sobota, 1 października 2016

Tajlandia Ko Muk albo Koh Mook

Hej hej helo


Nie możemy spełnić marzenia mojej żony (myślałem że to ja jestem jej marzeniem) o zobaczeniu wyspy Koh Lipe ponieważ jest teraz pora deszczowa i prom na tą wyspę kursuje raz w tygodniu zdecydowaliśmy się zatrzymać na wyspie Koh Mook . Żeby się tam dostać można to zrobić na trzy sposoby samolot, pociąg lub autobus. Cenowo wyjdzie podobnie jeśli samolot zarezerwujemy odpowiednio wcześniej. Z dnia na dzień nie liczmy na okazje bo takowe nawet tu nie bywają. My wybraliśmy autobus. Ten środek transportu chyba jest najtańszy a że my podróżujemy bez żadnych ram czasowych więc nam to odpowiada. Żeby nie przepłacać  za taksówki podjęliśmy decyzję że na dworzec autobusowy Sai Thai Bus Terminal, który znajduje się na totalnym zadupiu udamy się lokalnym transportem. Opracowaliśmy trasę w necie porobiliśmy zdjęcia, sprawdziliśmy autobusy i myśleliśmy że nic nas nie zaskoczy. Jednak po dojechaniu kolejką na właściwy przystanek przy Victoria Monument udaliśmy się na przystanek autobusowy i oczy wyszły nam  z orbit. Cały misterny plan poszedł w .... to co ustaliliśmy w necie miało się nijak do rzeczywistości z  8 autobusów które miały jechać na bus terminal nie jechał żaden, w ogóle inne nr autobusów po prostu masakra.
 te nam pasowały co są u góry, a takie były na przystanku


Wiecie jak się podróżuje z ukochaną i plecakiem to można potraktować to jako przygodę, ale jak się podróżuje z żoną, dwójką dzieci i bagażem jak dla wielbłąda to można się wku...ć. Na  szczęście jakaś Tajka się nad nami zlitowała i wytłumaczyła gdzie mamy się udać zanim się pozabijamy (ona nie wiedziała że my się bardzo kochamy). Finał był taki że musieliśmy przejść się jakie 400 metrów na inny przystanek z którego już szczęśliwie odjechaliśmy na Sai Thai Terminal bus. Cena za przejazd z centrum na bus terminal to ok 20 zł stosunkiem do 70 zł które zapłaciliśmy za taxi w zeszłym roku okazała się być warta podjętego wyzwania.


Dworzec Sai Thai Bus wielki jak nasz centralny w Wa-wie  w sumie to trzy poziomowy sklep z dobrymi cenami i na pewno ponad 60 stanowiskami dla autobusów rozwożących pasażerów po całej Tajlandii. 

Ponieważ jest to najniższy sezon bilety dostaliśmy od ręki. Na dodatek byliśmy pierwszymi pasażerami więc wybraliśmy sobie najlepsze miejsca. Dodatkowo dzieci dostały zniżkę i w sumie zapłaciliśmy ok 200 zł za całą rodzinę za bilet do Trang-u odległość 836 km dla nas bomba. Wszystko to oczywiście jest możliwe jeżeli odwiedzimy ten bus terminal w środku pory deszczowej . Gdzie przez trzy godziny oczekiwania widzieliśmy tylko jedna parę białasów.  OK wystarczy Bkk i dworca autobusowego skupmy się na tym co było dalej, autobus co prawda odjechał godzinę później niż powinien i do mety czyli Trang-u  dotarł 2,5 godz później.  


Nam to nawet pasowało dłużej pospaliśmy i nie musieliśmy w Trang-u siedzieć na dworcu od 4 rano tylko od razu ruszyliśmy do biura wykupić transfer na wyspę Ko Mook . Udało się mamy bilety i luźne ponad 3 godz. Nasze zwłoki spoczywają w jednej z niedalekich knajp gdzie pijemy kawę jemy śniadanie i głupio się uśmiechamy choć wyglądamy jak zombie, no może nie dzieci one są nie do zabicia. 


O 11.30 wsiadamy na pick-upa  i myśląc że nic nas już nie zaskoczy wstąpiliśmy w stan alfa lub beta jak kto woli. Niestety tym samym środkiem lokomocji podróżowała z nami najprawdopodobniej Niemka (nawet nie mieliśmy ochoty się dowiedzieć skąd jest), która mieszka na Koh Muk kilka lat i jest nauczycielką w tutejszej szkole. Z nutą wyższości w głosie strofowała nas jakie mamy robić zdjęcia i widać było że chce pokazać jacy to jesteśmy beznadziejni. Próbowała  nas na siłę uszczęśliwić  szukając nam hotelu i wmawiając że we wszystkich resortach nie ma pokoi z dwoma osobnymi łóżkami i nie ma cen niższych niż jakaś tam kwota. Zlaliśmy ciepłym moczem babsko i sami znaleźliśmy hotel przy plaży z dwoma pojedynczymi wyrkami za cenę nam odpowiadającą. Swoja drogą to przykre, że ta pani pracując na wyspie i pewnie mając emeryturę w swoim kraju musiała jechać na ląd po jedzenie bo na wyspie bardzo drogo jak nam wmawiała.

Nasz hotel zwie się Koh Mook Resort. Może nie jest najwyższych lotów ale dużym plusem jest to że jesteśmy tu całkiem sami i ma basen bo chwilowo morze jest wkurzone w porze deszczowej. Poza tym na całej wyspie jest może max 10 białasów. Czy tu jest fajnie? To zależy kto co lubi. My nie lubimy tłumów i nam się podoba. Wyspa mała można sobie pospacerować, plaże  na razie widzieliśmy trzy, ale tylko jedna jest naprawdę super: długa, szeroka, biała, czysta i pusta (pewnie w sezonie jest tu koszmar).


Trzy czwarte hoteli pozamykane knajpki dopiero przygotowują się na tłumy turystów, ceny przystępne obiad dla naszej czwórki  od 25 do 40 zł za wszystkich z napojami, bez alko. Szanse na zwiedzenie okolicznych wysepek małe, wyjdzie po prostu za drogo jak nikogo nie można dokopsować do grupy. Co by nie mówić jest sympatycznie może trochę opady deszczu mieszają nasze plany plażowe. Ale musimy  się pochwalić kreatywnością  :) zamiast oddawać pranie do tutaj tak modnych pralni zdecydowaliśmy się na zakup własnej pralki (wiadra)

które kosztowało mniej niż pranie jednego kilograma w tutejszej pralni (już widzę jak zaczęliśmy oszczędzać) a rzeczy do prania potrafimy naprawdę szybko produkować. Nie przewidzieliśmy jednego małego szczegółu. Jest pora deszczowa i wilgotność bliska 100% więc nasze pranie schnie wszędzie przed domkiem, w domku a i tak pewnie zapakujemy na wpół mokre do bagażu. 

Następnym ważnym gadżetem  zakupionym przez nas jest tasak który służy nam do otwierania znalezionych na spacerach kokosów . Na razie otworzyliśmy dwa, jak otworzymy jeszcze cztery to nam się zwróci zakup i cała reszta kokosów będzie już w gratisie :)))))))
To moje dłonie i bardzo się o nie boje :), na dole też ja jeszcze bez opalenizny :)

Po dokonaniu najważniejszych zakupów  resztę czasu na wyspie poświęcamy na zapoznanie się z tutejszymi ludźmi i zwierzakami których jest tu bez liku a moje dziewczyny obrały sobie za punkt
honoru nadać wszystkim czworonogą imiona, nie wiem jak one je wszystkie pamiętają.


Powoli będziemy się zbierać z tej wysepki, zauważyliśmy bardzo duże zmiany. Pora deszczowa zbliża się ku końcowi, ludzie na wyspie zaczęli uwijać się jak w ukropie przygotowując się na otwarcie nowego sezonu. Jak tu przyjechaliśmy to otwarty był co czwarty ośrodek. W przeciągu kilku dni większość ośrodków i restauracji zaczęła działać. Od pierwszego października otwierają parki krajobrazowe i jak tylko aura sprzyja można przemieszczać się między wysepkami. 
My skorzystaliśmy z okazji na wycieczkę od razu pierwszego października. Poznaliśmy parę z Niemiec i to  z miasta Munchen do którego czuje sentyment. Wykupiliśmy razem wycieczkę do Emerald Cave plus jakiś tam trip wkoło wyspy. Stawiliśmy się o umówionej godzinie, lecz nasz przewodnik oznajmił że trochę za wysoka woda i musimy przesunąć wypłynięcie o 3 godz.
Nam w to graj 10 minut spacerem do hotelu, dzieci na basen a my z żoną nadrabiamy zaległości :) (tak wiem o czym myślicie, mamy rachunki do po płacenia a ja pisze bloga). O godz 13 spotykamy się ponownie i wyruszamy wszyscy na pomost do łódki. Są dosyć wysokie fale i wiatr. Nasz przewodnik i kapitan łajby nie do końca są przekonani czy powinniśmy płynąć ale jak dowiadują się że wszyscy umiemy pływać zapada decyzja o wypłynięciu. Poza tym Andy i Vans-e z którymi kupiliśmy na spółkę wycieczkę jutro już wyjeżdżają z wyspy. Płyniemy, najwyżej zawrócimy i tu powinienem napisać, że to nie był dobry pomysł ale powiem prawdę mało się nie posra....em ze strachu. Na początku było bardzo miło. Słoneczko, morze raczej płaskie no po prostu bajka. Nawet zacząłem się zastanawiać co miał na myśli przewodnik mówiąc o dużych falach. Zaczęło się po kilkunastu minutach kiedy wypłynęliśmy na pełne morze. Naszą biedną łódką zaczęło tak rzucać, że mieliśmy niezłego stracha. Oczywiście do jaskini nie było mowy żeby wpłynąć z powodu wysokich fal i wysokiego stanu wody. Popłynęliśmy na spokojniejsze wody na snurkowanie. Udało nam się zobaczyć tylko to, ale i tak byliśmy pełni wrażeń i szczęśliwi, że już nie rzuca:


Jest stanowczo za wcześnie na morskie wycieczki. Morze rzucało nami bezlitośnie a widoczność w wodzie może 100 cm lipa na maksa. Przewodnik na koniec chciał nam zwrócić po pare zł, ale ustaliliśmy zgodnie że chłopaki się starali, przygoda była i o zwrocie nawet części kasy, słyszeć nie chcemy (czasami potrafię zaszaleć) Plusem wycieczki było to że Lena została twarzą agencji turystycznej na ten rok (szkoda że bez gratyfikacji finansowej) :)




Lena ustrzeliła maskotkę na jarmarku, ale jak to baba nie wie jaką wybrać.
Kasia przybija piątkę z dziewczynami
Ten jadł szybciej niż moje dziewczyny
 Wybraliśmy się na spacer przypływ nas zaskoczył
 Dziewczyny i ich zwierzaki. Jeden jeszcze nie widzi taki mały.
a tu pięknie odnowiona łąjba

chcesz widzieć więcej znajdź nas na www.facebook.com/koziolkiwazji 

nadal mam problem ze zdjęciami załadowanie ich trwa wieki




3 komentarze:

  1. Przygody godne podróżnika ale trochę ryzykowne dka dzieci. Uważajcie na siebie a szczególnie na dzieci. 😀

    OdpowiedzUsuń
  2. Ile kosztuje łódź z trang na wyspę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o boże nawet nie chcę strzelać po prostu już nie pamiętamy :)

      Usuń