czwartek, 26 kwietnia 2018

Filipiny. Wycieczka Luzon, San Fernando Pampanga (ukrzyżowanie)

Witamy z Luzonu




Tak jak obiecywałem :) tak też słowa muszę dotrzymać. Teraz będzie o naszej wycieczce na Luzon.
Z racji wakacji naszych córek i świąt wielkanocnych (czytaj dzikie tłumy opisane we wcześniejszych postach) zgodnie doszliśmy do porozumienia (rzadko się to u nas zdarza) że opuścimy naszą oazę spokoju i udamy się na krótką wycieczkę po Filipinach. Wybór był w sumie prosty dla mojej żony :) , koniecznie chciała zobaczyć inscenizacje ukrzyżowania  plus extra samobiczowanie się wiernych.  Co poradzić decyzja jednogłośnie (jeden głos mojej żony :) podjęta trzeba się dopasować.
  Zrobiliśmy zapasy karmy dla naszego zwierzyńca, znajomi plus znajomi znajomych dostali wytyczne  odnośnie dokarmiania (tu chciałbym oczywiście wszystkim podziękować za waszą pomoc i dodatkowo wybaczam wam straty powstałe w czasie naszej nieobecności. Nie wymieniam imion bo i tak czytelnicy was nie znają :).
  Droga do Manili samolotem generalnie przebiegała bez niespodzianek poza dwoma o których chciałbym wspomnieć.
 Pierwsza to dostałem nową ksywę od mojej żony ( couch potato, kanapowy ziemniak czyli po prostu leniuch) za to że w drodze z portu na lotnisko wybrałem taksówkę zamiast ciasnego i głośnego autobusu. Tak mi się wtedy wydawało że to dobry wybór. Cena była taka sama, dlatego że ten taksówkarz przywiózł ludzi z Cebu do Hagnaya za kupę kasy a nas wziął w drodze powrotnej za koszty paliwa.
 Druga niespodzianka - to takiej piz..y kierowcy to w życiu nie widziałem. Zdecydowałem się na taksi bo zamiast 4 godz autobusem mogliśmy to zrobić w 2,5 taksówką, ale kur..a gdzie jak kierowca taka piz..a. Okazało się że wybrał drogę przez góry i miał nie zatankowany samochód. To tutaj takie typowo Filipińskie. Zamiast 2,5 jechaliśmy 5,5 godz. Już byłem bliski dokonania morderstwa. Na pytanie czemu jedziemy 20 na godz odpowiadał ze oszczędza paliwo.  To był jeden z pierwszych sygnałów świadczących że ta podróż też będzie pełna niespodzianek.
 Ksywka "kanapowy ziemniak" została na długo w głowach moich dzieci i żony
  Do Manili dotarliśmy w czwartek wieczorem i nie ukrywam że mieliśmy mały stres ponieważ cała impreza (ukrzyżowanie) była dnia następnego a my jak zwykle byliśmy w czarnej du..e  Do przejechania mieliśmy jeszcze parędziesiąt kilometrów autobusem do San Fernando Pampanga.


Wieczorem a w sumie nocą jeszcze wybraliśmy się dworzec autobusowy i dowiedzieliśmy się że spoko możemy jechać tam rano. Autobusy kursują i działa to faktycznie dosyć sprawnie. Z lekkim niedowierzaniem wróciliśmy do hotelu i następnego dnia rano zjawiliśmy się na  tym samym dworcu autobusowym. Ku naszemu zaskoczeniu ludzi wcale nie było dużo a autobusy do SF co 30 minut.
Wsiedliśmy i pojechaliśmy :) Niecałe 2 godz pózniej pan konduktor oświadcza że to juz SF i wysiadamy. No cóż co robić lekkie zdziwienie wysadził nas przy 8 pasmowej trasie i pojechał. Ale za chwilę podjeżdża jeppney  machamy ręką mówimy że interesuje nas procesja. Pan grzecznie wyjaśnia że on jedzie inną trasą i żeby zatrzymać następnego jeppneya.  Co też czynimy. Po 10 minutach jesteśmy w miejscu gdzie zaczyna się droga krzyżowa. Auto dalej nie może jechać bo są bramki, ale nam to wystarcza dalej idziemy z tłumem.


I tu zaczyna się to po co przyjechaliśmy. Już po drodze jadąc jeppneyem widzieliśmy ludzi którzy się "biczowali". Ale tam to była zwykła droga i każdy mijał takich łazików obojętnie. A tu gdzie się zaczynała droga krzyżowa był dosłownie ustawiony szpaler z ludzi.



Krew pryska, zgadza się, ale to tylko tak strasznie wygląda rzeczywistość jest dużo mniej drastyczna niż co niektórzy ją przedstawiają. Tu będzie duży konflikt dyskusyjny z moja żoną, ale muszę to napisać. Specjalnie żeby zobaczyć jak to wygląda z bliska zakupiliśmy taki gadżet do" biczowania" i tu powinienem napisać następny masażer w kolekcji mojej żony :).  Oklepując tym plecy przez 15 minut poprawiamy sobie ukrwienie pleców a ta krew tryskająca no cóż wystarczą dwa może trzy małe nacięcia żyletką na plecach i już mamy obraz jak z horroru.




 Udaliśmy się drogą krzyżową do miejsca w którym miało nastąpić i później oczywiście nastąpiło ukrzyżowanie  ochotnika. Przyznać trzeba że udało nam się dojść tam w miarę nie pochlapanym przez wszechobecnie tryskającą krew.  Obraz jaki się wyłania  po dojściu na pole można powiedzieć trochę komiczny. Z jednej strony pełna inscenizacja  z przed 2000 lat a z drugiej kilkadziesiąt nowoczesnych namiotów z logo sieci komórkowej no ale to już wiemy "reklama dźwignia handlu" :).
Przechodzimy przez specjalne wejście, ochrona sprawdza nasz dobytek trzeba przyznać ze wszystko działa naprawdę sprawienie. Jesteśmy jakieś dwie godziny przed punktem kulminacyjnym, wszystkie namioty już dawno zapełnione, a my zajmujemy miejsce gdzieś w miarę blisko barierek. Rozkładamy parasol (tak parasol i wam jeśli byście się tam wybierali radze to samo. Oromne pole, lampa z nieba i zero cienia) i grzecznie czekamy. To właśnie tu stoją te krzyże i tu też dochodzą ci biorący masaż . Na końcu tej trasy każdy ściąga swój cierń z głowy wiesza go na krzyżu. W tym miejscu jego pokuta się kończy można iść na piwko :).



 O godz około 14 zaczyna się całe show. Trzeba przyznać że wygląda to dość spektakularnie. My za to mieliśmy naszą następną przygodę a mianowicie chciano nas okraść. A że kieszonkowcy działają w grupie i najczęściej w tłoku to taka impreza jest do tego idealna. Na jakieś 20 minut przed ukrzyżowaniem zostaliśmy otoczeni przez grupę starszych nastolatków, i tu już instynkt zabójcy podpowiadał mi że coś jest nie tak. Uprzedziłem Kasie o zamiarach młodzików i dalej obserwowałem sytuacje.
Wiecie kiedy następuje atak? W momencie kiedy krzyż z ukrzyżowaną  osobą zostaje podniesiony. Wtedy następuje wielkie wow, czyli setki pod jaranych ludzi napiera na barierki żeby zrobić jak najlepsze zdjęcie, a złodziejom oczywiście w to graj. Niestety nasi musieli nieźle się zirytować bo ja dosłownie na 5 min przed całą ta ekstazą zabrałem plecak i wycofałem się. Do okradzenia została jeszcze Kasia , ale ona wycofała się dwie minuty po mnie kiedy zobaczyła, że panowie dają sobie jakieś znaki rękoma. Zdjęcia i tak mamy niezłe bo ja jestem wysoki a średnia wysokość człowieka  na fili to 1,5 m. Zdjęcie poniżej przedstawia zdziwionego złodzieja i za nim jego wspólnika. Możemy sobie pogratulować tym razem nam się udało.


Po pierwszym ukrzyżowaniu nastąpiło jeszcze kilka. Wszyscy to ochotnicy i robią to z potrzeby serca i wiary, a nie dla publiki. Publiczność bardzo szybko się zaczyna rozchodzić jak pierwszy ukrzyżowany jest zdejmowany z krzyża.
Spotkaliśmy paru polaków chwilę porozmawialiśmy, powymienialiśmy się kontaktami i powrót piechotą do miasta. A  stamtąd  ambitny plan dalej na północ, ale życie miało dla nas inny scenariusz. Żeby się dostać wyżej na północ bardziej opłacało nam się wrócić do Manili :) i tak o to wieczorem pojawiliśmy się w hotelu z którego rano wyjeżdżaliśmy. Wniosek nasuwa się jeden, w Wielki Piątek można pojechać rano z Manili do San Fernando zostawić dla bezpieczeństwa wszystko w hotelu a zabrać ze sobą 2000 peso czyli 150 zł plus parasolkę nic więcej nie będzie nam potrzebne, a wieczorem wypić piwko w Makati
 
Podstawowe pytanie: Czy warto ?
Myślę ze tak. Widowisko wizualnie interesujące, mentalnie i duchowo się tego nie da przeżyć za duży stres przynajmniej w naszym przypadku

Info turystyczne:
Uwierzcie wszystko jest banalnie proste ludzie pomagają.
Spaliśmy w dzielnicy Quezon niedaleko dworca autobusowego. Należy szukać dworca Victory Liner a następnie zapytać o kierunek Cubao
Linia autobusowa to Victory Liner

kontakt

pitchers@hoga.pl

fb/koziolkiwazji









1 komentarz:

  1. Super opis. Może dobrze,że bez małżeńskiej korekty? Gratuluję refleksu!!! No to dalej na wakacje i czekam na kolejne opisy. Pozdrawiam ��❤

    OdpowiedzUsuń