To urządzenie po prawej to szafa do karaoke :))))

Następny tydzień zajęło majstrom wykończenie chaty z zewnątrz plus ogrodzenie, ale teraz jest pięknie. Dla mnie pozostał ogród i zadaszenie części podwórka żebyśmy mogli choć trochę posiedzieć w cieniu.



 Na razie mamy wszystko nasłonecznione wiec jak jest lampa z nieba to nawet się nie wychylamy z domu. Zakupy do domu to domena mojej żony, ja się nie wtrącam, przecież to nie ja piorę, sprzątam, gotuje. Garnki, mopy, sznurki do bielizny pełna dowolność wyboru, żeby nie było że coś źle wybrałem.




 Ja oczywiście też dałem upust swojej wyobraźni kupiłem sobie piękny komplet kluczy płaskich chromowanych plus inne takie, które są jak wiadomo potrzebne w domu. Naszym największym zmartwieniem tu są biurka do szkoły dla dziewczyn. Ktoś pewnie powie, że był tu kiedyś i widział, że są i żebym nie przesadzał. Są oczywiście jakość kiepska, ale nie to jest najważniejsze. Ja potrzebuje dwa takie same, a to już jest wyzwanie. Reszta rzeczy jest do ogarnięcia nawet jak nie ma czegoś na wyspie to płyniemy na ląd i pędzimy do pierwszego większego miasteczka Bogo które ma 2 nawet duże, można by rzec centra handlowe. Z transportem nawet dużych gabarytów nie ma żadnych kłopotów. Płacimy za dowiezienie do portu 15 zł i za wniesienie na prom 1,5 zł od tragarza następnie za zniesienie z promu znowu 1,5 zł plus transport z portu do domu jakieś 4 złote. Dla osób postronnych to jakieś abstrakcyjne cenny, ale tu tak to mniej więcej wygląda. Zanim panowie ogarnęli na zewnątrz resztę prac my ogarnęliśmy wszystko w środku. Poza wspomnianymi biurkami mamy wszystko co potrzeba aby tu przetrwać. Woda pitna jest tylko w baniakach, co tez nie jest dla nas problemem ponieważ rozlewnie wody są tu na każdym kroku, a my dodatkowo sąsiadujemy z jedną z „najlepszych” w Santa Fe J. Potrzebuje około minuty żeby wymienić pusty baniak. Cena baniaka 15 litrów 20 Pesso czyli jakieś 1,50 zł. Baniak jest wielorazowego użytku więc nie zaśmiecamy wyspy plastikiem.  

Podsumowując, wynajęliśmy prawie pusty budynek od człowieka, który pierwszy raz budował na wynajem. Mimo że przez ostatnie dni nadzorowaliśmy sami postęp, prac sporo było jeszcze do zrobienia. Suma summarum „udało prawie się osiągnąć cel”. To oczywiście słowa piosenki z bajki moich dzieci, ale idealnie pasujące do naszej sytuacji.

Co my tu jemy ? Dobre pytanie a odpowiedź powinna być taka: wszystko, zależy od humoru kucharki (czytaj Kasi). Jeśli rano wstaniemy i ktoś się krzywo spojrzy jedzenia nie ma, to tego dnia ruszamy w miasto. Są knajpy z żarciem europejskim, ale nie oszukujmy się nie po to wyprowadziłem/śmy się do Azji żeby zajadać pizze. My stawiamy na kuchnie tradycyjną.

A ona do zaoferowania ma: świnię pod każdą postacią (najlepsze są kawałki skóry z kłakami w jakimś gulaszu, blee...),

kura albo kogut najsmaczniejsze są jelita (blee...), są też potrawy z kozy, krowy i innych bliżej mi  nie znanych gatunków (pies może szczur?).

Najważniejszym dodatkiem jest oczywiście ryż a wyposażeniem knajpy telewizor. Na ekranie  najczęściej leci jakiś wyciskacz łez (love story).  Jak są te dwa dodatki to reszta jest nieważna, większość Filipów tutaj je posiłki patrząc w telewizor i w sumie nie ma większego znaczenia co sobie zamówisz bo i tak na to nie patrzysz J.


 Pomijając już  to wszystko co będziemy jedli, nasze wyjście do jadłodajni to koszt od 200 do 500 peso czyli od 15 do 38 zł dla czterech osób z napojami (aha i pamiętać trzeba że Kasia jest wybredna nie zje byle czego). Ps. Dzieci czasami jedzą frytki lub pizze, a i do McDonalda też wejdziemy jak gdzieś jesteśmy w większym mieście. Naprawdę nie przymierają z głodu J 

 Siła robocza plus różne usługi:
hmm... ktoś może nam zarzucić skąd my to wiemy skoro jesteśmy tylko turystami długo terminowymi, a z opowiadań innych kształtował się inny obraz. Napisze wam od razu, wynajmując dom wcześniej czy później będziecie zmuszeni skorzystać z usług miejscowych. My skorzystaliśmy szybciej niż nam się wydawało. Pamiętacie jak powyżej wspominałem o zadaszeniu na ogrodzie? W pierwszej kolejności chciałem to załatwić przez firmę którą zatrudnił właściciel przy budowie całego domu, ale niestety inżynier Xński trochę chyba nie zrozumiał naszego pomysłu albo widząc białe twarze dolary przesłoniły mu logiczny tryb myślenia. Zaczął wymyślać jakieś pozwolenia,  piętrzyć problemy, mówiąc krótko (poje...o go) odpuściliśmy. Drugą ekipę polecił nam nasz wspaniały (nie zawsze) dostawca kokosów Arturo. Rozmowa z nowymi majstrami była krótka
-Ile panowie sobie życzą ?
- hmm no my nie wiemy
- ok 300 peso dniówka będzie dobrze ( jakieś 23 zł)
- będzie nas troje  
- ok 900 peso za każdy dzień pracy i nie będziecie tego robić dłużej niż 5 dni
- tak . Czy możemy już zaczynać ?
- nie panowie, dziś jest niedziela dzień wolny od pracy zapraszam jutro na godz 8 rano
- ok Sir
W poniedziałek o 8 rano panowie przyjechali J ze sprzętem tj. piłką do ciecia ręczną, młotkiem i szlauch wagą ( w prostym tłumaczeniu poziomica ale taka starego typu).  Moje oczy przedstawiały wyraz rozpaczy a umysł nie dowierzał w to co widzą oczy. Ale sytuacja została szybko opanowana kartka i długopis a na niej lista życzeń moich majstrów. Co  by nie przedłużać panowie potrzebowali 2 i pól dnia na postawienie takiego cacka J Uwagę zwróciłem im tylko dwa razy!!! wiec uważam to za duży sukces a ich za spoko fachowców. 

Strat nie było. Były tylko nadplanowe zakupy (panowie źle rozpisali ilość drewna) i parę sztuk zostało, ale nadmiar towaru nie zasmucił nas, coś się z tego zbuduje. Żona szczęśliwa więc nie ma na co narzekać ;) Oczywiście materiał płaciliśmy ekstra to chyba logiczne. Podsumowanie: zapłaciliśmy już razem z napiwkiem 3000 peso tj. 230 zł plus do tego sprawa oparła się o bufet na koniec pracy dodatkowe 15 zł za Emperadora. (Chyba zacznę ściągać takich zawodników do polski). Ach panowie jeszcze czwartego dnia przynieśli mi Malungai, to takie tutejsze nie wiem co (zioło), wszyscy dodają to do posiłków wiec nie będziemy gorsi, jeden mały problem który mnie nurtuje to kiedy to urośnie J

Ceny innych usług też są jak bym to ujął stosunkowo niskie np.:
Naprawa gumy w skuterze 40 peso 3 zł
Wymiana oleju 150 peso jakieś 11 zł (olej już w cenie)
Krawcowa różne przeszycia i przeróbki od 3 zł w góre

Pamiętać trzeba że to są ceny na malutkiej wysepce  w miejscowości turystycznej, ale jestem przekonany na 100% że wy zapłacicie te ceny razy dwa minimum. I nie dlatego że macie białe twarze, bo ja też jestem może tylko trochę bardziej opalony. Moja żona po prostu wie, że ja  instynktownie wyszukuje takie miejsca J .

Właśnie mija drugi tydzień na nowym domu i z ciekawszych rzeczy jakie się tu jeszcze u nas wydarzyły należy na pewno napisać o wizycie pana z "gazowni". Wyobraźcie sobie, że siedzicie w domu a tu już od bramy słychać "hello Mister" no to ja już na równe nogi bo coś się dzieje, otwieram szeroko drzwi witam w naszych skromnych progach a tu "gaz man" :). Od ręki wyciąga jakiś papier znaczy identyfikator i mówi że przyszedł przeprowadzić szkolenie z obsługi kuchenki gazowej jak i również butli z gazem. Wysłuchałem go w pełnym skupieniu, zrobiłem pamiątkowe zdjęcie i wysłałem do wszystkich diabłów. szkolenie jet co prawda "co łaska" ale już wymagany zawór zwrotny do butli chciał nam wcisnąć za 4,500 peso. Od takich zakupów jest właściciel a nie najemca :)



Wieści o nowych lokatorach rozprzestrzeniają się szybciej niż grypa. Mieliśmy już wizytę pana od trawy, pana od internetu, pana ze sztucznymi kwiatami do przystrojenia domu. Ciekawe kto nas jeszcze odwiedzi? cdn

kontakt:

pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji 



niedziela, 1 października 2017

Bantayan nowa odsłona

haj

Dotarliśmy na naszą wymarzoną wyspę Bantayan.  Z racji tego że już tu mieszkaliśmy zmienimy trochę formę pisania. Kasia podpowiedziała mi żebym napisał albo opisywał nasz pobyt tu w formie poradnika przybysza do nowego kraju. Nie jestem pewny czy zda to egzamin i czy podałam takiemu zadaniu, ale co mi zależy spróbować. Generalnie wyspa się nie zmieniła. Jeśli ktoś chciałby podjąć taką decyzje jak my to bezwarunkowo musi tu przyjechać i zobaczyć w co się pakuje. A czemu zobaczyć  ano zaraz wam to spróbuje opisać. Jak wszyscy wiemy jako białe twarze jesteśmy tu traktowani podwójnie jak wiecie o czym pisze. To oczywiście się zmieni z czasem jak miejscowi zobaczą że nie przyjechaliśmy tu na dwa tygodnie tylko dłużej.
Nasz pobyt tu zaczynamy załatwiać już w Polsce wyrabiając dwu miesięczna wizę za 120 zł w ambasadzie filipińskiej w Warszawie. Pan mówi tylko po angielsku i filipińsku, ale jest bardzo miły. Aby wyrobić wizę potrzebujecie bilety w obie strony !!!!!, rezerwację hotelu, ksero paszportu oraz oryginał. Na miejscu robimy opłatę i czekamy około 3 dni. Proste J Jeżeli nie zdecydujemy się na wyrobienie wizy w Polsce dostaniemy tylko wizę przy wjeździe, jednomiesięczną -  gratis,  a po miesiącu skasują nas około 300 zł za przedłużenie o miesiąc. Teraz podobno  znieśli opcje expressową i  jest 80 dych taniej, ale tej informacji nie mogę potwierdzić bo jeszcze mamy 60 dniową wizę z Polski i nie byliśmy w urzędzie.
Jeśli mamy już wizę, następną ważną sprawą  jest nr. telefonu komórkowego. Bez tego ani rusz. Karty sim rozdają już w samolotach i mamy 300 mb Internetu na pierwsze 3 dni pobytu. Generalnie starcza na dojazd do hotelu J. Najpopularniejszy w moim regionie to Smart i Glob. My  korzystamy ze smarta wiec powiem tylko tyle że najlepsza opcja to doładować za 995 peso czyli jakieś 76 zł i mamy 24 GB Internetu na miesiąc z tym że możemy wykorzystywać tylko 800mb dziennie. Nie wiem czemu tak, ale w zupełności wam wystarczy (chyba ze macie dwójkę dzieci jak my to stanowczo za mało).
Teraz trzeba pomyśleć o jakimś lokum. Hmm…  no tu mogło by się wydawać  że będzie to dość trudne i skomplikowane. Agencje nieruchomości nie pomogą bo takowych tutaj nie ma. Więc jak?  Jeśli macie znajomych, którzy już mieszkają w danej miejscowości to nawet nie musicie tego czytać J My niestety nie mieliśmy pomocy, ale nic trudnego my swój pierwszy dom wynajęliśmy  po dwóch dniach pobytu na wyspie. A było to tak że pojechaliśmy do większego miasta poszukać jakiejś agencji  nieruchomości . Znaleźliśmy tylko informacje turystyczną i to tez w wielkim tego słowa znaczeniu bo szyld był ale informacji to już dawno nikt nie udzielał J. Za to jeden pan który wyglądał  na homo…wiadomo  powiedział że jego siostra ma w miejscowości tej której szukamy  dom  pod wynajem. Na drugi dzień się wprowadziliśmy. W pełni legalnie z umową i wszystkimi rzeczami które nam były potrzebne, właścicielka dokupowała nawet garnek do gotowania  ryżu bo tutaj to standardowe  wyposażenie. Oczywiście trzeba pamiętać o kaucji my chcieliśmy dom na dwa miesiące wiec kaucja zazwyczaj jest.  W sumie zostaliśmy prawie 4. Na koniec pani oddała nam kaucje na dwa dni przed wyprowadzką bo powiedziała ze w dzień wyprowadzki jej nie będzie i klucze mamy  zostawić w umówionym miejscu, tak tez zrobiliśmy. Wiec wszystkie plotki o tym że na pewno was oszukają  chwilowo odsuńcie na bok.  Rachunki no tu to już w ogóle łatwizna. Listonosz przynosi  wszystko do domu wiec albo oddajemy  właścicielowi  albo płacimy sami to wszystko.  Z ciekawostek napisze że my swoją właścicielkę chaty widzieliśmy może 3 razy, nawet kasę za czynsz kazała zostawiać w jakimś punkcie obok  domu i podjeżdżała sobie w dogodnej dla siebie chwili. Drugi nasz dom  wynajęliśmy jeszcze szybciej bo już praktycznie pierwszego wieczora  po przyjeździe. Co prawda  jeszcze w nim nie mieszkamy bo jest w trakcie budowy, ale plusem tego że musimy poczekać 8 dni jest  to że sporo rzeczy właściciel zmienił na naszą prośbę bez dodatkowych kosztów.  Tak więc  widzicie nie jest to jakaś trudna sztuka  i większość informacji  przenoszona jest drogą „z ust do ust” tak jak plotki J. Ceny najmu na wyspie? tu już mamy sporą rozpiętość cenową,. Liczą się trzy rzeczy: 1) lokalizacja - czym bliżej plaży tym drożej, czym większy wygwizdów ceny topnieją bardzo szybko.  2) standard - wiadomo czym wyższy  tym ceny pną się w górę nawet na odludziu.  3) no i wielkość , ale tu to chyba ma najmniejsze znaczenie czy to będzie 50 m2 czy 80 m2 cena jest taka sama. Kilka przykładów:  50 m2 niezły standard wszędzie blisko  25-30 tyś peso  czyli dwa do dwóch i pół tysiąca PLN, 140 m2 pusty (bez mebli) spory kawałek wszędzie  10 tyś peso 760 zł i perełka  ok 60 m2 bez skutera ani rusz (czytaj daleko) przy plaży, do renowacji przynajmniej odmalować trzeba - 500 zł. Wiec jak widzisz przyszły przybyszu wszystko zależy od zasobności portfela.

Środek transportu czyli kupno skutera. Wystarczyło zapytać się pani na recepcji w hotelu i już nasza informacja poszła w teren.  Pierwszy skuter mogłem już kupić tego samego dnia co przyjechaliśmy ale powiedziałem że obejrzę go dnia następnego. Z opowieści sprzedającego  wyłaniał się ładny obraz skutera, rzeczywistość okazała się z goła inna. Ale my się nie zrażamy i następnego dnia już ktoś dzwoni przedstawia ofertę zaraz przyjeżdża i tak oto stajemy się właścicielami Scoopy-go. Po 48 godzinach na wyspie wynajęliśmy dom, zakupiliśmy skuter, dziewczyny poszły do szkoły czekam co będzie dalej. Cena za skuter Honda Scoopy 34 tyś. Peso czyli jakieś 2700 zł. Właściciel mówił,  że to dwu latek, w/g licznika 16 tyś przejechane. Mała poprawka km jest więcej bo licznik chwilowo  nie działa J a  skuter ma 4 lata, ale to i tak nie zmienia faktu że jak na razie wszystko z nim jest ok. Filipińczycy generalnie nie dbają o swoje przedmioty więc trudno jest tutaj kupić coś dobrze utrzymane, chyba że wyprowadza się jakiś obcokrajowiec lub jakaś instytucja charytatywna i wysprzedają swój majątek.

Szkoła. Koszt około 15000 Peso za rok za dziecko, czyli jakieś 1200 PLN !!!!! Jeśli ktoś będzie na tyle szalony jak my i przeprowadzi się tu z dziećmi to najlepiej jak będą one jak najmłodsze. I chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Najpierw musimy zrezygnować ze szkoły w Polsce. Jest to bardzo proste. Wystarczy złożyć oświadczenie, że dzieci będą uczęszczały do szkoły w innym kraju. Do tego dołączamy oświadczenie nowej szkoły, że przyjęła dzieci. Można to przesłać później mailowo. I w Polsce sprawa załatwiona. Teraz Filipiny. Przede wszystkim przesyłamy do szkoły świadectwa z poprzednich lat i tutaj ciekawostka nie muszą być tłumaczone, z krótka informacją, że chcemy aby dzieci chodziły do tej szkoły. My sprawę obgadaliśmy już wcześniej w czasie naszego poprzedniego pobytu, więc sprawa poszła gładko. Sama szkoła, mówimy tutaj o szkole prywatnej, jest w języku angielskim i to jest do ogarnięcia bardzo szybko nawet przez starsze dzieci. Sprawa się komplikuje w przypadku  języka ojczystego czyli filipińskiego.  Żeby nie było za łatwo dzielimy go w szkole na Tagalo i Visaia (albo Bisaia nie wiem jak jest poprawinie)czyli dwa całkowicie różne od siebie filipińskie dialekty. Oba są w szkole obowiązkowe i  do każdego jest książka. Współczuje swoim dzieciom bo ja jak się nauczę podstaw Visaia to mi w zupełności starczy a one…  no cóż nikt nie mówił że będzie lekko.
I tak to wygląda z grubsza .  Wydaje się proste?  i jest proste, ale do tego potrzeba odwagi. U nas tą odwagą wykazała się Kasia, a ja no cóż? miałem ją puścić samą z dwójką dzieci, i przegapić  okazje do poznania świata?

Pierwsze dni na wyspie spędziliśmy w hotelu Nordic Inn. Może nie był to najwyższy standard, ale za to ogromny pokój i bliskość plaży wynagrodziły inne niedociągnięcia.  Dużym plusem okazała się  Cristina, dziewczyna z recepcji, która  no co tu dużo pisać była leniwa jak prawie każdy Filipińczyk za to dała się namówić  za flaszkę Coca Coli na pomoc dziewczynom w  pracach domowych z języka filipińskiego J (bez komentarza proszę, tatusia nie chciała uczyć).


Cdn niebawem

Kontakt:

fb/koziolkiwazji

środa, 20 września 2017

Info dla familii ale można zerknąć :)

Hello



Jak wcześniej informowałem w Hongkogu
na odprawę poszliśmy na żywioł. Wiedzieliśmy że brakuje nam biletu wylotowego z Filipin (mają takie durne przepisy i nic na to nie możemy poradzić) dlatego udaliśmy się na lotnisko z dużym zapasem czasowym. Mielibyśmy wtedy czas na zakup brakującego biletu, ale okazało się że trafiliśmy do okienka gdzie pani która nas odprawiała uczyła się :) (my to mamy szczęście). Najpierw grzecznie nas o tym poinformowała, a później udawała że nas odprawia i sprawdza nasze spreparowane bilety wylotowe itd :). Tym razem się udało choć pamiętamy sytuacje ze stycznia tego roku że w KL musieliśmy ten bilet jednak kupić. Dalej było już tylko pięknie :) Czyżby ?
 Lotnisko w Cebu na Filipinach wygląda jak nasze szalety miejskie w porównaniu z tym które opuściliśmy w Hongkongu. A oliwy do ognia dolał fakt że zaginą nam jeden bagaż :(. Kaśka wściekła, dzieci niesforne... co ja tu robię!!!!! Mama Mia. Zgłosiliśmy zaginięcie. Reklamację przyjęto,  odpaliliśmy karty sim, które dostaliśmy na pokładzie lini lotniczych, zostawiliśmy swój nr. i udaliśmy się do hotelu . Hotel spoko. Nie duży, z basenem daliśmy rade. Zanim odnalazł się bagaż
minęły trzy noce ( pani która nas odprawiała widocznie coś pochrzaniła albo zawinił rozdzielacz bagażu na lotnisku w Hongkongu). Plusem tego że zostaliśmy dłużej w Cebu był fakt że odebraliśmy nasze filipińskie karty identyfikacyjne
  i jak by to ładnie ująć zostaliśmy w "pełni" legalnymi turystami którzy mają trochę więcej ułatwień niż dwu tygodniowy turysta, oczywiście z filipami nie możemy konkurować, a i pozostajemy też w tyle za rodakami którzy mają partnerów/ki filipińczyków. Ale nikt tu nie przyjechał konkurować my mamy się świetnie bawić z żoną a dzieci "ukończyć najlepszy Filipiński Uniwersytet". No dobra to tyle w temacie.  Jeszcze zrobiliśmy jakieś małe zakupy, wypłaciliśmy rzekę pieniędzy żeby mieć na wynajem domu i skutery. Ostatnim razem bankomat (sztuk słownie jeden) na wyspie nas nie lubił i nam kasy nie wypłacał.  Dalej tu już tylko taxi na prom i nasz ukochany (zobaczymy jak długo) Bantayan cdn...

kontakt

pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji

środa, 13 września 2017

Witamy po przerwie trochę o Hongkongu

Hello Elo



Witamy po przerwie J

Wprowadzenie

Za nami dwa cudowne lata w podróży J (czy aby na pewno ­­? myślę że każdy by miał inne odczucia, trzeba spróbować żeby poznać odpowiedź ) zazwyczaj się nie uskarżamy ale bywały też ciężkie chwile np.: choroba dzieci lub partnera/ki . Jak niektórzy z was wiedzą a niektórzy wyczytali na początku czerwca musieliśmy wrócić do kraju ze względu na egzamin córek w ich szkole.  Przez ostatnie dwa lata miały nauczanie domowe a zwieńczeniem ciężkiej pracy żony  jako nauczycielki  był owy egzamin.  Dzieci szkołę zaliczyły śpiewająco. Moja krew, żony umysł J  My w okresie wakacyjnym trochę od nich odpoczęliśmy, ale jak to w każdej rodzinie od września znowu egzystujemy razem.  Jeśli mogę  się pochwalić to poniżej są linki do dwóch audycji w których braliśmy udział. Jedna to podcast czyli internetowy wywiad z Kasia a drugi link, to nasze wspólne parę minut na antenie TVN24 BIS w programie Jakuba Porady „Pokaż nam świat”

Dzień 8 września  zostanie w naszej pamięci na długo. Tego  właśnie  dnia wyjechaliśmy z kraju  na następne  w założeniu  2 lata z myślą że a nóż widelec zostaniemy jeszcze dłużej J. (Tak wiem niektórzy  jak to czytają już mają palpitacje serca).

Przygotowania i Podróż

Podróżując pierwsze dwa lata żyliśmy ze świadomością że wrócimy do polski. Wiec  takie rzeczy jak samochody  stały bezużytecznie raz w garażu, raz na polu lecz zawsze z myślą że nadal będziemy z nich korzystać. Niestety teraz musieliśmy się ich pozbyć bo nie było sensu zastawiać komuś podwórka, płacić ubezpieczenie no i zawsze to  trochę kasy na nowe życie. Po  dokładnej segregacji tego co się przyda a czego trzeba się pozbyć ,rozstaliśmy się z autami i innymi pierdołami.  Sami nie wiecie jak niewiele rzeczy jest nam potrzeba a reszta to śmieci J. Na naszą „wyspę marzeń ” tj. Bantayan  na Filipinach wysłaliśmy dokładnie 120 kg naszego  dobytku

 plus  następna  100 kg to nasz bagaż który mogliśmy zabrać ze sobą na pokład samolotu.  Koszt jak by kogoś interesowało to 1200 zł  za te 6 sztuk 20 kilogramowych paczek wysłanych przez pocztę polską drogą morską z terminem dostawy 3 miesiące. Resztę spraw udało się ogarnąć w miarę szybko. Tu takie małe podziękowania dla rodziny i wszystkich znajomych za okazaną pomoc.

 Dzień wylotu spoko  obyło się bez łez J . Pierwszy przystanek  Pekin tu tylko transfer , i od razu afera chyba nigdy nie polubię Chińczyków  po pierwsze za ich kulturę osobistą większych świń nie spotkałem w czasie moich podróży (ci co podróżują  wiedzą o czym pisze) a po  drugie za ich  dziadostwo . Pieprz… Chińczyk  po prześwietleniu mojego bagażu podręcznego  odłożył sobie na bok moje dwa  power banki (takie zapasowe baterie do telefonu), po czym oświadczył że są to przedmioty  niebezpieczne, ponieważ grożą wybuchem.  Wpadłem w szał. Myślałem że skopię mu to żółte dupsko przy wszystkich . Nie pomogło tłumaczenie że przecież wyprodukowane  przez  chińczyków, kupione u chińczyków.  Qrwa, jakim trzeba być pustakiem żeby coś wyprodukować, sprzedać a później stwierdzić że to śmieci zagrażające życiu. Musiałem skapitulować. Pierwsze 200 zł w tej podróży poszło do kosza. Chwilowo nienawidzę żółtych twarzy J.  Dalej już było ok, od 5 rano do 8 spaliśmy pod naszą bramką na fajnych miękkich siedzeniach a 8 z kawałkiem wylecieliśmy do Hongkongu.


 W Hongkongu nie mieliśmy konkretnych planów zresztą jak zwykle J Z naszej wcześniejszej podróży  do tego miasta pamiętaliśmy, że fajna jest aleja gwiazd i chcieliśmy ją pokazać dziewczynom. Niestety pomysł całkowicie nie wypalił. Ulewny deszcz i remont tego obiektu pokrzyżowały nasze plany. Wyczytaliśmy jeszcze, że w Hongkongu jest Disneyland. Od dłuższego czasu zastanawialiśmy się nad zrobieniem dzieciom urodzinowej niespodzianki, ale trochę szokowała nas cena. Postanowiliśmy, że jak będzie ładna pogoda to jednak damy radę. Czekaliśmy do ostatniej chwili, bo pogoda nas nie rozpieszczała. W niedzielę rano okazało się jednak, że jest ok. Jak nigdy nie było problemu ze wstaniem i moje dzieci w klika minut były gotowe do wyjścia. To był strzał w 10. Piękna pogoda, nie za wiele osób, do każdej atrakcji czekaliśmy tylko po kilka minut. Dziewczyny powinny zapamiętać to na długo,  my zresztą też.

 One zapamiętają atrakcje a my ceny za nie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy że Disneyland może być tak drogi. Cztery wejściówki to ponad 1000 zł na jeden dzień dla wszystkich, atrakcje oczywiście za free. Ale już  woda czy coca cola co najmniej trzy razy droższe niż ceny na warszawskim Okęciu J . W ogóle Hongkong  to wyższa  półka  pierwsze sto dolców wydaliśmy w jakieś 5 godzin od przylotu  i nie zapowiadało się lepiej.  No ale trudno powiedziało się A to trzeba  było  zacisnąć zęby i dociągnąć wizytę w  Hongkongu do końca. Suma summarum  wszystko się udało , transport po Hongkongu jest dziecinnie prosty, nie ma nawet co tłumaczyć wszystko jest rozrysowane jak dla dziecka.


Nawet z lotniska da się wyjechać autobusem za 20 zł/osoba  bez zbędnego przepłacania za metro expres. Dzieci płacą połowę za wszystko z wyjątkiem Disneylandu.  Po dwóch nocach w  nie za dużym ale przytulnym hoteliku  opuściliśmy miasto rozpusty.

 Ruszamy na lotnisko z sercem na ramieniu doskonale wiemy że aby wejść na pokład samolotu  lecącego na Filipiny potrzebujemy bilet  wylotowy z tego kraju.  My jak zwykle idziemy na żywioł J, ale o tym już niebawem  w następnym poście

poniżej kilka zdjęć

Pozdrawiamy
kontakt:

fb/koziolkiwazji  


praktycznie wszystkie zdjęcia pochodzą z Disneylandu :)