poniedziałek, 30 maja 2016

Nasze pomysły-nie zawsze najlepsze

Hej

Wyjeżdżając z wysp Perhentian wpadł nam do głowy pomysł ciekawy acz nie do końca przemyślany. Ale od początku: postanowiliśmy że skoro nie zaliczyliśmy dżungli to możemy sobie przejechać przez nią pociągiem. W tym celu z  wyspy Perhentian  dotarliśmy na ląd do Kuala Besut żeby było tanio poczekaliśmy na public transport do Kota Bahru. Udało się, ale wycieczka rozciąga się w czasie a my nie mamy rozkładu pociągu więc zaczynają się małe nerwy. W internecie informacji jak na lekarstwo, żeby nie było niespodzianek decydujemy się na przejazd z Kota Bahru do Tumpat. Jest to stacja początkowa pociągu więc jesteśmy pewni że kupimy bilety i będziemy mieli miejsca siedzące. Dodać trzeba że nas interesował tylko pociąg dzienny, bo co to za obserwowanie dżungli w nocnym. I tak oto do Tumpat dotarliśmy o 21 wieczorem a pociąg odchodzi o godz 4.20 więc decyzja jednogłośna jest ciepło zostajemy na dworcu, może ścian nie ma ale dach nad głową mamy. O godz 22 rozszalała się taka burza że siedzieliśmy w kącie i modliliśmy się o koniec deszczu. Ustąpił po jakiejś godzinie, jeszcze tylko wizyta w spożywczym i można się rozłożyć na krzesełkach :-). Dzieci zasnęły ale my nie bardzo, i w tym momencie już wiedzieliśmy że to najgłupszy z naszych pomysłów. Później nie było lepiej pociąg podstawił się o 4 rano, my ucieszeni rach ciach do środka a tam zimna i powolna śmierć czyli klima. Matko boska powyciągaliśmy wszystko co mieliśmy w bagażu i jakoś przetrwaliśmy do 11 czyli pięć godzin. Jak już zrobiło się przyjemnie pociąg utknął na stacji Gua Musang o godz 11.15 i miał nieplanowany postój na bocznicy prawie 3 godziny. Dobrze, że stację wczesniej wyskoczylismy i kupilismy kilka porcji ryżu. Wiadomo jak pociąg nie jedzie to i spać się nie chce dzieci nasze chodziły prawie po ścianach z nudów, a zapomniałem napisać że pociąg był pusty w wagonie byliśmy sami i jedna młoda dziewczyna. Ruszyliśmy  około godz 14 czekając niecierpliwie na piękne widoki za oknem, i co zasnęliśmy jak bobry przeoczyliśmy cały widok na Taman Negara :-( niech to jasny gwint byłem wściekły. O 16 dotarliśmy do Kuala Lipis koniec męczarni pociąg kończy bieg, spadamy do hotelu bierzemy porządny nocleg i dnia następnego autobusem pędzimy do KL. Z ciekawostek napiszę tylko tyle że z  Tumpat do Kuala Lips jest 294 km , pociąg potrzebował 11 i pół godz a bilet kosztował 9 zł dorosły a 4,5 dziecko a co taniutko :-).
Bo oszczędnym trzeba sie urodzić (a może głupim bo napewno nie chytrym)

Jesteśmy w Kuala Lumpur 5 czerwca wylot pozdrawiam

    stacja bohater powyższego opowiadania

    mała rewia mody

    Lenka zasneła nam sie nie udało

    całodzienny rozkład jazdy tak tylko 4 odjazdy na dobe

    Na takich stacjach stawał nasz pociąg

    zdjęcie z bocznicy w Gua Musang

poniedziałek, 16 maja 2016

Malezja, wyspy Perhentian

To już przedostatni wpis z tej jak by to rzec spontanicznej wyprawy :-), ale na podsumowanie przyjdzie pora. Z góry zaznaczam że zdjęć już będzie niewiele a to dlatego że przez te prawie dziewięć miesięcy sprzęt był eksploatowany nad wyraz mocno i do fotografowania został nam tylko telefon :-) reszta poznała smak słonej wody(straty opisze w ostatnim poście) . Na razie zajmie się tą tak zwaną wisienką na torcie czyli wyspami Perhentian a w szczególności tą mniejszą czyli Kecil w prostym tłumaczeniu po prostu Mała. I szczerze nie wiem od czego zacząć. Może od początku , czyli od opuszczenia poprzedniej wyspy Kapas . Dojechaliśmy do Kuala Terenggau i jak to żona ujęła w mailu do siostry zostaliśmy na pięć nocy w naprawdę fajnym hotelu celem odchwaszczenia i odrobaczenia się po 52 dniach pobytu tylko na wyspach. Może komuś się przyda info hotel nazywa się HSKL czyli hotel sentral kuala terenggau znajduje się jakieś 500 metrów od bus terminal , oferuje białą pościel ,ciepłą wodę , czystość w różnym tego słowa znaczeniu i był naprawdę ok w porównaniu do niektórych  poprzednich noclegowni. W ciągu tych paru luźnych ( luźnych jak to dziwnie brzmi tak jak by inne były napięte :-) ) dni wybraliśmy się z dziećmi do Lunaparku i zwiedziliśmy Chinatown.





Po pięciu nocach w białej pościeli nadszedł czas żeby spadać, spacerek na bus station autobus do Kuala Besut i przesiadka na szybką łódź . Bilet na wyspę  tylko sama  łódź to 50 ringgitów za 25 minut transportu , cena ta obudziła mój najbardziej przewrażliwiony zmysł czyli sępiarstwo. Płynąc na wyspę jeszcze się łudziłem trzymając w reku ulotkę że znajdziemy coś za rozsądną cenę do spania, przynajmniej tak sugerowały informacje. Ujmę to tak wyspa Lagkawi i Tioman były komercyjne , ale tutaj zarządzanie, handel i marketing usługami oraz towarami osiągnęły poziom z Księżyca lub Marsa jak kto woli. Ceny minimum razy trzy niż na lądzie , plaża a byliśmy na mniejszej z wysp Long Beach coś w stylu tajskiej niebiańskiej plaży czyli na zdjęciach raj a rzeczywistość (jeśli komuś nie przeszkadza ok 50 łódek non stop przemieszczających się to będzie szczęśliwy) daleka od tej z filmu reklamowego .

Ta akurat plaża jest przeznaczona dla ludzi młodych a nie zgredów jak my, są tu różnego rodzaju wodne atrakcje, muzyka dudni do 2 w nocy co drugi resort to szkoła nurkowania itp. Jakoś nie mogę wczuć się w klimat , choć żonie się podoba bo są nawet 4 sklepy i może sobie chociaż pooglądać różne pierdoły. Maśkę ,rurkę płetwy można wypożyczyć na każdym kroku a dużym plusem jest to że można je też jeśli ktoś zapomni lub nie czuje się dobrze z wypożyczoną kupić i to naprawdę dobre gatunkowo za cenę stanowczo przewyższającą ich wartość. Snurkowanie bo do tego tylko mogę się odnieść takie sobie oczywiście piszę o tym prosto z plaży, komercyjne pewnie jest bardziej udane :-) , o rafach koralowych takich jak gdzie kol-wiek indziej można pomarzyć, plusem i to dużym jest to że wszystkie ryby choć ich tu niewiele są w rozmiarze XL . No i te rozreklamowane rekiny czarno płetwe są i to naprawdę dużo całkiem niedaleko od plaży z tym że snurkujemy rano i płyniemy wzdłuż brzegu a nie po otwartych wodach. Moja młodsza córka po zobaczeniu trzech dużych rekinów stwierdziła że teraz by chciała zobaczyć rekina tygrysiego lub coś naprawdę dużego bo te nie zrobiły na niej wrażenia. Ja chodziłem codziennie rano jak familia spała i tak jak na Gili Air napływałem się z żółwiami tak tu mogę śmiało napisać że rekiny miałem na wyciągniecie ręki choć dotknąć się nie dał żaden :-) . Woda w morzu bo o niej też warto wspomnieć wprost idealna do nurkowania i snurkowania przejrzystość bardzo duża mógłbym porównać do wody przy innych wyspach ale po co musicie mi uwierzyć na słowo . To były informacje z grubsza dla wszystkich teraz będzie bardziej osobiście i rodzinnie. Po zadekowaniu się na wyspie w resorcie Matahari za 150 ringgitów dostałem lekkiego bólu głowy (oczywiście cena !!! nigdy nie przekraczamy setki za hotel ale tu nie ma nic tańszego co by nie było klepiskiem), a po wizycie w pierwszym sklepie już na drugi dzień chciałem uciekać. Woda mineralna 1,5 ringitta na lądzie 4 tutaj , konserwa 5 na lądzie 13 tutaj i pewnie reszta artykułów z podobną niespodzianką. Dopłynęliśmy do wyspy wieczorem i taki szok cenowy mną wstrząsnął ale przy rachunku za kolacje dostałem lekkiej palpitacji serca :-) i informację do centralnego ośrodka mózgowego że nasze zapasy finansowe nie pozwolą nam tu dłużej pozostać. Trudno najwyżej po trzech dniach wyniesiemy się do bardziej cywilizowanej części Malezji. Dzień następny okazał się o niebo lepszy mimo że pozostaliśmy w droższym pokoju to zarezerwowaliśmy sobie tańszy i większy pokój tylko z wiatrakiem (szczerze to z klimy w tych upałach dawno się wyleczyliśmy , mając pokój z klimą mogliśmy obstawiać zakłady kto rano obudzi się chory). Znaleźliśmy też sklep i knajpę dla lokal-sów gdzie ceny nadal były wysokie ale do zaakceptowania. Czuje że to będzie długie 10 może 12 wspaniałych dni (pierwsze złe wrażenia powoli odchodzą w niepamięć) tylko plaża , rekiny i moje córki które chyba już pragną do cywilizacji :-) (żona też jest ważna ale tylko czasami ) chyba się tu odnajdę :-))) . Wyspa jest opanowana przez białych, na plaży w szkołach nurkowych, resortach. Z egzotyki mamy tu tylko wszechobecny brud (to chyba najbrudniejsza wyspa na której byliśmy),warany których jest tu sporo i najczęściej spotkać je można w ściekach.
Wszechobecne są też agregaty prądotwórcze przypominające że to wyspa i rezerwując tu miejscówkę upewnijcie się że pod oknem nie będziecie mieli niespodzianki (szkoły nurkowe nabijają butle tlenem non stop). W dzień na plaży można dostać oczopląsu same afrodyty i adonisy wieczorem na kolacji istna rewia mody choć muszę zgodzić się z żoną wszyscy wypachnieni tu nie miejsce dla drugiego sortu, chyba nie skłamię jak napisze że widzieliśmy tu najładniejsze dziewczyny i chłopców, nawet 9 letnia Karolina się zastanawiała co oni robią że co drugi ma kaloryfer na brzuchu (a tatuś ćwiczy i rezultatów brak :-) może powinienem zmniejszyć sobie racje żywnościowe ). Właśnie mija piąty dzień naszego plażowania , jestem po bardzo ciekawym porannym snurkowaniu z rekinami widziałem około 15 młodych rekinów one zazwyczaj przebywają w grupie i około 10 dorosłych w rozmiarze od 1,5 do 2 metrów i nie pisze tego żeby się pochwalić tylko po to że przy śniadaniu jeden z lokaslów powiedział nam że w miejscu w którym snurkujemy i podziwiamy bądź co bądź te egzotyczne dla nas stworzenia wcześniej był widywany bull shark czyli rekin tępogłowy odpowiedzialny w większości przypadków za ataki na ludzi w wodach przybrzeżnych. Jest to trzeci najniebezpieczniejszy rekin na świecie. Chyba mi się odechciało już tu snurkować :-). Faktycznie wyspa nie jest wielka okazało się to po krótkiej 15 min wycieczce w dżunglę gdzie całkiem przypadkowo znaleźliśmy się po drugiej stronie wyspy na tz: tutaj Romantic Beach (dupy nie urywa). Następnego dnia dowiedzieliśmy się od sąsiada z domku obok który był nomen omen niemieckim policjantem mieszkającym w Monachium że możemy się wybrać się do wioski rybackiej z czego oczywiście skorzystaliśmy. Droga do wioski w budowie ,kawałkami ładna kostka brukowa a reszta to piach w którym stopy zapadały się po kostki, spadki i wzniesienia bardzo strome i co najgorsze zero cienia na 80 % trasy.
Poza tym że ceny cenny sporo niższe i zrobiliśmy zakupy to jedyną rzeczą na którą zwróciliśmy uwagę jest bardzo ładny meczet częściowo stojący na wodzie, gdzie ciekawym rozwiązaniem było wejście do meczetu prosto z wody.
Powrót jak to zwykle bywa zafundowaliśmy sobie wodną taksówką która kosztowała 10 ringittów od głowy co było rozsądną ceną, a dodatkowo nie liczą za dzieci więc się jak najbardziej opłaca.

cdn 

środa, 4 maja 2016

Malezja , wyspa Kapas


Znalezione obrazy dla zapytania rekin czarnopłetwy



Gdy wyspa Tioman nam się już znudziła dostaliśmy informacje od pary francuzów że następnym punktem w naszej podróży powinna być wyspa Kapas. Mamy jeszcze trochę ponad miesiąc czasu więc możemy zaryzykować najwyżej zostaniemy tylko dwa dni i pojedziemy dalej. Podróż całodniowa i męcząca, ale jak to w Malezji wszystko działa jak należy nigdzie nie trzeba długo czekać. Z Tiomanu wracamy do Mersing, jemy śniadanie. Z Mersing jedziemy 8 godzin do Kuala Terenggan. Autobus komfortowy z wygodnymi szerokimi siedzeniami i mimo że kupiliśmy bilety w ostatniej chwili i mieliśmy porozrzucane miejsca po całym pojeździe ludzie byli tak sympatyczni że po przesiadali się i mieliśmy cztery miejsca obok siebie.
Dojeżdżamy na 22 wieczorem z oczywistych względów zostajemy na noc a w sumie to na dwie. Jak to u nas następny dzień leniuchujemy i po południu zaliczamy szpital. Lena skarży się na ucho. Dobrze, że teraz bo na wyspie już nie było by szans na lekarza. Okazuje się że wszystko jest ok dostała jakieś kropelki i jest git. Następnego dnia rano z dworca autobusowego w Kuala Terenggau jedziemy autobusem podmiejskim do Marang jakieś 30 min jazdy, wyskakujemy i ruszamy z buta do portu . Po niecałych 5 min jest port znajdujemy firmę która nas przerzuca na wyspę Kapas za 90 rinngitów w dwie strony dla całej rodziny. Cena jest oki więc się decydujemy. Będąc jeszcze na lądzie można sprawdzić dostępność pokoi lub domków, my oczywiście popłynęliśmy w ciemno. Na wyspę płyniemy z 10 minut szybką motorówką innych opcji nie ma, trochę skacze na falach, ale moje gwiazdy były zachwycone .


Po dopłynięciu na wyspę powinienem zacytować jedną europejkę „ fuck everything” (pieprzyć wszystko) i zostać tu na zawsze (przynajmniej coś w tym stylu tak wyczytałem na jedynym polskojęzycznym blogu odnośnie tej właśnie wyspy, po głębszym zapoznaniu się z tematem i rozmowami z różnymi ludźmi nikt mi tego nie potwierdził). Chociaż poznaliśmy kilka osób które przyjechały tutaj i już po prostu zostały.








Nasze pierwsze wrażenie szok, te wszystkie plaże które do tej pory widzieliśmy nie umywają się do tego co jest tu. Piach na plaży jest jak puder do pupy niemowlaka, plaże czyste i co najważniejsze puste. Plaż takich bo są one podzielone występami skalnymi jest 5 , ośrodków do zamieszkania jest 6 plus dwa pola namiotowe . Pola namiotowe to świetne rozwiązanie dla backpakerów. Małp nie stwierdziliśmy (w razie niemca zaopatrzylismy sie w procę) więc bez obawy można się zatrzymać z własnym namiotem 10 zł osoba lub wypożyczyć i wtedy cena wynosi 15 zł. My znaleźliśmy miejsce w resorcie Ombak. Dla nas ważne ponieważ jesteśmy 4 dni przed długim weekendem i w innych miejscach wszystko było zaklepane. Podjęliśmy decyzje że zostajemy na 10 dni a dalej zobaczymy :-) .
Najdziwniejsze a zarazem najfajniejsze na tej wyspie jest to że od niedzieli do czwartku nie ma tu nikogo poza paroma białasami a na weekendy ściągają miejscowi. Wtedy mieliśmy ochotę szybko stąd wiać lub jak to czynili inni biali iść spacerkiem na ostatnią plaże bez ośrodków i wskoczyć do wody z maską i rurką. To co tu widzieliśmy pod wodą tylko snurkując nie mieliśmy szansy zobaczenia na takich wyspach jak Gili , Tioman ,Weh , Langkawi , Pinang , Pangor , Nias i pewnie jeszcze kilku innych które odwiedzaliśmy w poprzednich latach. I wszystko to bez żadnych zorganizowanych wycieczek po prostu wchodzimy do wody prosto z plaży coś wspaniałego .

 Dużą zaleta , a dla innych pewnie barierą blokującą przyjazd tu jest to że nie mamy internetu tz. Wi-fi, w każdym lokalu mamy taką oto informacje :-).

My co prawda mamy Malezyjską kartę pre-paid, ale prawie wcale nie korzystamy z niej za to codziennie gramy wieczorami w gry planszowe takie jak np. monopoly w wersji malezyjskiej. Wielką frajdę sprawia dziewczyną kupowanie miast które odwiedziliśmy, nawet 7 letnia Lena potrafi usiedzieć przy grze w miarę spokojnie około godziny.



Ta wyspa ma coś w sobie co każe długo zastanawiać się nad wyjazdem stąd czy być może jeszcze tu zostać. Wiadomo są i minusy na takiej małej wyspie sklepów brak a jak już coś można kupić to z ceną razy dwa, ale na to też jest sposób. Wystarczy rano wyjść na plaże złapać pierwszą łódź na ląd i godzinę później wracamy z miasta obkupieni we wszystko co potrzebowaliśmy. Może dla dzieci jest mało atrakcji ale nie przypływamy tu żeby siedzieć na placu zabaw. Te są bardzo fajne na lądzie wyposażone w przewietrzne toalety :-).

Jeśli miałbym powiedzieć które miejsce w przyszłości chciałbym ponownie zobaczyć to na pewno jest to wyspa Kapas. Choć do zamieszkania nie nadaje się w ogóle, to na takie 10 dni zresetowania umysłu jest wprost wymarzona. Wyrwać tu może nic nie wyrwiemy Malezyjki albo Malajki jak kto woli są aseksualne w tych swoich strojach kąpielowych , ale jedno muszę przyznać trzeba mieć jaja ze stali żeby siedzieć w wodzie z dwumetrowymi rekinami wiedząc nawet że są one wegetarianami.                                            Znalezione obrazy dla zapytania rekin czarnopłetwy

Powyżej rekin czarnopłetwy rozmiar do 2 m poniżej wargacz garbogłowy rozmiar do 2 m
o żółwiach ,płaszczkach, morenach ,ośmiornicach nie wspominam wystarczyło wejśc rano do wody
żeby to wszystko oglądać
Znalezione obrazy dla zapytania wargacz garbogłowy

Przed nami wisienka na torcie czyli wyspy Perhentian podobno są naj ze wszystkich wysp Malezyjskich (tak miało być na Tiomanie? ), ale czy przebiją Kapas? Ja chyba już odnalazłem swój raj a może …


mieliśmy młodą sowę w naszym osrodku


 i dwumiesięczną małpkę w ośrodku obok



   mój młodszy diabełek


   takie tam pierdoły


 w oddali sąsiednia wyspa Gym można było przepłynąć wpław , a to ciemniejsze w wodzie to rafa dosłownie 10 metrów od brzegu


 tak wyglądają plaże od niedzieli do czwartku puściutko


  miejscowa wpożyczalnia oldskulowych kajaków


 lokals z maską w kamizelce ratunkowej 3 metry od brzegu w wodzie o głebokości może 70 cm


  troche się zjarałem ale to już około 225 dzień podróży i dokładnie 50 pod rząd na plaży
  maska i rurka była nieodłącznym elementem wyposażenia nawet idąc do knajpy i czekając na      posiłek można było wskoczyć na 5 minut do wody i sie schłodzić


 żywy inwentarz tym razem kury


 powyżej tak kłusują miejscowi a poniżej ja kłusuje po swojemu



 mały waran zawitał do nas w gościnę



 nasza sówka :-)


   rybka na obiadek


   nasza maskotka żywa


   naprawde trudno uwierzyć że tu jest tak pięknie


  no i moje ulubione jak ona się tam zmieściła :-) pięć gwiazdek to mało z taka wannę