Hello
Po niecałych trzech dniach opuszczamy Medan . Wybór pada na Bukit Lawang i jego podstawową i jedyną atrakcją są orangutany żyjące na wolności. Jesteśmy podekscytowani ale od początku . Śniadanko w muzułmańskim hotelu (było w cenie), pakowanie, wypad na ulicę i tak jak pisałem wcześniej po zasięgnięciu informacji zostaliśmy skierowani do busika nr 64 jadącego na dworzec autobusowy z którego to odchodzą autobusy do Bukit.
Za 40.000 rupii dojechaliśmy. Jak zwykle zapłaciliśmy podwójnie ale z bagażami zajęliśmy prawie całego busa wiec już nikogo po trasie nam nie dorzucał :-) . Dworzec autobusowy Pinang Baris pozostawia sporo do życzenia ale znaleźliśmy to czego szukaliśmy czyli naszą brykę do Bukit. Ceny biletów są stałe ale chyba nie dla nas. Ile człowiek musi się na wkurzać, to wiedzą tylko ci co znają takie klimaty. Bilety kupione zapłaciliśmy 150.000 za całą familię (po drodze dowiadujemy się od miejscowego że on zapłacił 25 tyś rupii czyli razy 4 rachunek prosty, 50.000 przepłaciliśmy). Dodam tylko że wyjściową ceną było 500.000 Rupi. Plusem jest to że mieliśmy 4 miejsca tylko dla siebie a miejscowi musieli skurczyć dupy :-) . Nieźle nie? A teraz najlepsze odległość ok 80 km pokonaliśmy w czasie uwaga 4 godziny i nawet minuty krócej ,ale chociaż było w miarę wygodnie i cicho, nie licząc wertepów bo w połowie skończyła się droga. Po drugim wpisie o Indonezji powinniście mieć już pojęcie co nas tu czeka, jakie są drogi i jaką walkę mamy przed sobą. Bukit Lawang miejscowość niewiele większa od sam nie wiem, taka wioska która leży wzdłuż rzeki .
Szczęście w nieszczęściu dojeżdżamy do niej akurat dwa dni po powodzi.
Widok nabrzeży nie ciekawy spore straty. Ludzie z całej wioski oczyszczają koryto rzeki z konarów drzew żeby ją udrożnić. Mosty łączące oba brzegi nieźle ucierpiały ale chyba miejscowi się do tego przyzwyczaili my spacerowaliśmy ostrożnie. Po za powodzią nic szczególnego się tu nie dzieje. Pierwszego naszego wieczoru znowu były bardzo obfite opady i woda znowu podniosła się ponad metr w jakąś godzinę. A że mamy pokój przy rzece bo tylko takie tu są to nawet się zastanawialiśmy czy nie zmienić pokoju na wyższe piętro :-) . Spokojnie deszcz zelżał koło 23 i poszliśmy spać według planu. Rano o 8 pobudka. Tu się nikt nie spieszy :-) , o dziewiątej byliśmy umówieni z przewodnikiem do dżungli, znowu deszcz . Po pół godzinie jest ok decyzja wyruszamy i poszli my w ciemny las. Przewodnik obiecał orangutany i były. Pół godz marszu jest samica z młodym super .
Pomocnik przewodnika przekupił ją bananami i zeszła na dół (podczas deszczu siedzą wysoko na drzewach) parę fotek i dalej. Oczywiście znowu deszcz, dziewczyny w płaszczach Lena jeszcze na plecach bo leń patentowany. Błoto pod nogami dobrze że założyłem trampki choć klaki miałem w plecaku . Widzieliśmy również gibony bardzo wysoko one nie schodzą nisko, makaki (one akurat są wszędzie) i małpy z rodzaju Thomas Leaf Monkey, które też są nie lada atrakcję bo występują tylko w tym parku i
nigdzie indziej. Mimo że zapłaciliśmy sporo ponieważ bez przewodnika nie można iść samemu, no i są z nami dzieci a koniecznie chcieliśmy orangutany uważamy że było warto choć Kasia mówi że czuje niedosyt ( ja tam nic nie czuje mam katar :-) . Następną atrakcją która tu odkryliśmy jest rafting i nie jest to spływ na sucho a często wypadają z tych opon rzeka jest naprawdę wartka. To nie nasza Rawka
niestety nie skorzystaliśmy z prostej przyczyny Lenka miała jakiś wyciek z ucha i zaliczyliśmy miejscowy punkt pierwszego kontaktu z lekarzem. Nic poważnego się nie stało lekarz przyświecił latarką z telefonu i diagnoza od ręki była dostaliśmy lekarstwa, tradycyjnie wspólne zdjęcie z całym personelem
i przyszła pora na płacenie. Rachunek uwaga 12.000 podzielić na 3.380 daje nam 3 zł i 55 groszy. Zajebiście .
Zostaliśmy jeden dzień dłużej żeby ochłonąć po szoku związanym ze zmianą kraju i ruszamy dalej .
Kocica z młodymi, które miały 2 dni, nawet nie wiecie jaki spokój mieliśmy jak nasze dziewczyny tam z nimi siedziały
górne zdjęcie ludzie formują nowe koryto rzeki po powodzi
wysokość trzeciego piętra most przerwany bez barierek a na dole ok 50 cm wody
miejscowe dzieciaki
oni jej śpiewali kolędy a ona im Eweline Lisowską
tak myli się miejscowi
a tak my grzejemy wodę do umycia dzieci. Nie było przedłużacza musieliśmy improwizować
oczyszczanie koryta rzeki
mycie naczyń wszystko się dzieje w rzece
ten ze względu na zniszczenie był dla nas zamknięty ale miejscowi po tym moście chodzili
Jak się zapytaliśmy o laundry czyli pranie odpowiedz nas rozwaliła "rzeka po powodzi jest mętna pranie nie będzie najlepszej jakości"
dziewczyny nawet były zainteresowane
dżungla wyprawa na orangutany
w oczekiwaniu na kolację
Karoli bardzo się podobało. Wszyscy się tutaj integrują śpiewając i grają w Uno.
Mamy maskotka
Dziewczyny grają z miejscowymi i turystami w UNO wszyscy mają ubaw po pachy
a tu pani złapana na spaniu w pracy sprzedaje durian
olej palmowy tz owoce palmy na olej , poniżej transport miejscowy
Jeśli jesteście ciekawi to wam napisze jedziemy do Banda Aceh i dalej promem na
wyspę We najdalej wysunięty punkt Sumatry, to tam gdzie już wszyscy bez wyjątku chodzą w chustkach
(podobno) jak się uda wprowadzimy swoje zasady :-) . Szukamy miejscówki na wigilię
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz