Hejka
Po uroczej Malace wiedzieliśmy że już nie damy rady w Malezji. Chcieliśmy trochę egzotyki a w Malezji wszystko jest nowoczesne i uporządkowane. Bez auta ani rusz, a na to nas nie stać, skuterów niestety poza wyspami wypożyczyć nie można ( mamy 2 dzieci a one nie zawsze chcą współpracować czytaj chodzić). Postanowiliśmy wiać, wrócimy ale z innym planem.
Dokładnie 9 grudnia o godz10 wsiedliśmy na prom i obraliśmy kierunek Indonezja.
Z Malaki płynie 2,5 godz wysiadając w Dumai zobaczyliśmy inny świat. Walka o turystę o jego bagaż chyba nigdzie do tej pory tego nie spotkaliśmy a widzieliśmy sporo. Nareszcie coś co Koziołki lubią najbardziej czyli inny świat.
Było takie zamieszanie, że panowie którzy chcieli nosić bagaże dali Kaśce dwie wielkie walizki i zaczęli jej nawet wmawiać że to jej i chętnie jej pomogą. Oczywiście wszystkim na pomoście podziękowaliśmy grzecznie, wiedzieliśmy że liczą tylko i wyłącznie na gratyfikację ale my biedaki (jak żyć panie premierze to do tego co zwiał do Brukseli ) bez rupii w kieszeniach poszliśmy na odprawę. Ustawiliśmy się w kolejce, ale nie dane nam było zrobić odprawy normalnie jak inni. Byliśmy jedynymi białasami tego dnia na przejściu i postanowili nas potraktować jak VIP- ów albo przemytników. Zawinęli mi Kasię na jakąś rozmowę do ciemnego pokoju a ja biedny żuczek zostałem z dwoma tłukącymi się dziewczynami. Wszystkie oczy zwrócone na nas bo na co mają patrzeć jak nie na przybyszów z obcej galaktyki. Po 10 min wróciła żona trochę wypłoszona ale nadal dziewica obeszło się bez rewizji osobistej :-)jeszcze tylko pożegnalne zdjęcie z panem policjantem i opuściliśmy odprawę.
Wiadomo jak to bywa w nowym miejscu bez żadnych informacji skorzystaliśmy z usług miejscowego naganiacza, załatwił nam taryfę za 50.000 rupi na dworzec autobusowy. Całą drogę zastanawialiśmy się na ile nas naciągnęli z ta taryfą ale po przeliczeniu 1 zł to 3.380 rupii czyli dla ułatwienia 100.000 dzielimy przez 3.380 mamy ok 30 złotych za ok 10 km. Tak wiemy przepłaciliśmy Zastanawiacie się czy wywieźli nas w pole, tak jak wiele poprzednich razy - oczywiście, za to naciągacz dostał 2 złote napiwku nie był pocieszony :-) za to my mieliśmy zajebisty humor. Dowieźli nas gdzieś do jakiegoś biura na "zadupiu" gdzie zakupiliśmy bilety do Medan i okazało się że dworzec autobusowy był 300 metrów dalej (przed odjazdem autobusu nawet nas podwieźli ) i za bilety nawet nie przepłaciliśmy jednak nie potrzebnie czekaliśmy 5 godzin na autobus bo na dworcu było więcej opcji do wyboru. Czekając, dziewczyny nasze zakolegowały się z miejscowymi rówieśniczkami. Naprawdę fajnie to wyglądało i dziewczyny w końcu mogły się pobawić z kimś w ich wieku. Na koniec Karolina podarowała jednej dziewczynce swojego pluszaka pieska. Radość była ogromna a ja mam trochę lżejszy bagaż :)
Myślimy sobie "jest dobrze, 300 km przed nami, autobus duży i wygodny". Niestety intuicja znowu nawaliła. Nic nie było dobrze. Zamiast o 18.00 wyjechaliśmy o 19.30, podróż trwała 11,5 godz, autobus bez klimy wersja oszczędnościowa do tego palili i muzyka grała w granicach 70 decybeli (karaoke). W Medan wysiedliśmy z kwadratowymi uszami spuchnięci i sponiewierani jak sam już nie wiem .
Jeśli się zastanawiacie jak dziewczyny one mają wywalone na wszystko spały po 8 godz trochę pomarudziły jak wstały i to wszystko. Na dworcu podobna sytuacja jak ta z promu, ale podziękowaliśmy wszystkim i złapaliśmy busik miejski do centrum Medan. W parę minut później zostaliśmy zakwaterowani w hotelu w którym jak dowiedzieliśmy się później panuje prawo muzułmańskie czyli tz. szariat i pary które nie są małżeństwem nie mogą korzystać ze wspólnego pokoju. Dodam jeszcze, że hotel był jednym z najdroższych jakie do tej pory mieliśmy a warunki były delikatnie mówiąc kiepskie. Sprawdzaliśmy też hotele w granicach 70 zł ale te odpadały w przedbiegach i nawet my, odporni nie daliśmy rady.
Medan trzecie co do wielkości miasto w Indonezji, masa ludzi, gwar, brud to pierwsze nasze spostrzeżenia dalej było już trochę lepiej. Ludzie okazali się nadzwyczaj pomocni, mili i uśmiechnięci. Odwiedziliśmy największy meczet w Medanie, przed wejściem złapał nas przewodnik i naprawdę okazał się pomocny. Sporo nam wytłumaczył na temat ich religii.
Następnie zwiedziliśmy pałac sułtana (nie porywał) pospacerowaliśmy po mieście trafiliśmy na ciekawą ulicę
na której znajdują się same hurtownie, zwiedziliśmy dworzec kolejowy, centrum handlowe (to taki nawyk moich dziewczyn, a dla mnie mus bo zbliżają się święta).
Informacje turystyczne będą nad wyraz skromne: do Medan można przylecieć jest lotnisko (z lotniska kursuje bezpośrednia kolejka do miasta), przyjechać autobusem lub pociągiem. Linia kolejowa jest z tym że nie nazbyt długa nie miałem czasu się zagłębiać .
Po mieście najszybciej i najtaniej podróżuje się busami po 5000 rupii to takie niby miejskie autobusy. Na przedniej szybie jest numer i info gdzie jedzie, machamy i jak jest nie zapełniony do granic możliwości to się zatrzyma Najprościej powiedzieć komuś gdzie chcemy jechać a on już za nas wszystkiego się dowie i powie jaki nr busika łapać. Numery są na dachu widoczne z daleka, proste prawda :-) .
Ktoś kto porusza się tak jak my i ma dużo czasu na pewno musi przejechać przez to miasto w innym wypadku można sobie darować.
To ten niby dworzec autobusowy w Dumai
Tak się transportuje bojowe koguty :-)
a tu podobały mi się felgi
i oni tam wszyscy się z nami tak fotografują czasami się czuje jak Star - y osioł
rozgrzewka w meczecie
wyrko sułtana
transport miejski w Medan busiki o których wspominaliśmy wyżej
znowu jacyś miejscowi chcą ze mną fotkę :-)
trochę za małe te riksze dla nie
nasze odczucia, jak widać każdy ma inne jesteśmy pod urzędem miasta,
Karola nas zaskakuje sama się dosiadła żeby pograć albo popatrzeć
Złoty but, złota piłka przyjmuje zamówienia ktoś potrzebuje nawet z grawerką
w poszukiwaniu moich okularów, których nie kupiłem w Malezji. Nie znalazłem, ale może Mikołaj znajdzie ;)
poszliśmy szukać choinki znaleźliśmy jak widać smoki :-)
u nas się szpachluje a tu nie wiem jak to nazwać
nauka indonezyjskiego. Pytam się napotkanych ludzi a wieczorem uczymy się nowych zwrotów. Już trochę umiemy bo język ten jest podobny do Malajskiego. Czasami jak powiem kilka słów pytają się czy mówię po Indonezyjsku. Nie potwierdzam ale i nie zaprzeczam ;)
no i na koniec nie taki ten szariat straszny jak go opisują. Przygotowania do świąt trwają w najlepsze, kolędy lecą praktycznie wszędzie poza meczetami, dokładnie za plakatem jest wieża od meczetu. No i najważniejsze - udało nam się kupić choinkę!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz