a tak sobie latamy po wyspie :))))
Hejka
Z wyspy Boracay czyli filipińskiego Bora-Bora postanowiliśmy się przenieść
na wyspę Bantayan tz. tutaj filipińskie Bahamy. Powoli zaczynam odnosić
wrażenie że podróżuje po Ameryce, bo na Boracay nawet ceny były porównywalne. Zresztą
dla Filipińczyków jesteśmy Amerikano nieważne że mieszkamy w Polsce a np.
mój angielski jest na bardzo niskim poziomie. Kochają nas za dolary które tu
przywozimy i wydajemy choć najchętniej
pewnie konfiskowali by nam te dolary
przy wlocie do kraju i od razu odsyłali z powrotem do domu. Jakość usług pozostawia wiele do życzenia a i
język angielski który mają niby
obowiązkowy czasami przyprawia nas o zawrót głowy.
Po trzeciej nocy w Iloilo mieliśmy info że promy kursują i możemy płynąć dalej. I tak udało nam się przepłynąć na wyspę Nergos do miejscowości Bacolod. Oczywiście zostaliśmy standardowo wydymani przez kierowcę wieloosobowej taksówki zwanej tu Jeepney. Zawiózł nas palant na inny dworzec autobusowy niż potrzebowaliśmy. Zanim nam miejscowi wytłumaczyli że z tego dworca autobusowego nie uda nam się dojechać do Cadiz taksówka odjechała. Ciul jeden (a później się dziwią że reputacja kiepska). Wzięliśmy następną taryfę i wróciliśmy na inny dworzec autobusowy dokładnie 500 metrów obok do miejsca w którym dopłynął nas prom . 16 zł w plecy, ale nam zależało na czasie. I tu trzeba przyznać że transport lądowy jak i wodny maja rozwinięty naprawdę nieźle. Z Bacolod musieliśmy przejechać do Cadiz bo stąd odpływała nasza łódka na Bantayan. Oczywiście nie wyrobiliśmy się czasowo i znowu przymusowy nocleg. Naprawdę to przemieszczanie się między wyspami nie jest tak męczące, ale za to cholernie czasochłonne . Jak ktoś ma chęć zobaczyć dużo Filipin w krótkim czasie
to pozostaje samolot, albo oglądanie wszystkiego przez szybę autobusu, inaczej jest to a wykonalne. Jak to już u nas
w standardzie po kolacji Karola dostała
ataku kaszlu, udajemy się poznać miejscowy szpital, chociaż to chyba zbyt huczna nazwa. „Lekarz” wykluczył jakieś
ciężkie przypadki przepisał jakieś witaminki i udaliśmy się na spoczynek. (Cena za wizytę na ostrym dyżurze 0 zł studenci w czasie praktyk nie pobierają
opłat). Następnego dnia rano bierzemy taksi na prom i udajemy się niewielką
łódką w całkiem komfortowych warunkach (jeśli takowe tu występują, raczej trzeba by napisać że komfort oznacza tutaj miejsce siedzące i kapok) na wyspę
Bantayan.
Dodam jeszcze że na Bantayan można przepłynąć bezpośrednio też z wyspy Panay tej z której my startowaliśmy, miejscowość nazywa się Estanica, ale niestety ja to połączenie znalazłem po czasie. Lecz widocznie w naszym przypadku tak musiało być. Kasia wraca do świata żywych choroba powoli ustępuje.
Dodam jeszcze że na Bantayan można przepłynąć bezpośrednio też z wyspy Panay tej z której my startowaliśmy, miejscowość nazywa się Estanica, ale niestety ja to połączenie znalazłem po czasie. Lecz widocznie w naszym przypadku tak musiało być. Kasia wraca do świata żywych choroba powoli ustępuje.
Witamy na wyspie Bantayan, wyspie na
którą przyjechaliśmy wyłącznie z polecenia naszych znajomych z Warszawy i
drugich znajomych poznanych w Malezji ( też mieszkają w W-wie). A cel naszej
wizyty na tej wyspie to poznanie Grocha. Grochu to nasz rodak o którym w kręgach osób podróżujących jak my, krążą po Polsce legendy. I od tego miejsca chciałbym zaznaczyć że opisując
poniżej osoby występujące w tym poście nie mam na celu nikogo ośmieszyć,
oczernić lub coś w tym stylu są to tylko i wyłącznie moje odczucia z którymi
macie prawo się nie zgodzić. Do Grocha wrócę później. Prom dopływa na wyspę
Bantayan do miejscowości o tej samej nazwie. Czeka nas jeszcze przedostanie się
do malutkiej miejscowości Santa Fe (2 zł
na osobę taksi wieloosobowe),
ale jeżeli płyniemy z wyspy Cebu jak większość ludzi tu przypływających to dopływamy od razu do miejscowości Santa Fe. Z racji tego że u Grocha miejsc wolnych nie było jako to nam napisał na mailu „u mnie rezerwy robi się na pól roku do przodu”. Zaczęliśmy od hotelu Bantayan Cottage, wyczytałem u kogoś na polskim blogu że spoko miejscówka. Spoko to może dla kogoś kto ma 20 lat i próbuje się bawić w Azja Expres zresztą z marnym skutkiem dla nas pomyłka choć obsługa była ok. Wytrzymaliśmy trzy noce a wilgoć już próbowała zagnieździć się w każdym otworze w moim ciele nie wspominam o rzeczach osobistych. Mieliśmy już jako takie rozeznanie w tej miejscowości i cenach tu panujących, więc postanowiliśmy wynająć dom. Nawet płacąc za cały miesiąc za chatę wychodzi taniej niż 14 dni w najtańszym hotelu. Wiecie jak to z wynajmem, podpisując umowę nabywasz także obowiązki. Pierwszy dzień na chacie pokazuje z czym musimy się uporać sami. Właścicielka dała klucze, wzięła kasę i już za chwilę oglądaliśmy wydech z jej nowej mazdy. Niech się żona cieszy że ma takiego męża uzdolnionego. Pierwsza naprawa to oczywiście spłuczki w toaletach wiadomo po jakimś czasie wszystko zachodzi kamieniem i nieużywane szlag trafia. Druga może nie była naprawą tylko instalacją podgrzewacza do wody. Chcieliśmy mieć ciepłą wodę co jest tutaj wielkim luksusem. Elektryk który miał mi pomóc spóźnił się o godzinę więc zrobiłem wszystko sam i jak przyjechał to minę miał nietęgą bo nic nie zarobił. Dalej w kolejności kupno i wymiana reduktora do butli gazowej (stary reduktor się obraził) i tak można by było wymieniać bez końca bo co nowy wstaje dzień to pojawia się nowy kłopot, ale dzielnie dajemy sobie rade. Córki nareszcie katują zaległy materiał szkolny, a ja szukam wrażeń. Ze względu na chorobę Kasi bardzo ograniczyliśmy wizyty na plaży nie wspominając już o kąpielach. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W czasie trwania naszego pobytu łapiemy się na miejscowe święto i przez okrągły tydzień są jakieś występy np.; wybory Miss Sata Fe, jakieś tance regionalne, mam talent itp.
W czasie tego całego jarmarku poznajemy prawie całą Polonię filipińską z Santa Fe i daj boże jak dobrze pamiętam prawie 70 Polaków. Duża część z nich to turyści, ale ponad 30 osób przyjechało tu w celu odbycia zdrowotnej głodówki która trwa od 15 do 42 dni. Organizatorem tej dla mnie zwariowanej wyprawy jest Grzesiek Śleziak (Biały Saibaba jest aktywny na fejsie) lat około 55 który przyjechał tu umrzeć 4 albo 5 lata temu, ponieważ był bardzo chory.
Opisuje tylko to co słyszałem. Miał bardzo zaawansowaną boreliozę i raka prostaty. Jego opowieści o próbach wyleczenia przyprawiają o zawrót głowy, ale nie można mu nie wierzyć ponieważ niektóre są dokumentowane materiałem video. W każdym razie Grzegorz zaliczył parę seansów u szamana a na koniec pociągnął 42 dniową głodówkę tylko na wodzie i wodzie z kokosa. Odnalazł sens życia i praktycznie bezinteresownie pomaga innym. Już drugi rok z rzędu organizuje takie głodówki na Filipinach i jeszcze nikt nie padł. Każdy z uczestników kontaktuje się z nim przez fejsa ustala szczegóły i jeśli ma ochotę to kupuje bilet na własną rękę i przylatuje. Pomyślicie sobie wariaci ja tak myślę o nich do tej pory, ale mamy kontakt z nimi codziennie przez cały okres głodówki i co mogę powiedzieć to tylko to że to całkiem normalni ludzie każdy że swoimi zainteresowaniami i pozytywnym nastawieniem do życia.
Zleciał nam już miesiąc na wyspie Ci którzy śledzą naszego fejsa wiedzą już jakie szczęście nas spotkało. Nasz dostawca kokosów obdarował nas pięknym pięcio tygodniowym szczeniaczkiem ,
moje córki są prze szczęśliwe choć chyba nie do końca świadome że przyjdzie taka pora że będą musiały się rozstać ze swoim pupilem, a on w najlepszym przypadku wyląduje na łańcuchu a najgorszym w garnku jako obiad. W każdym razie jest wesoło codziennie o 4 rano pobudka i spacer z psiakiem, jest duża szansa że sfotografuje wschód słońca. Uprzedzę wasze myśli jest sporo osób które chętnie by przygarnęły od nas tego psiaka, lecz nie jesteśmy jakby jego właścicielami i nie możemy decydować o jego losie.
Ostatnie siedem dni na wyspie J
ale jeżeli płyniemy z wyspy Cebu jak większość ludzi tu przypływających to dopływamy od razu do miejscowości Santa Fe. Z racji tego że u Grocha miejsc wolnych nie było jako to nam napisał na mailu „u mnie rezerwy robi się na pól roku do przodu”. Zaczęliśmy od hotelu Bantayan Cottage, wyczytałem u kogoś na polskim blogu że spoko miejscówka. Spoko to może dla kogoś kto ma 20 lat i próbuje się bawić w Azja Expres zresztą z marnym skutkiem dla nas pomyłka choć obsługa była ok. Wytrzymaliśmy trzy noce a wilgoć już próbowała zagnieździć się w każdym otworze w moim ciele nie wspominam o rzeczach osobistych. Mieliśmy już jako takie rozeznanie w tej miejscowości i cenach tu panujących, więc postanowiliśmy wynająć dom. Nawet płacąc za cały miesiąc za chatę wychodzi taniej niż 14 dni w najtańszym hotelu. Wiecie jak to z wynajmem, podpisując umowę nabywasz także obowiązki. Pierwszy dzień na chacie pokazuje z czym musimy się uporać sami. Właścicielka dała klucze, wzięła kasę i już za chwilę oglądaliśmy wydech z jej nowej mazdy. Niech się żona cieszy że ma takiego męża uzdolnionego. Pierwsza naprawa to oczywiście spłuczki w toaletach wiadomo po jakimś czasie wszystko zachodzi kamieniem i nieużywane szlag trafia. Druga może nie była naprawą tylko instalacją podgrzewacza do wody. Chcieliśmy mieć ciepłą wodę co jest tutaj wielkim luksusem. Elektryk który miał mi pomóc spóźnił się o godzinę więc zrobiłem wszystko sam i jak przyjechał to minę miał nietęgą bo nic nie zarobił. Dalej w kolejności kupno i wymiana reduktora do butli gazowej (stary reduktor się obraził) i tak można by było wymieniać bez końca bo co nowy wstaje dzień to pojawia się nowy kłopot, ale dzielnie dajemy sobie rade. Córki nareszcie katują zaległy materiał szkolny, a ja szukam wrażeń. Ze względu na chorobę Kasi bardzo ograniczyliśmy wizyty na plaży nie wspominając już o kąpielach. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W czasie trwania naszego pobytu łapiemy się na miejscowe święto i przez okrągły tydzień są jakieś występy np.; wybory Miss Sata Fe, jakieś tance regionalne, mam talent itp.
W czasie tego całego jarmarku poznajemy prawie całą Polonię filipińską z Santa Fe i daj boże jak dobrze pamiętam prawie 70 Polaków. Duża część z nich to turyści, ale ponad 30 osób przyjechało tu w celu odbycia zdrowotnej głodówki która trwa od 15 do 42 dni. Organizatorem tej dla mnie zwariowanej wyprawy jest Grzesiek Śleziak (Biały Saibaba jest aktywny na fejsie) lat około 55 który przyjechał tu umrzeć 4 albo 5 lata temu, ponieważ był bardzo chory.
Opisuje tylko to co słyszałem. Miał bardzo zaawansowaną boreliozę i raka prostaty. Jego opowieści o próbach wyleczenia przyprawiają o zawrót głowy, ale nie można mu nie wierzyć ponieważ niektóre są dokumentowane materiałem video. W każdym razie Grzegorz zaliczył parę seansów u szamana a na koniec pociągnął 42 dniową głodówkę tylko na wodzie i wodzie z kokosa. Odnalazł sens życia i praktycznie bezinteresownie pomaga innym. Już drugi rok z rzędu organizuje takie głodówki na Filipinach i jeszcze nikt nie padł. Każdy z uczestników kontaktuje się z nim przez fejsa ustala szczegóły i jeśli ma ochotę to kupuje bilet na własną rękę i przylatuje. Pomyślicie sobie wariaci ja tak myślę o nich do tej pory, ale mamy kontakt z nimi codziennie przez cały okres głodówki i co mogę powiedzieć to tylko to że to całkiem normalni ludzie każdy że swoimi zainteresowaniami i pozytywnym nastawieniem do życia.
Może kogoś to zainteresuje a może nie. Napisze jednak z jakimi przypadkami
w tej grupie my się spotkaliśmy. Ciężki przypadek boreliozy, stwardnienie
rozsiane, otyłość, palenie itd. Nie będę wymieniał kuracjuszy z imion ponieważ
zapewne nie wszyscy by sobie tego życzyli. Wydaje mi się, absolutnie nie jestem
pewny jak to wygląda z medycznego punktu widzenia że z tak dużej grupy część
tych osób wróci do domu usatysfakcjonowana efektami przeprowadzonej głodówki
(oczyszczenie organizmu z wszelakiego zła zalegającego w nas). Lecz przyznać
też muszę że co poniektórzy potraktowali
ten wyjazd bardzo na luzie nie do końca
rozumiejąc sens tej głodówki. Elementarną zasadą takiej głodówki jest
oczyszczenie organizmu z toksyn zalegających w nas jak również w drastycznych
przypadkach czyli długiej głodówce dochodzi do trawienia bądź spalania chorych
komórek. To już trudniejszy temat i
proszę się posiłkować specjalistyczną literaturą . Mnie natomiast bardzo interesowało samo wyjście z tej
głodówki które powinno trwać nie wiele krócej niż sama głodówka. No i w/g mnie
po 15 dniach głodówki powinniśmy chociaż tak z 10 dni przeżyć bardzo delikatnie
jeżeli chodzi o pokarmy, ale niestety organizm jest tak wygłodzony że już
drugiego dnia po zaprzestaniu głodówki puszczają hamulce i chcemy zjeść wszystko co wpadnie nam w ręce. Nie wspomnę o
alkoholu a niestety piłem go z uczestnikami nawet podczas głodówki. Wspomnę
chociaż o tym że niektórzy odstawiali
bardzo szybko leki które ze sobą przywieźli i nie ukrywali satysfakcji z
zastosowanej terapii.
Ciekawym zjawiskiem wartym
wspomnienia na wyspie Bantayan jest nasza Polonia która muszę przyznać rośnie w
siłę. Z luźnych rozmów wiem że jest tu
jedenastu Polaków żyjących na stałe. Niektórzy z polskim partnerem/ą a reszta zdecydowała się na związek z
Filipinką. Odwrotnej formy nie spotkałem, dodam tylko że wcale się im nie
dziwie bo Filipinki są wyjątkowo urodne. I tu powinienem zacząć wymieniać po
kolei wszystkich których poznałem i ich historię , ale daruję sobie poniżej
będą zdjęcia z krótkimi opisami. Przez to że jest tu tyle Polonii panuje tu
olbrzymi trend na wakacje wykraczające
poza ogólnie przyjęte ramy (czyli standardowo urlop trwa od 14 do 21 dni i
oczywiście w tym czasie zwiedzamy różne wyspy) no ale na Bantayanie szybciej
spotkamy kogoś kto podróżuje od 3 miesięcy w górę i na tej malutkiej wyspie mieszka
miesiąc albo dwa. My jesteśmy tego żywym przykładem a takich ludzi jak my jest
tu trochę. Chociaż wyspa nie jest prawie w ogóle atrakcyjna z punktu
turystycznego to jednak ma w sobie jakiś
magnes który przyciąga naszych rodaków. Za mało zobaczyłem na Filipinach abym mógł
pokusić się o porównanie z Malezją lub Indonezją, ale jak do tej pory jest to
najmniej interesujący kraj. Może inaczej , ma dla mnie najmniej do zaoferowania
, lecz może to się zmieni bo ludzie i atmosfera jest wspaniała, ale mi brakuje
egzotyki. Zero małp, jaszczurek, ptaków, węży wszystko zjedzone pozabijane
jednym słowem lipa.
O przedłużeniu wiz nie będę się rozpisywał ponieważ teraz to już
przyjemność przedłużać wizę w Cebu (Mandaue w J Center na I piętrze ) szczerze to więcej powinna napisać moja żona
bo ja przesiedziałem z dziećmi na placu zabaw nawet nie widziałem urzędników.
Istna masówka płacisz i masz w naprawdę krótkim czasie, bez żadnych zdjęć kopi
paszportu itp (to tylko pierwsze przedłużenie).
Jak można było wyczytać wcześniej i my zdecydowaliśmy się na zamieszkanie tutaj życie biegnie leniwie. Poznajemy wielu swoich rodaków i miejscową ludność,
są mili trzeba przyznać oczywiście zdarza się że próbują nam zawyżać ceną o parę
peso na niektórych artykułach ale moja w
tym głowa żeby ich szybko wyprostować. Czytając różne blogi wywiady i tym podobne
pierdy traktujmy to z przymrużeniem oka
. Raj (jak to niektórzy nazywają Filipiny) to może jest dla kogoś kto mieszka w
Polsce i tak sobie myśli zanim tu przyjedzie. Jeżeli już ktoś się zdecyduje na
przeprowadzkę zderza się z prawdziwą rzeczywistością i realiami jakie tu na
niego czekają. Oczywiście mamy ładną pogodę piękne Filipinki cała masę pozytywów,
ale są tez minusy o których w tych pięknie wyglądających wywiadach i opisach
nikt nie wspomina. Proszą wziąć dużą poprawkę na to jak ktoś napisze że można
wynająć mieszkanie w Polsce i żyć tu jak
panisko (nawet na kokosie było by ciężko). Sama wiza półroczna kosztuje 13000
peso czyli w przeliczeniu ponad 200 zł za miesiąc. Wszystko zależy od oczekiwań a nie sądzę by
było wiele osób które ciepłe własne mieszkanie zamienią na chatę z bambusa z
zimną wodą, i na pewno nie będzie to pierwsza linia brzegowa. Bo nawet na
biednych Filipinach idiotów wynajmujących za bezcen brak. A jak wiemy kupić
ziemi na Filipinach nie można.
Drążąc temat pomieszkiwania na
Filipinach zwróciłem uwagę na bystrość naszych rodaków. A mianowicie jeden
ogłasza się że będzie dla was kręcił piękne filmy z tej cudownej krainy w
zamian za drobne datki jakie przelejecie mu na jego prywatne konto (niezły shit
wy siedźcie na dupie w domu a on za waszą kasę będzie się bawił), następny
zawodnik roztacza na spotkaniach w
Polsce piękną otoczkę raju który chciałyby tu wybudować na jednej z wysp w
zamian za wasze zainwestowane w
bambusową chatę domki. Śledzę temat na bieżąco i już wiem że poza oszukanymi
ludźmi niewiele więcej z tego wyniknie. Daruje sobie wymienianie z nazwy obu
przypadków, aczkolwiek jeżeli ktoś przerabia temat Filipin to na pewno się z
oboma przypadkami spotkał.
Zleciał nam już miesiąc na wyspie Ci którzy śledzą naszego fejsa wiedzą już jakie szczęście nas spotkało. Nasz dostawca kokosów obdarował nas pięknym pięcio tygodniowym szczeniaczkiem ,
moje córki są prze szczęśliwe choć chyba nie do końca świadome że przyjdzie taka pora że będą musiały się rozstać ze swoim pupilem, a on w najlepszym przypadku wyląduje na łańcuchu a najgorszym w garnku jako obiad. W każdym razie jest wesoło codziennie o 4 rano pobudka i spacer z psiakiem, jest duża szansa że sfotografuje wschód słońca. Uprzedzę wasze myśli jest sporo osób które chętnie by przygarnęły od nas tego psiaka, lecz nie jesteśmy jakby jego właścicielami i nie możemy decydować o jego losie.
Przygód ciąg dalszy J
Może i powinniśmy uciekać z tej wyspy,
ale na drugą turę leczniczej głodówki przyjechała nasza znajoma, a my
zobowiązaliśmy się jej w jakiś sposób pomóc. Choć nasza pomoc ograniczyła się
jedynie do pomocy przy znalezieniu hotelu to w sumie spędzamy razem sporo
czasu. Nareszcie jakaś odmiana , żony już czasami nie mogę słuchać.
Naszym kolejnym krokiem na który się
zdecydowaliśmy (wiedząc że tak czy siak kiedyś to nastąpi) to zapisanie i
puszczenie dzieci do Filipińskiej szkoły. Szkoła jak każda inna i mogą
uczęszczać do niej wszystkie dzieci pod warunkiem że wniesiemy jednorazowe
wpisowe w wysokości 200 zł za dziecko następnie zapłacimy ubezpieczenie 20 zł,
mundurek 45 zł , plus jakieś tam jeszcze pierdoły. Do tego 150 zł miesięcznie za możliwość nauki opłata stała, w naszym
przypadku mnożymy wszystko przez dwa i mamy sumę która jest naprawdę
przystępna. Największym plusem jest to że w szkole obowiązuje język angielski,
no i dziewczyny się integrują z rówieśnikami. Czy warto sami sobie odpowiedzcie
my z zoną uważamy że 6 godzin bez dzieci cudownie wpływa na nasz związek J J J. Dzieciaki prze szczęśliwe a my jeszcze bardziej. Ciekawym rozwiązaniem jest przerwa
obiadowa. Zajęcia trwają od godz 8 do godz 11 później mamy dwie godziny przerwy
obiadowej (wszyscy w tym czasie zabierają dzieci ze szkoły) a następnie o godz
13 wszyscy wracają i zajęcia trwają do godz 16.
Dni mijają dziewczyny odebrały w szkole mundurki wyglądają prześlicznie
choć na razie nie chcą dać się sfotografować.
Czy są zadowolone ? O tak widać
to gołym okiem nareszcie są koleżanki, koledzy . Tak jak starsza córka nie ma
żadnych kłopotów z angielskim, tak sami nie możemy uwierzyć że młodsza wcale
nie gorzej daje sobie radę choć angielski
poznała głównie z bajek lub naszych rozmów. Ale co tam tatuś poliglota
to i młodsza córka może tez taka będzie.
Przebywając tak długo w jednym
miejscu i mając jako takie obowiązki wobec dzieci postanowiłem rozejrzeć się za
jakimś środkiem lokomocji, a że
miejscowość w której jesteśmy jest niewiele większa niż kilka parkingów
Tesco razem wziętych to wybór padł na rower
z doczepianym bocznym wózkiem. A
jak niektórzy wiedzą nie jestem rozrzutny i postanowiłem poszukać czegoś
taniutkiego. Okazja nadarzyła się bardzo szybko, na podwórku u sąsiada
wypatrzyłem sprzęt który mnie interesował . Pięć minut rozmowy a raczej płaczu
jaki jestem nieszczęśliwy bo muszę dzieci do szkoły wozić a nie mam czym
zakończyło się pełnym sukcesem :) . Niestety wypatrzony rower był uszkodzony ,
utargowałem i tak już śmieszną cenę z 45 na 35 zł za naprawę i dwie
godziny później odebrałem wymarzoną brykę. Na koniec obiecałem że opuszczając
wyspę rower zwrócę sprawny.
Efekt końcowy po dorzuceniu następnych 20 zł na farbę piorunujący. Cena końcowa to ok 1 zł za dzień wynajmu myślę że nie przepłaciłem J. Odwożąc dziewczyny do szkoły nowym sprzętem największą przyjemność sprawia patrzenie na lokalsów, ich mózgi nie pojmują że dla mnie to zabawa, wszystkie buzie szeroko otwarte.
Efekt końcowy po dorzuceniu następnych 20 zł na farbę piorunujący. Cena końcowa to ok 1 zł za dzień wynajmu myślę że nie przepłaciłem J. Odwożąc dziewczyny do szkoły nowym sprzętem największą przyjemność sprawia patrzenie na lokalsów, ich mózgi nie pojmują że dla mnie to zabawa, wszystkie buzie szeroko otwarte.
Co dalej dzieci do szkoły chodzą,
rower jest już nawet wyremontowany znowu ruszamy do Cebu przedłużyć wizy i
odebrać męża i dzieci naszej koleżanki bo stwierdziła że po głodówce jeszcze
miesiąc może posiedzieć już z rodziną (tak jak pisałem wcześniej nie wiedzieć czemu ,ale tu dużo naszych rodaków siedzi zawsze ponad miesiąc na tej wyspie). Znowu udajemy się do J Center w Mandue
tym razem robią nam zdjęcia ,zdejmują odciski palców zajęło nam to równe 2
godziny ale i tak uważam to za bardzo szybkie i sprawne załatwienie tematu.
Wizy są , rodzina znajomej odebrana z lotniska , nareszcie mam kolegę do rozmów tak to sam babiniec miałem.
Zaczęliśmy czwarty miesiąc na Filipinach :)
szczur rośnie jak na drożdżach już niedługo kot dostanie zakaz wjazdu do domu:)
No i tu następuje smutne zakończenie naszej przygody z Cookie-m pies odchowany, odrobaczony , zaszczepiony , założona książeczka zdrowia. Pierwsza noc na dworze i rano już psa nie odnajdujemy. Były jakieś insynuacje że pies sam uciekł, ale my nie wierzymy ponieważ jego dwóch kompanów od zabawy przy naszym domu nie zaginęło.
Wszczęliśmy akcję poszukiwawczą. Wydrukowaliśmy plakaty wyznaczyliśmy nagrodę 1000 peso i czekamy : ( .
Mimo że rozdaliśmy i rozwiesiliśmy po różnych miejscach 200 plakatów pies się nie odnalazł :(. Nr telefonu na ulotce ze względu na język był do znajomego Filipa wiec informował on nas na bieżąco o poszukiwaniach. I choć wszystkie ślady były ślepe to wyobraźcie sobie że potrafili do nas ludzie przyjechać z jakimś szczeniakiem i wmawiać nasz że o nas pies . Oczywiście chcieli też nagrodę :).
Choć wszystkim pewnie się wydaje że żyjemy w raju to spróbuje wam to przedstawić naszymi oczyma a raczej moimi bo Kasia nadal nosi "różowe"a jak wszyscy wiemy świat przez takie wygląda zupełnie inaczej. :)
Szkoła:
niby wszystko jest ok dzieciaki zadowolone, ale zawsze znajdzie się jakaś wsza która popsuje Ci humor. W naszym przypadku była to dziewczynka która próbowała szantażować naszą córkę i wyłudzała od niej kasę. Nie bardzo mogliśmy to zrozumieć prywatna szkoła za kasę, dzieci z rodzin mieszanych więc chyba na brak kasy nie powinny narzekać. No właśnie ale mentalność filipów jest taka: ciągnąć od białego w każdej możliwej sytuacji :(. Na szczęście dla nas interwencja u nauczyciela zakończyła ten niecny proceder.
Życie:
no tu to chyba zawsze będzie tak że jak jesteś biały płacisz extra, choć z małymi wyjątkami. Mamy już takie swoje miejsca na zakupy gdzie ceny dla nas spadły i domyślam się że ze względu na to że jesteśmy stałymi kupującymi.
Jak już się z kimś za kumplujemy to tez możemy liczyć na jakieś rabaty. My np: za kumplowaliśmy się z naszym dostawcą kokosów. Dogadaliśmy się z nim że będzie nas uczył języka Cebuano to taka odmiana Filipińskiego. Koszt lekcji ( około 1 godz ) nie uwierzycie litrowa butelka Pepsi no taniutko prawda 2.5 zł . Są i minusy : ( beka jak świnia gdy ją pije, przyjeżdża bez zapowiedzi w dogodnym dla niego terminie :). Ale co poradzić taki life
Ludzie są mili nie ma co narzekać choć ten filipiński uśmiech jest mocno naciągany. śmiem twierdzić że często pojawia się tylko i wyłącznie na widok forsy :( przykre to ale prawdziwe. Spróbujcie zrobić interes z filipem taki bezinteresowny dla niego :) po pierwsze prawie nie możliwe , po drugie a gdzie ten filipiński uśmiech no właśnie.
Na korzyść filipów jest to i zauważyliśmy to nie jeden raz że przy wydawaniu kasy zaokrąglają na naszą a nie swoją korzyść. Nie są to oczywiście duże kwoty ale zawsze to coś. Dużym zdziwieniem dla mnie jest też to że płaczą oni przy każdej rozmowie jacy to oni biedni, a jak któregoś razu wybrałem się z córką na walki kogutów postawić parę setek na walkach to spotkałem same znajome gęby ryksiarzy obstawiające minimum pięćsetkami. My z Karola szastamy tylko setkami :).
Nie tylko my zauważyliśmy inni nasi rodacy tez że filipy płaczą na zapas a nóż widelec coś się uda ugrać od białasa.
Karaoke:
myślę że na ten temat było już napisane wszystko, jest głośno w h.. , ale jest też dobra wiadomość zmienił się przepis i wszystkie przydrożne ,uliczne itp. karaoke maja być zabudowane wiec może to komuś ulży (na pewno nam) (mogli by jeszcze te koguty wymordować :) )
górne i dolne zdjęcie to już karaoke w wydaniu polaków (Rafał i Marcin, Kasia i Iwona)
Czas na Filipinach ma się różnie :)
W moim przypadku rozróżniam tylko 4 godziny :)
godz 2 w nocy pierwsza pobudka naszprycowanych kogutów
godz 5 rano druga pobudka naszprycowanych kogutów
godz 6 rano wszyscy odpalają agregaty prądotwórcze jak nie ma zasilania
godz 7 rano odpalają przydrożne karaoke i zaczyna się disco a kończy moje spanie.
inne godziny to już dzieło przypadku każdy robi co chce jak chce i o której chce.
Zaczęliśmy czwarty miesiąc na Filipinach :)
szczur rośnie jak na drożdżach już niedługo kot dostanie zakaz wjazdu do domu:)
No i tu następuje smutne zakończenie naszej przygody z Cookie-m pies odchowany, odrobaczony , zaszczepiony , założona książeczka zdrowia. Pierwsza noc na dworze i rano już psa nie odnajdujemy. Były jakieś insynuacje że pies sam uciekł, ale my nie wierzymy ponieważ jego dwóch kompanów od zabawy przy naszym domu nie zaginęło.
Wszczęliśmy akcję poszukiwawczą. Wydrukowaliśmy plakaty wyznaczyliśmy nagrodę 1000 peso i czekamy : ( .
Mimo że rozdaliśmy i rozwiesiliśmy po różnych miejscach 200 plakatów pies się nie odnalazł :(. Nr telefonu na ulotce ze względu na język był do znajomego Filipa wiec informował on nas na bieżąco o poszukiwaniach. I choć wszystkie ślady były ślepe to wyobraźcie sobie że potrafili do nas ludzie przyjechać z jakimś szczeniakiem i wmawiać nasz że o nas pies . Oczywiście chcieli też nagrodę :).
Choć wszystkim pewnie się wydaje że żyjemy w raju to spróbuje wam to przedstawić naszymi oczyma a raczej moimi bo Kasia nadal nosi "różowe"a jak wszyscy wiemy świat przez takie wygląda zupełnie inaczej. :)
Szkoła:
niby wszystko jest ok dzieciaki zadowolone, ale zawsze znajdzie się jakaś wsza która popsuje Ci humor. W naszym przypadku była to dziewczynka która próbowała szantażować naszą córkę i wyłudzała od niej kasę. Nie bardzo mogliśmy to zrozumieć prywatna szkoła za kasę, dzieci z rodzin mieszanych więc chyba na brak kasy nie powinny narzekać. No właśnie ale mentalność filipów jest taka: ciągnąć od białego w każdej możliwej sytuacji :(. Na szczęście dla nas interwencja u nauczyciela zakończyła ten niecny proceder.
Życie:
no tu to chyba zawsze będzie tak że jak jesteś biały płacisz extra, choć z małymi wyjątkami. Mamy już takie swoje miejsca na zakupy gdzie ceny dla nas spadły i domyślam się że ze względu na to że jesteśmy stałymi kupującymi.
Jak już się z kimś za kumplujemy to tez możemy liczyć na jakieś rabaty. My np: za kumplowaliśmy się z naszym dostawcą kokosów. Dogadaliśmy się z nim że będzie nas uczył języka Cebuano to taka odmiana Filipińskiego. Koszt lekcji ( około 1 godz ) nie uwierzycie litrowa butelka Pepsi no taniutko prawda 2.5 zł . Są i minusy : ( beka jak świnia gdy ją pije, przyjeżdża bez zapowiedzi w dogodnym dla niego terminie :). Ale co poradzić taki life
Ludzie są mili nie ma co narzekać choć ten filipiński uśmiech jest mocno naciągany. śmiem twierdzić że często pojawia się tylko i wyłącznie na widok forsy :( przykre to ale prawdziwe. Spróbujcie zrobić interes z filipem taki bezinteresowny dla niego :) po pierwsze prawie nie możliwe , po drugie a gdzie ten filipiński uśmiech no właśnie.
Na korzyść filipów jest to i zauważyliśmy to nie jeden raz że przy wydawaniu kasy zaokrąglają na naszą a nie swoją korzyść. Nie są to oczywiście duże kwoty ale zawsze to coś. Dużym zdziwieniem dla mnie jest też to że płaczą oni przy każdej rozmowie jacy to oni biedni, a jak któregoś razu wybrałem się z córką na walki kogutów postawić parę setek na walkach to spotkałem same znajome gęby ryksiarzy obstawiające minimum pięćsetkami. My z Karola szastamy tylko setkami :).
Nie tylko my zauważyliśmy inni nasi rodacy tez że filipy płaczą na zapas a nóż widelec coś się uda ugrać od białasa.
Karaoke:
myślę że na ten temat było już napisane wszystko, jest głośno w h.. , ale jest też dobra wiadomość zmienił się przepis i wszystkie przydrożne ,uliczne itp. karaoke maja być zabudowane wiec może to komuś ulży (na pewno nam) (mogli by jeszcze te koguty wymordować :) )
górne i dolne zdjęcie to już karaoke w wydaniu polaków (Rafał i Marcin, Kasia i Iwona)
Czas na Filipinach ma się różnie :)
W moim przypadku rozróżniam tylko 4 godziny :)
godz 2 w nocy pierwsza pobudka naszprycowanych kogutów
godz 5 rano druga pobudka naszprycowanych kogutów
godz 6 rano wszyscy odpalają agregaty prądotwórcze jak nie ma zasilania
godz 7 rano odpalają przydrożne karaoke i zaczyna się disco a kończy moje spanie.
inne godziny to już dzieło przypadku każdy robi co chce jak chce i o której chce.
Ponad sto dni na wyspie Bantayan za nami, i pomyśleć że przyjechaliśmy tu
tylko poznać Grocha i wyleczyć żony zapalenie płuc (pamiątka z Boracay).
Grocha poznaliśmy oczywiście nie sposób się było nie
spotkać w tak małej miejscowości, mało tego historia którą o nim znaliśmy też się
potwierdziła, więc jesteśmy usatysfakcjonowani. Ale żeby nikt się nie poczuł urażony
poznaliśmy też wielu innych wspaniałych rodaków. Na początku tego postu miałem
jeszcze natchnienie opisać wszystkich, ale za dużo tego towarzystwa, a ja przy swoim
lekkim piórze stworzył bym niechybnie książkę J która stała by się bestsellerem w 2017r J.
Nasz pobyt starałem się opisywać na bieżąco wiec nie będę zamulał przypomnę
tylko krótko:
1) Pobudka godz … to różnie zależy od wielu czynników nie później
jednak niż o 6 rano w moim przypadku. Karola i Kasia to nie do ruszenia nawet w
czasie bombardowania J
2) Śniadanie
3) Dzieci szkoła, my plaża
i romantyczne spacery J
4) Jak dzieci miały wolne
to nauczanie domowe i integracja z miejscowymi dzieciakami
5) Obiad
6) Plażing całą rodziną
7) Spotkania z rodakami
8) Kolacja
9) Najciekawsza część lulu J
Niezły scenariusz nadaje się na telenowele J, jeżeli ktoś jeszcze ma jakieś
wątpliwości czy warto tu przyjechać to
chyba się ich pozbył J.
Ale tak serio (trzeba wstać zęby umyć itd. nikt za nas tego nie zrobi) obowiązki
takie same jak w Polsce jedynym dodatkiem to po prostu wspaniała pogoda i obecność
morza (ciepłego jak by to ktoś czytał nad Bałtykiem).
Koszty życia prawie identycznie
jak w Polsce (ale oczywiście jest to kwestia umowna wszystko zależy od nas i
tego czego tu oczekujemy) my żyjemy na podobnym poziomie jak w Polsce z jednym
dodatkiem (nie pracujemy). Podpowiedź żony : zmieniają się tylko realia zamiast
auta skuter, zamiast chaty nad samym morzem my znaleźliśmy chatę jakieś 400 metrów od brzegu za cenę co najmniej
2 razy niższą itd.
Następna destynacja na naszej mapie podróży to Tajwan
spędzimy tam ok 40 dni i nie ukrywam że
jestem podekscytowany . Udało mi się nawiązać kontakt z 3 Polakami tam
mieszkających i zapowiada się że będziemy
zadowoleni.
Porady praktyczne :
Wynajmując skuter zróbmy zdjęcia dla świętego spokoju żeby nie było
niespodzianek przy zdawaniu.
Przy dłuższym wynajmie warto się potargować , ale to chyba oczywiste.
Nie bierzmy wszystkich wycieczek fakultatywnych jak leci rozpytujmy ludzi zawsze znajdziemy
tańszą opcje.
Bezwzględny zakaz obcowania z osobami poniżej 18 roku życia (nowy prezydent
wprowadził surowe kary dla obcokrajowców)
Narkotyki- mógłbym napisać nie dotyczy bynajmniej na tej wyspie (po zmianie
prezydent dał ludziom i policji wolną rękę do samosądów, powybijali lub wybijają
się nadal między sobą).
pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji
córka na klasowych występach
moje marzenie tutaj :) to na górze oczywiście
takimi wózkami jeszcze tu się jeździ
porządek musi być babeczka w białej koszuli mierzy i fotografuje każdego kraba na targu rybnym,
jeżeli są za małe to sprzedawcy płacą karę czyli jednak jakieś przepisy obowiązują.
mycie tyłka na poboczu drogi
wilga azjatycka jedyna egzotyka z jaką się spotkałem na Fili;pinach
żelazko z duszą cały czas w sprzedaży tu to żaden relikt przeszłości
czas wolny tata na piwku a córka kształtuje swoje umiejętności wokalne
pani nauczycielka w czasie wolnym (fajna)
Karolina rozdziela przyjaciół
w szkole czwórka polaków. Patryk nie był zachwycony
kontakt z naturą
dzieci ulicy w Cebu
o kondycję trzeba dbać
tato tylko ładnie bo będzie siara
miejscowy spożywczy
i oczywiście budowlany
i miejscowe uczennice . Czy tu jest bieda prawie każdy ma smartphone trzeba ocenić samemu.moje marzenie tutaj :) to na górze oczywiście
takimi wózkami jeszcze tu się jeździ
porządek musi być babeczka w białej koszuli mierzy i fotografuje każdego kraba na targu rybnym,
jeżeli są za małe to sprzedawcy płacą karę czyli jednak jakieś przepisy obowiązują.
mycie tyłka na poboczu drogi
wilga azjatycka jedyna egzotyka z jaką się spotkałem na Fili;pinach
żelazko z duszą cały czas w sprzedaży tu to żaden relikt przeszłości
czas wolny tata na piwku a córka kształtuje swoje umiejętności wokalne
pani nauczycielka w czasie wolnym (fajna)
Karolina rozdziela przyjaciół
w szkole czwórka polaków. Patryk nie był zachwycony
kontakt z naturą
dzieci ulicy w Cebu
o kondycję trzeba dbać
tato tylko ładnie bo będzie siara
miejscowy spożywczy
i oczywiście budowlany
wizyta u fryzjera
wypłata dla miejscowych chłopaków
dziadek sieka drzewo bananowca ręcz nie dla swojej krowy
chyba mieszkamy pod okiem "wielkiego brata" nawet w sypialni na pietrze nie czułem się osamotniony :)
Piotrus, a moze chociaz jakies zdjecia ???
OdpowiedzUsuńPiotrek wez sie w garsc i napisz cos
OdpowiedzUsuńmówisz i masz :)
OdpowiedzUsuńWpis jak zawsze bardzo dobry, zainteresowala mnie szczegolnie ostatnia czesc. Widzicie temat glodowek kreci sie kolo nas wszystkich, trzeba w koncu sprobowac.
OdpowiedzUsuńCaluje
To musiała być niezwykła przygoda. Może i mi się kiedyś uda zwiedzić Filipiny :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJesteście tam jeszcze? ciekawa jestem co teraz jest w miejscu dawnej knajpki Polaka pn.WAWEL? ja mieszkałam w biało-niebieskim domu Duńczyka Nielsa i jego filipińskiej żony Janeth. Miło poczytać o znanych miejscach i powspominać sobie. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńW miejscu Wawel-a jest miejscowa knajpka. Jesteśmy teraz znowu dzieci poszły tu dalej do szkoły pozdrawiam
Usuń