Hello Ello
Hsinchu było ciekawe, ale przed nami cały Tajwan czeka :). Jak już się wszyscy wyspali czyli kolo 10 rano pożegnaliśmy się z naszą ulubioną panią recepcjonistką w jej ulubionym stylu sękiu-sie sie :) i udaliśmy na dworzec autobusowy. Z racji tego że mieszkaliśmy w centrum to mieliśmy do przejścia kawałek wiec obyło się bez narzekań młodzieży. Następny przystanek Tajczung (uproszczę sobie pisanie wybaczcie) i opisane wszędzie w internetach na blogach Sun Moon Lake, ale o tym później. Odległość miedzy miastami Hsinchu i Tajczung to około 90 km, a bardzo wygodny autobus potrzebuje tylko 1 godz 40 minut na pokonanie tej trasy. Odjazdy z miasta do miasta od 6 rano średnio co 35 minut wiec nawet nie trzeba planować. Idziemy na dworzec, wsiadamy i jedziemy - prościzna.Na dworcu zawsze nam ktoś pomoże. Bez problemu kupujemy bilet jedną stronę cena 18 zł osobę, dzieci 50%. Po dotarciu na miejsce znowu powielamy plan z poszukiwaniem hotelu. Dziewczyny zostają w 7/11 a ja tym razem z Karoliną ruszamy na poszukiwania hotelu. Wiemy już jakich cen się spodziewać wiec odwiedzamy jeden hotel po drugim z myślą że trafimy na jakąś perełkę :). I trafiliśmy 600 dolców tajwańskich za 4 osoby toż to prawie jak darmo z małym hakiem, hotel był tak obskurny że nawet szczury z niego pouciekały :).
W końcu udaje nam się znaleźć coś dla nas, jesteśmy szczęśliwi. Dodam że nasz hotel to 7 i 8 piętro w jakimś bloku a recepcjonistka siedzi najczęściej w halce, albo może to jest koszula nocna :). Nie nie wcale nie jest seksowna ma spokojnie pod 60 :). Jako ciekawostkę napiszę że w promieniu 300 metrów od dworca jest hoteli do wyboru do koloru w cenach od 60 zł do no limit. Po zakwaterowaniu jak to zwykle bywa narada i próba stworzenia jakiegoś planu. Ustalamy że pierwszego wieczora jedziemy na Feng Chia Night Market. Autobus nr 25 lub 35 praktycznie z pod samego dworca pociągowego.
Czas jazdy ok 30 minut cena 20 TWD za osobę i już jesteśmy. Wysiadając rzucił nam się w nos bardzo specyficzny zapach, ale jeszcze wtedy nie mieliśmy bladego pojęcia co to jest. Bazar jak to bazar. Towarem wiodącym są akcesoria GSM to już wiadomo o co chodzi, temat zasadniczy jak to na każdym bazarze tajwańskim jedzenie, a reszta to mydło i powidło z przewagą na mydło :) :) :). Akcesoria GSM nie bardzo nas interesowały wiec udaliśmy się na jedzonko. Oddaliliśmy się trochę od głównego nurtu nieprzyjemnych zapachów i weszliśmy do niepozornej knajpki na uboczu. Knajpa niczym się nie wyróżniała poza tym że miała na powierzchni około 40 m2 z 8 albo 10 wiatraków plus dwa wielkie klimatyzatory. Istna chłodnia, ale co tam wytrzymamy. Kasia zamówiła Tofu a my zupę :) kiedy już zjadła połowę dopatrzyła się że je śmierdzące tofu !!! przez te wiatraki i klimę nic nie było czuć. Po przeczytaniu jak wygląda proces wyrabiania tego Tofu poczuliśmy niezłe ukucie w żołądkach, ale z kamienną twarzą zjedliśmy wszystko.
pozwoliłem sobie wkleić info z netu żeby nie przepisywać tego co już zostało napisane. I mogę teraz powiedzieć że nie taki diabeł straszny jak go malują. Każdy z nas ma inny zmysł smaku i powonienia i dla każdego z nas będzie to pachnieć i smakować inaczej. W każdym razie te opisy powyżej maja się nijak np: w moim przypadku zjadłem to bez głębszego rozczulenia :), żona też dała radę, dzieci nie były zainteresowane.
Dzień następny w Taichung to wizyta w Muzeum Trzęsienia Ziemi. Dojazd bardzo prosty autobus 100 i 107 przystanek naprzeciwko Mc Donalds-a przy stacji "PKP". Po około 40 minutach jazdy, ostatnie 1200 metrów z buta i jesteśmy.
Dla nas bomba po prostu super, ale wiecie ja już wymiotuje świątyniami, jeziorami, plażami a tu nareszcie coś co spodobało nam się wszystkim. Muzeum powstało w miejscu gdzie trzęsienie ziemi wypiętrzyło ziemie i to w dodatku na takim prostym kawałku jak boisko szkolne. Widok niesamowity. .
Plus dodatkowo wiele atrakcji edukacyjnych dla dzieci. Koszt niewielki 6,5 zł dorosły 4 zł dziecko, wujek google podpowiada że potrzebujesz 1 godz 30 min, my siedzieliśmy cztery albo i więcej. Osób zwiedzających, a był to czwartek, może 6 poza naszą czwórką, a przepraszam na koniec spotkaliśmy cała klasę. Dzieciaki są edukowane od najmłodszych lat jak się zachować w sytuacji kryzysowej.
Można spacerować tu po nie do końca zniszczonych budynkach, usiąść na platformie lub wejść do pomieszczenia i przeżyć trzęsienie ziemi. Bardzo podobne muzeum widzieliśmy na Sumatrze w Banda Aceh a było to Muzeum Tsunami. Do domu jak zwykle wróciliśmy po zmroku.
Trzeci dzień to już takie tutejsze must see Sun Moon Lake. Dojazd z centrum autobus nr 6670 cena 190 TWD osoba dorosła, dzieciaki połowę.
Czas dojazdu około 2 godziny. Przystanek pokazany powyżej, Można jechać z jakimiś firmami gdzie bilety zakupuje się w pakiecie z atrakcjami do wykorzystania na miejscu, ale my się nie zagłębialiśmy w to. Nam się trafił rano fart, idąc na autobus dosłownie 4 min od hotelu zaczepił nas taksówkarz. Wiadomo że cenę miał droższa niż autobus, ale on odprowadził nas na przystanek i dokooptował sobie jedną babeczkę. Wszyscy byli zadowoleni. Cenowo wyszło tak samo a czasowo godzinka do przodu.Taksówki mają większe wiec miejsca było pod dostatkiem.
Tajwańczycy są po prostu mistrzami jeżeli chodzi o organizowanie atrakcji i zarabianie na tym. Zwykłe jezioro w górach,droga dookoła dla aut, autobusów, skuterów i rowerów. Po przybyciu na miejsce dostajesz mapkę z atrakcjami przeliczasz w pamięci czas jaki masz i wybierasz środek transportu do zwiedzania. Autobus 80 TWD cały dzień jeździsz od atrakcji do atrakcji, jedyny minus jesteś uzależniony od rozkładu jazdy. Rower fajna sprawa jest ich tu do wyboru do koloru pojedynczy, tandem, elektryczny ceny od 100 TWD za dzień, minus trzeba się na pedałować a 30 km wkoło jeziora plus atrakcje !!! niemożliwe do zrobienia. Pozostaje skuter dosyć drogi, albo własne auto. My opykaliśmy to autobusem trwa to bardzo długo, ale jest do zrobienia. I teraz najlepsze czy to na pewno jest must see na Tajwanie, nie dla mnie, chociaż żona twierdzi inaczej :) Wam się może podobać ocenicie pewnie sami. Do zobaczenia kilka świątyń, rejs statkiem po jeziorze, i fajny wjazd gondolą na górę i dużo innych atrakcji. Nam nie było dane przejechać się gondolą bo tego dnia była zamknięta :( . Powrót już tradycyjnie autobusem z miejscowymi bardzo przyjemnie.
Ostatni dzień zwiedzania Kasia wybiera Wufeng Lin Family Garden. No ja przemilczę, nie moje klimaty choć oglądałem z bananem na buzi przecież kocham żonę :) :) :) . Oddam kompa żonie może coś napisze ............. o nie chce nic napisać trudno możecie wyczytać w Wikipedii ja nie będę niszczył klawiatury.
Jeszcze tylko ostatni nocleg i tak nasza wizyta w Taichung dobiegła końca :) :) :) pendzim na Bendzin
Pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji
Ps. Taichung to też duże miasto z tym że pomimo tylko 90 km poniżej Hsichu to naprawdę temperatura wyższa. Nawet na ulicach prawie wszyscy w klapkach, w poprzednim mieście pełne buty to normalka. Skutery jeszcze ich więcej, kultura jazdy gorsza widać było gołym okiem łamanie przepisów.
Parę fotek
Stinky tofu to nic przy tej żabie
Polatał bym, ale instrukcja po chińsku :)
Taiwańskie radiowozy
Ze swoimi gadżetami prześcignąłem miejscowych
Garaż przenośny ciekawy pomysł
Kino godzina 9 rano i już kolejki
takie znaczki są prawie wszędzie
taki znaczek jest w każdym autobusie
Nawet wróżby w klasztorach już są z kompa
Piszę dla was bloga :)
Nauka mandaryńskiego w autobusie
Zaznaczy pani to będzie dobrze :)
Knajpa dla kolarzy :)
Druga Japonia
Fabryka spagetti
Skutery, skutery morze skuterów :)
Papier, kamień i nożyczki :)
Z takim kablem do ładowania można siedzieć w toalecie a podpiąć się do prądu w garażu :)
Pieska czy kotka kupujemy jak ciepłe bułeczki