sobota, 13 maja 2017

Tajwan Jiayi (Chiayi)

Hejka :)



Czas pędzi jak oszalały a my staramy się dotrzymać mu kroku. Zaplanowaliśmy 40 dni na Tajwanie a tu może się okazać że będzie krótko. Taizhong zaliczony przyszła pora na Chiayi, niewielkie miasteczko mniej więcej ( to wszyscy chyba wiedzą ) w połowie wyspy na  jej zachodnim wybrzeżu.  Zawitaliśmy tu z dwóch podstawowych powodów: pierwszy to Alishan czyli wyprawa kolejką w góry do pra starego lasu cedrowego, drugi to Łukasz i Mada para naszych rodaków których obiecałem sobie odwiedzić jak będziemy na Tajwanie, a przy okazji zobaczyliśmy także: historyczne więzienie plus extra byliśmy na zwrotniku raka :). Ale od początku dojazd do miasta Chiayi prosty jak konstrukcja cepa z miasta Taizhong autobus międzymiastowy w b,wysokim standardzie itd. nie ma co powielać opisów bo wszystkie są podobne. Wyskakujemy na dworcu autobusowym przeskakujemy wiaduktem na drugą stronę torów tam jest całe skupisko hoteli, wybieramy co nam się podoba w cenach już dużo bardziej przystępnych niż miasta na północy. My zapłaciliśmy 900 TWD za dobę może nie najpiękniejszy ten hotel,ale nam wystarczy. Po zakwaterowaniu żeby nie tracić czasu wypad na miasto i od razu bazar który jest niedaleko. Asortyment nie różni się wiele od towarów w innych podobnych miejscach. Wieczorem udało nam się spotkać z Łukaszem i Magdą którzy tak samo jam my podróżują drugi rok, lecz na obecną chwilę przebywają dłużej na Tajwanie.. Prowadzą bloga www.podrozneopowiesci.pl i tak jak my szukają swojego miejsca na ziemi. Więcej dowiecie się czytając ich historie w necie. Akurat tak się złożyło że Łukasz i Magda dysponowali autem wiec w pierwszy wspólny wieczór pokazali nam kilka ciekawych miejsc których pewnie sami byśmy nie znaleźli.
tu np. jakaś ogromna metalowa podświetlana konstrukcja.

No dobra gdy już wiedzieliśmy jak i gdzie się poruszać po Chiayi następnego dnia wybraliśmy się na główną atrakcje dla której się tu przyjeżdża. To tak zwane w slangu blogerów must see :). Skusiliśmy się i my, a rzecz dotyczy wyprawy kolejką w góry do bardzo ( pojęcie względne nie wszyscy lubią to samo )  fajnego parku z bardzo starymi drzewami. Startujemy rano pociągiem że stacji głównej o godz 9 rano (jeden pociąg dziennie) po 2 godz 40 minutach jesteśmy już wysoko, ale jeszcze nie w chmurach miejscowość zwie się
 możemy tu zrobić parę pamiątkowych fotek, ale dalsza część atrakcji jest jak wsiądziemy w autobus i pojedziemy następną godzinę już wysoko w góry gdzieś między chmury.


 Zaczynając podróż na wysokości około 30 m npm było cieplutko , ale na górze można się zdziwić dojeżdżamy na wysokość ponad 2200 m npm. Widzieliśmy odważnych w klapkach i krótkich spodenkach, ale my zaliczamy się do tych bardziej  przezornych. Co nas czeka na górze generalnie niewiele w sumie to bardzo stary las Cedrowy. Są porobione super trasy do spacerowania na które zużyto więcej drzewa niż tam rośnie, plus dodatkowo jakaś krótka przejażdżka pociągiem po bardzo starej linii kolejowej. Jeżeli jeszcze dopisze nam pogoda to możemy zobaczyć efekt "morza chmur" który nie jest niczym innym jak tylko widokiem na chmury, ale nie od dołu tylko z góry. My widzieliśmy to na zdjęciu wygląda niesamowicie, a każdy z was widział taki efekt lecąc w dzień samolotem :). Co by za dużo nie przynudzać nam się podobało i uważam że będąc tu spokojnie można dzień na to poświęcić.

 to wielkie drzewo  z tą tabliczką ma ponad 2.400 lat


Powrót już ciemną nocą autobusem całą trasę i radzę mieć przy sobie coś (reklamówkę)  na wszelki wypadek serpentyny są zabójcze a kierowca nie gorszy niż nasz Kubica :).
Wieczorem jeszcze udało nam się spotkać z Łukaszem i Magdą  w celu wymyślenia jakiegoś planu na następny dzień.  Za ich namową zdecydowaliśmy się na wspólne śniadanie w parku


 Następnie była wspólna wizyta w planetarium które stoi dokładnie na zwrotniku Raka. Wejście do planetarium jest za darmo i choć nie jest ogromne są ciekawe rzeczy przynajmniej dla naszych córek.



 Lukasz próbuje wytworzyć energie potrzebną np. w kuchni


 eksperymenty dziewczyn


 zwrotnik raka


Po planetarium jeszcze wspólna kawa i musieliśmy się rozstać. Lukasz i Magda czasami muszą jeszcze pracować , wiec juz sami popołudniu wybraliśmy się do  starego więzienia.  No  i co pudło jak pudło pamięta czasy Japończyków, jest w centrum więc jak ktoś ma czas to śmiało z tym że zwiedzanie z przewodnikiem w  rodowitym języku :).








a dalej to już luźny spacer po mieście
 moja astronautka
 tu akurat Lena recepcjonista w hotelu wszechstronnie uzdolniony zrobił jej warkocza
 jak wszyscy Tajwańczycy wpadliśmy i my w sidła hazardu
 już było za ciemno, ale drzewko wyglądało jak grzybek
 kolacja
 Karola zaliczyła stomatologa   plomba jej wypadła  ;(
 zakup zwykłej herbaty przyprawiał czasami o zawrót głowy
 ja i moje stado :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz