wtorek, 22 maja 2018

Filipiny. Wycieczka Luzon Baguio

Siemka





   Gdy już trochę ochłonęliśmy z emocji po "ukrzyżowaniu" nadszedł czas na podróż w typowo naszym stylu czyli nie wiadomo  czym gdzie i na jak długo :)  Padło na Filipińskie góry w których jak do tej pory nie byliśmy. Wybór nadal jest jednostronny z dość prostej przyczyny. Tylko żona interesuje się trochę tym dokąd jedziemy  :) . My z córkami to tak możemy tymi autobusami i cała resztą środków transportu objechać ten Luzon, bez wysiadania :) . Ale nie na tym  zabawa polega czasami trzeba coś zobaczyć. Skierowaliśmy nasze kroki na północ, z tym że podzieliliśmy trasę na dwa etapy. Pierwszy do Baguio póżniej Sagada i Buskalan. I tu miła niespodzianka autobus do naszej miejscowości Baguio odchodził z tego samego terminala co poprzedni do San Fernando Pampanga. Sporo ułatwia to poszukiwania a uwierzcie mi na słowo dworców autobusowych jest dużo a przewoźników jeszcze więcej i każdy oferuje inną destynację wiec jest trochę zachodu żeby to ogarnąc




Dziewczyny generalnie nie widzą problemu ani chyba dużej różnicy w tym czy jedzą w dobrej knajpie czy na podłodze przy ulicy. ( Niech te płytki was nie zmylą to tylko taka ładna podłoga przy samych kasach a ludzie za dziewczynami stoją w kolejce po bilet )

Co by nie mówić rozsądne wyjście 6 godz a nie 4 jak sugeruje nawigacja wystarczy żeby wysiąść i przeklinać cały świat za trudy podróży.



Ostatnie dwie godziny jazdy to serpentyny tak zakręcone że błędnik szaleje :) . Ciekawostka z podróży to autobus zatrzymuje sie tylko na przystankach swojej firmy które mają nawet te same kolory. Zwróćcie uwagę na ścianę za dziewczynami i dalej jest nasz autobus.

 Zdjęcia powyżej i poniżej przedstawia oczywiście w bardzo ograniczonym stopniu historię naszego przewoźnika to bardzo stare zdjęcia zrobione na jednym z postojów.

 Dobra ile można o trasie wszyscy się domyślają pewnie że lekko nie jest i to , lecz 6 godz później już pod wieczór dotarliśmy do tego Baguio i nagrodą był fajniutki pokój w Bed and Bath at Station120 za rozsądną cenę (biała pościel).


 Do czego można by porównać to miasto ano do naszego Zakopanego :). Jeden wielki bazar wrażenie nie za ciekawe. Wielkość miasta nie chcę mi się sprawdzać , ale 8 McDonald s-ów mówi samo za siebie. Turystów sporo, ale już nie białych. Samo miasto ma bardzo ciasną kubaturę, jest bardzo duża różnica wzniesień. Przykładem może być galeria handlowa i to całkiem spora. Wchodzimy z poziomu zero i idąc do końca korytarzem dochodzimy do tarasów gdzie mamy 4 pietra w dół. Na romantyczne spacery nie za ciekawie, ale już na górskie wycieczki super. Atrakcje jakieś są, moja żona zawsze coś znajdzie :).
 I tak w/g Google jest ich sporo nas zainteresowały 4. Pierwsza to nawiedzony dom :)






I tu niestety trzeba się posiłkować wikipedią jak ktoś ciekaw. Ja mogę tylko napisać tyle że właściciel pała zamkną dom przed zwiedzającymi (widocznie ma za dużo kasy) pocałowaliśmy kłódkę przy bramie, ale żona gdzieś znalazła historię domu i nam po krotce streściła. zależy kto w czasie wojny był właścicielem ( która armia ) domu ten dopuszczał się tam okropnych czynów,  plus później chwile stał pusty wiec dochodziło do rzeczy niewyobrażalnych. A na dodatek wynajmowały go ekipy produkujące filmy i nakręcały w nim horrory. Ps. zapomniałem dodać że był też burdelm przez jakiś czas :) Ciekawa historia, ale niestety wejść nie można  to i z duchami nie pogadaliśmy.
 Dalszy punkt programu to Cementary of Negativism, po spolszczeniu będzie to Cmentarz Emocji Negatywnych. W praktyce to wygląda tak że mamy małe nagrobki z przeróżnymi figurkami a na płycie wyryta mamy naszą negatywną myśl której chcemy się pozbyć.




















Dodać trzeba że Cmentarz jest położony na terenie "obozu" i decydując się na wizytę tam mamy możliwość pozwiedzać jeszcze inne rzeczy .
 Następna atrakcja to Valley of Colors  czyli kolorowa wioska. Miedzy atrakcjami jeździmy taksówkami w końcu "ksywa" nadana przez moją żonę zobowiązuje ceny naprawdę niskie odległości spore  co przy tych różnicach terenu na spacer  nie polecane.
Wioska  sama w sobie nic do zaoferowania nie ma poza potwornym smrodem nawet nie będę kłamał
 zdjęcie wioski robi się z drogi i wtedy efekt jest fajny ale jeśli przekroczymy  wiszący most łączący wioskę z drogą cały urok tego miejsca pryska jak banka mydlana. Czujemy jak wchodzili byśmy do szamba odór niesamowity, tak naprawde to takie typowe górskie slamsy.








powrót do miasta mamy już obczajony wracamy jeepneyem, atrakcji jak na jeden dzień starczy


jeszcze jakiś pomnik ku pamięci jakiego s patrona miasta


truskaweczki dobre i to naprawdę tak jak u nas w Polandi,



obiad gdzieś na mieście w miejscowej knajpce na tarasie, na który można się było dostać oknem. Niesamowite :). W tej knajpie zaskoczyła nasz też kasjerka po jakichś 10 minutach od zapłacenia rachunku (żeby nie było płaci się z góry ) przyszła do nas i oddała nam 70 peso twierdząc że się pomyliła na naszą niekorzyść (około 5 zł) . Wiara w ludzi czyni cuda :)))



Autobusów nie za dużo , ale nasz do Sagady o 8.30 jest z tym że nie cieszmy sie przedwcześnie :(



Nocny market z warzywami i owocami .Trzeba przyznać że wszystko dużo tańsze jak u nas na wyspie, ale oni tu maja obsadzone każde zbocze na tych górkach wiec i towar sporo tańszy


Info praktyczne Baguio nie zachwyca ale można złapać chwilę wytchnienia w podróżny
  Możemy pojechać prosto z Manili do Sagady, Bontoc lub Banaue  mamy nocne autobusy,
  albo robimy to na dwa razy z noclegiem w Baguio wybór należy do was
   teoretycznie zaoszczędzamy jeden nocleg. w praktyce nie sądzę że po całej nocy w autobusie
   ktoś będzie zdolny śmigać po jaskiniach.
  Hoteli cale mnóstwo myślę że bez rezerwacji sie obejdzie

kontakt

pitchers@hoga.pl

fb/koziolkiwazji