Hejka
Po bardzo ciekawych wydarzeniach których byliśmy świadkami w Tana Toraja przyszła pora na zmianę miejsca. W/g mapy powinniśmy zatrzymać się w Tentenie i obejrzeć jezioro Poso. Lecz jakoś nas to nie kręciło, a wiza zbliża się do końca wiec pędzimy na Togiany.
Wykupiliśmy z Rantenpao bilety na autobus do Poso. Mieliśmy dosyć jazdy prywatnymi, małymi autami. Chcieliśmy wygodnie rozłożyć się na siedzeniach i delektować podróżą i widokami. Pani w biurze pokazała nam fajny autobus który akurat
stał niedaleko i powiedziała, że rano takie samo cacunio będzie czekać na nas w
miejscu zbiórki. Napisze jeszcze że pani uczciwie poinformowała nas o czasie
podróży dozując nam stopniowo jej długość. Najpierw było powiedziane 10 godz., no
może 12 godzin ale na koniec dorzuciła jeszcze że czasami jest to i 15 godzin.
Całkiem spore widełki czasowe, ale co tam, fajny autobus wytrzymamy i 15
godzin. Pewnie domyślacie się co było rano J zamiast pięknego cacunia przyjechał „złomek„ z firmy zig zag. W sumie to poza
trzema minusami był całkiem spoko. Pierwszy minus to wygląd, ale nie czepiajmy
się szczegółów, nie wygląd jest najważniejszy liczy się „charakter” J no
u nas to był drugi minus ten „charakter” jechać mu się nie chciało. Dwa razy
naprawialiśmy bo odmówił posłuszeństwa.
I trzeci minus to chyba fabrycznie miał zamontowany odwrotnie klakson a raczej trąbkę. Z każdym razem gdy jej użył stawałem na baczność, inni zresztą też. No i obowiązkowo muzyka na full co doprowadza nas tutaj do szału. Musieliśmy na głośniku zamontować poduszkę aby nie uszkadzając słuchu dojechać do celu. Na koniec ustanowiliśmy też nowy rekord w naszej podróży 16 godzin a tylko 350 km. Już nie będę narzekał na nasze drogi. Poprzednim razem w 16 godzin zrobiliśmy 520 km spora różnica. Dobra rada to uzbroić się w cierpliwość, aviomarin i stoperan lub pampers w ciężkich przypadkach takich jak mijanie się dwóch autobusów na górskiej drodze lub brak drogi z powodu ulewnych deszczy. Dojechaliśmy do Poso po północy jak to w Indonezji bywa wysadzono nas w mieście, ale na pewno nie na stacji autobusowej. O dziwo mieścina jeszcze nie spała i jacyś dobrzy ludzie nam pomogli. Samego Poso nie ma co opisywać przelotowe miasto. Nam zeszło się tutaj dwa dni ponieważ nie zdążyliśmy załatwić transportu do Ampany. Na plus wyszło tylko że mieliśmy niezły hotel i rozprostowaliśmy kości po autobusie. Z Poso do Ampany 160 km busiki latają zazwyczaj rano i trwa to do 5 godzin. Ampana następna dziura gdzie nawet zjeść kurczaka nasze dzieci nie mogły. Znowu noc w hotelu. Tym razem hotel Oasis przyzwoity i rano ruszamy szybką łódką na Togiany. Cena 130 tyś za osobę, już nie bawimy się w duże wolne promy bo czas się kurczy i nie chcemy go tracić. Pierwszy przystanek na naszej drodze to wyspa Bomba i wysadzaliśmy tu nie uwierzycie dwójkę naszych rodaków,
którzy tak jak my zakochali się w Azji i przyjechali tu po raz kolejny. Następne był port Wakai i tu wysiedliśmy.
Czekała tu na nas Irina właścicielka Sunset Beach w którym zatrzymaliśmy się na trzy noce. Sam ośrodek bardzo kameralny trzy chatki i dwa pokoje na górze z niesamowitym widokiem, jedzenie mało wyszukane ryba na obiad, ryba na kolację.
W ogóle Togiany są dla osób lubiących rybę, ponieważ samym ryżem się ciężko zapchać choć jest to możliwe. Mięso jest tutaj rarytasem i je się tylko od wielkiego święta.
I trzeci minus to chyba fabrycznie miał zamontowany odwrotnie klakson a raczej trąbkę. Z każdym razem gdy jej użył stawałem na baczność, inni zresztą też. No i obowiązkowo muzyka na full co doprowadza nas tutaj do szału. Musieliśmy na głośniku zamontować poduszkę aby nie uszkadzając słuchu dojechać do celu. Na koniec ustanowiliśmy też nowy rekord w naszej podróży 16 godzin a tylko 350 km. Już nie będę narzekał na nasze drogi. Poprzednim razem w 16 godzin zrobiliśmy 520 km spora różnica. Dobra rada to uzbroić się w cierpliwość, aviomarin i stoperan lub pampers w ciężkich przypadkach takich jak mijanie się dwóch autobusów na górskiej drodze lub brak drogi z powodu ulewnych deszczy. Dojechaliśmy do Poso po północy jak to w Indonezji bywa wysadzono nas w mieście, ale na pewno nie na stacji autobusowej. O dziwo mieścina jeszcze nie spała i jacyś dobrzy ludzie nam pomogli. Samego Poso nie ma co opisywać przelotowe miasto. Nam zeszło się tutaj dwa dni ponieważ nie zdążyliśmy załatwić transportu do Ampany. Na plus wyszło tylko że mieliśmy niezły hotel i rozprostowaliśmy kości po autobusie. Z Poso do Ampany 160 km busiki latają zazwyczaj rano i trwa to do 5 godzin. Ampana następna dziura gdzie nawet zjeść kurczaka nasze dzieci nie mogły. Znowu noc w hotelu. Tym razem hotel Oasis przyzwoity i rano ruszamy szybką łódką na Togiany. Cena 130 tyś za osobę, już nie bawimy się w duże wolne promy bo czas się kurczy i nie chcemy go tracić. Pierwszy przystanek na naszej drodze to wyspa Bomba i wysadzaliśmy tu nie uwierzycie dwójkę naszych rodaków,
którzy tak jak my zakochali się w Azji i przyjechali tu po raz kolejny. Następne był port Wakai i tu wysiedliśmy.
Czekała tu na nas Irina właścicielka Sunset Beach w którym zatrzymaliśmy się na trzy noce. Sam ośrodek bardzo kameralny trzy chatki i dwa pokoje na górze z niesamowitym widokiem, jedzenie mało wyszukane ryba na obiad, ryba na kolację.
W ogóle Togiany są dla osób lubiących rybę, ponieważ samym ryżem się ciężko zapchać choć jest to możliwe. Mięso jest tutaj rarytasem i je się tylko od wielkiego święta.
Właścicielka Sunset Beach bardzo dba o swój ośrodek i traktuje go jak
swój dom a nie biznes. Domki przeciętne ale jest czysto, pościel pachnąca i ręczniki też. Nie wszystko nam się tu podobało, cena standardowa 200 tyś. za osobę. Ogólnie na plus.
Za to Irina nadrabia wszystkie niedogodności swoją osobowością, bez problemu udzielała nam odpowiedzi na wszystkie pytania, a nawet podzieliła się z nami nr. telefonu do
swojego sponsora, który pomógł nam sporo jak się później okazało.
Snurki bardzo przeciętne szczególnie w pobliżu ośrodka, ale już
wycieczka do jeziora z meduzami które w wyniku ewolucji i braku naturalnych
wrogów straciły możliwość parzenia była rewelacyjna.
Choć z tym parzeniem nie do końca prawda bo oczywiście Kaśke poparzyło. Była jeszcze wycieczka na Barakuda Beach też bardzo fajna, ładna rafa przejrzysta woda. Wieczorna atrakcja to wizyta miejscowych chłopaków z pobliskiej wioski i śpiewy przy akompaniamencie gitary to duży plus. Chłopaki częstują arakiem można się zwarzyć (dowiedziałem się tez że robią go z alkoholu metylowego wiec można się zatruć co przetestowałem osobiście) bo zazwyczaj przywożą z sobą nie flaszkę a bańkę 5 litrową. W gratisie można się poduczyć Indonezyjskiego a tu to naprawdę na wagę złota.
Choć z tym parzeniem nie do końca prawda bo oczywiście Kaśke poparzyło. Była jeszcze wycieczka na Barakuda Beach też bardzo fajna, ładna rafa przejrzysta woda. Wieczorna atrakcja to wizyta miejscowych chłopaków z pobliskiej wioski i śpiewy przy akompaniamencie gitary to duży plus. Chłopaki częstują arakiem można się zwarzyć (dowiedziałem się tez że robią go z alkoholu metylowego wiec można się zatruć co przetestowałem osobiście) bo zazwyczaj przywożą z sobą nie flaszkę a bańkę 5 litrową. W gratisie można się poduczyć Indonezyjskiego a tu to naprawdę na wagę złota.
No i główny punkt programu
to nocne wizyty szczurów w naszych bagażach. Po pierwszych dwóch
nocach byłem lekko zdziwiony a później
to już spałem jak zabity (żona była czujna) choć współczuję jej bo spaliśmy w osobnych domkach (czy wasze żony by to
przeżyły). Trzy dni później siedzieliśmy w wyczarterowanej łajbie i płynęliśmy
do Malenge. Po drodze na naszej drodze zagrzmiało więc zatrzymaliśmy się w ośrodku który zwie się Bolilanga Island Resort aby przeczekać nawałnicę. Ceny
przystępne, wygląd bardzo atrakcyjny, kiedyś na pewno tu wrócimy.
Tym razem nie daliśmy rady zostać nawet na dwie noce. Po trzech godzinach dopłynęliśmy do ośrodka Lestari Cottages na wyspie Malenge. Rzadko coś mi się bardzo podoba, ale Lestari jest obłędne. Cena jak u Iriny w Sanset (od 200 tyś za osobą dzień). Domki słabe ale okolica powala. Tu od razu zostaliśmy 4 noce w ciemno. Personel pomocny w każdej chwili, wieczorne ogniska z gitarą i arakiem to chyba standard na Togianach, łowienie ryb z pomostu świetna zabawa, kuchnia o niebo lepsza bo choć też ryba to przynajmniej różna.
A już na pewno każdy kto tu przyjedzie powinien wejść do wody po 22.00 i popływać ze świecącym planktonem. Szczury też są nie jest tak słodko jak by się wydawać mogło, jak weźmiemy wiatrówkę z polski to możemy poćwiczyć oko. Zaliczyliśmy rafę nr 5 to już naprawdę snurki pierwsza klasa choć bez żółwi, rekinów i węży. Powinienem też napisać o wiosce morskich cyganów, która znajduje się naprzeciwko resortu a dostać się do niej można łódką lub po drewnianym moście długim na jakieś 600 metrów może dłuższym. To trzeba zobaczyć ciężko to przenieść na papier.
Śmiało mogę napisać że każdy z powyższych resortów ma swoje wady i zalety, choć zdecydowanie więcej jest zalet. Gdy czwartej nocy w Lestari Resort zegar wybił 4.00 rano nasz pobyt dobiegł końca. Szybkie śniadanie, transport do portu (zapewnia resort) i wsiadamy na publiczny prom. Niestety miejsca mamy w ładowni bo wszystko zapchane przez lokalsów.
Kasia z Karoliną zostają na górze na ławce a ja z Leną wybieram ładownię. Jest fajnie to już na pewno nie jest turystyka to przygoda w pełnym tego słowa znaczeniu.
Podróżujemy z workami ryżu, butlami gazowymi i innymi artykułami potrzebnymi miejscowym do życia. Ważna rada na publiczne promy przybywamy nawet godzinę wcześniej bo może się okazać że obejrzymy tylko ich tylną śrubę. Nasz odpłynął pół godz wcześniej. O 9 rano dopłynęliśmy do Wakai to stąd odchodzi wielki prom do Gorontalo. Mamy 24 godz zapasu mieliśmy przenocować w motelu w porcie ale zdecydowaliśmy się na jedną nockę w Harmony Bay. Właściciela spotkaliśmy w porcie i po krótkich negocjacjach cenowych wsiadamy do łódki. To już resort z wyższej półki jest położony blisko Barakuda Beatch, gdzie już pływaliśmy, ale co tam ostatnia noc na Togianach na bogato. Harmony robi wrażenie tak samo zresztą jak ceny tutaj. We wszystkich resortach woda, kawa, herbata jest serwowana gratis tu niestety za wszystko musimy zapłacić. Domki od 250 tyś z toaletą na zewnątrz następne już z wc, ale cena szybuje w górę. Widać od razu że resort prowadzą Europejczycy jest czysto wszystko ma swoje miejsce jednym słowem bajka. Nawet jedzenie smakuje po europejsku.
W sumie widzieliśmy 4 resorty w 3 spaliśmy jak mam polecić to w 100 % Lestari Resort na wyspie Malenge. Czekamy na prom zobaczymy co się dalej wydarzy. Opcje są dwie: pierwsza to lecimy na Bali (mamy już bilety) i dalej opuszczamy Indonezję, druga to bilety przepadają a my przedłużany wizę o miesiąc jak się oczywiście uda i zwiedzamy jeszcze północ Sulawesi. Sam jestem ciekawy co się wydarzy, a wy zapewne przeczytacie o tym w następnym wpisie.
Ps. Z racji tego że po Togianach między wyspami podróżuje się wyłącznie łódkami spotyka się bardzo wielu turystów z którymi czasem spędza się po parę dni w resortach. Niektórzy z nich są tak odjechani że można by było napisać niejedną książkę słuchając ich opowieści. Nam dane było podróżować około tygodnia z Pauliną i Moniką z Czech (lat około 30), następnie dołączył się do nas w trakcie Pit ze Stanów (lat około 70), jak dziewczyny zostały w Lestari to w Harmony dołączyli Johanes młody Indonezyjczyk partner podstarzałego Niemca (homoseksualiści jak by ktoś miał ciężko się domyśleć) plus ekstra przezabawny Eduardo z Hiszpani (lat około 50+). Który mając podwójne obywatelstwo hiszpańsko-szwedzkie i mając niebieskie oczy został zarejestrowany na przejściu granicznym w USA jako latynos z racji tego że znał język hiszpański. W sumie to niesamowite, że spotykają się ludzie rożnej narodowości, w różnym wieku i z różnymi upodobaniami i potrafią się świetnie razem bawić. Ja dodatkowo szlifuję swój angielski ;) a żona się rozciąga na lekcjach jogi bo Niemiec jest instruktorem jogi i nauczył nas kilku pozycji. Pit został w Harmony Bay a my w 7 ruszyliśmy do Gorontalo, tu nasze drogi się rozeszły a szkoda bo było wesoło.
pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji
nurkowanie we mgle
pływanie z meduzami
coś tam kolorowego pod wodą
miejscowy sklepik. Kawa, zupki i słodycze
pomagam Irinie w jej królestwie po nocnej burzy
krab kokosowy dobrze ze mam ze sobą rękawice na takie okazje. Wiecie że ponad 20 minut próbowaliśmy wyjąć mu to z tego uścisku
bajeczna plaża w Sunset
Nemo nie patrzeć na datę nie jest ustawiona
Karola śpi na podłodze w aucie ma wygodniej niż my na fotelach
to z tym zawodnikiem wypiłem bańkę araku cud że żyję, a on tu jest w pracy produkuje brązowy cukier
gdzieś w otchłani na polowaniu
kocice w Sunsecie (tu na zdjęciu dwie siostry szkoda że nasze córki się tak nie kochają) w sumie były 4 koty i psiak
syn lokalsa który pracował w Sunsecie. Mały ma z 7 lat a wymiatał na tym kanu
rybki na rafie
nasza maskotka w Lestari miesięczny szczeniak
wioska cyganów morskich
mają dzieci fotkę mam i ja
doszliśmy tym długim mostem do wioski
ławica "sardynek"
Lestari
rybki na rafie
murena biała
Lestari plaża
skalar na rafie
wioska cygańska
dzieciaki z wioski cyganskiej
Blue lagoon w Lestari
hamaki na przystani gzie można się relaksować i łowić ryby
Lena padła
sam Bil Clinton nas żegnał czyli Pit
wersja dla ludzi
luk towarowy
nic szczególnego ale wzmacniacz i głośniki muszą być
z tyłu właściciele Harmony Bay a z brodą Eduardo
w oczekiwaniu na "i co dalej robimy"
Tym razem nie daliśmy rady zostać nawet na dwie noce. Po trzech godzinach dopłynęliśmy do ośrodka Lestari Cottages na wyspie Malenge. Rzadko coś mi się bardzo podoba, ale Lestari jest obłędne. Cena jak u Iriny w Sanset (od 200 tyś za osobą dzień). Domki słabe ale okolica powala. Tu od razu zostaliśmy 4 noce w ciemno. Personel pomocny w każdej chwili, wieczorne ogniska z gitarą i arakiem to chyba standard na Togianach, łowienie ryb z pomostu świetna zabawa, kuchnia o niebo lepsza bo choć też ryba to przynajmniej różna.
A już na pewno każdy kto tu przyjedzie powinien wejść do wody po 22.00 i popływać ze świecącym planktonem. Szczury też są nie jest tak słodko jak by się wydawać mogło, jak weźmiemy wiatrówkę z polski to możemy poćwiczyć oko. Zaliczyliśmy rafę nr 5 to już naprawdę snurki pierwsza klasa choć bez żółwi, rekinów i węży. Powinienem też napisać o wiosce morskich cyganów, która znajduje się naprzeciwko resortu a dostać się do niej można łódką lub po drewnianym moście długim na jakieś 600 metrów może dłuższym. To trzeba zobaczyć ciężko to przenieść na papier.
Śmiało mogę napisać że każdy z powyższych resortów ma swoje wady i zalety, choć zdecydowanie więcej jest zalet. Gdy czwartej nocy w Lestari Resort zegar wybił 4.00 rano nasz pobyt dobiegł końca. Szybkie śniadanie, transport do portu (zapewnia resort) i wsiadamy na publiczny prom. Niestety miejsca mamy w ładowni bo wszystko zapchane przez lokalsów.
Kasia z Karoliną zostają na górze na ławce a ja z Leną wybieram ładownię. Jest fajnie to już na pewno nie jest turystyka to przygoda w pełnym tego słowa znaczeniu.
Podróżujemy z workami ryżu, butlami gazowymi i innymi artykułami potrzebnymi miejscowym do życia. Ważna rada na publiczne promy przybywamy nawet godzinę wcześniej bo może się okazać że obejrzymy tylko ich tylną śrubę. Nasz odpłynął pół godz wcześniej. O 9 rano dopłynęliśmy do Wakai to stąd odchodzi wielki prom do Gorontalo. Mamy 24 godz zapasu mieliśmy przenocować w motelu w porcie ale zdecydowaliśmy się na jedną nockę w Harmony Bay. Właściciela spotkaliśmy w porcie i po krótkich negocjacjach cenowych wsiadamy do łódki. To już resort z wyższej półki jest położony blisko Barakuda Beatch, gdzie już pływaliśmy, ale co tam ostatnia noc na Togianach na bogato. Harmony robi wrażenie tak samo zresztą jak ceny tutaj. We wszystkich resortach woda, kawa, herbata jest serwowana gratis tu niestety za wszystko musimy zapłacić. Domki od 250 tyś z toaletą na zewnątrz następne już z wc, ale cena szybuje w górę. Widać od razu że resort prowadzą Europejczycy jest czysto wszystko ma swoje miejsce jednym słowem bajka. Nawet jedzenie smakuje po europejsku.
W sumie widzieliśmy 4 resorty w 3 spaliśmy jak mam polecić to w 100 % Lestari Resort na wyspie Malenge. Czekamy na prom zobaczymy co się dalej wydarzy. Opcje są dwie: pierwsza to lecimy na Bali (mamy już bilety) i dalej opuszczamy Indonezję, druga to bilety przepadają a my przedłużany wizę o miesiąc jak się oczywiście uda i zwiedzamy jeszcze północ Sulawesi. Sam jestem ciekawy co się wydarzy, a wy zapewne przeczytacie o tym w następnym wpisie.
Ps. Z racji tego że po Togianach między wyspami podróżuje się wyłącznie łódkami spotyka się bardzo wielu turystów z którymi czasem spędza się po parę dni w resortach. Niektórzy z nich są tak odjechani że można by było napisać niejedną książkę słuchając ich opowieści. Nam dane było podróżować około tygodnia z Pauliną i Moniką z Czech (lat około 30), następnie dołączył się do nas w trakcie Pit ze Stanów (lat około 70), jak dziewczyny zostały w Lestari to w Harmony dołączyli Johanes młody Indonezyjczyk partner podstarzałego Niemca (homoseksualiści jak by ktoś miał ciężko się domyśleć) plus ekstra przezabawny Eduardo z Hiszpani (lat około 50+). Który mając podwójne obywatelstwo hiszpańsko-szwedzkie i mając niebieskie oczy został zarejestrowany na przejściu granicznym w USA jako latynos z racji tego że znał język hiszpański. W sumie to niesamowite, że spotykają się ludzie rożnej narodowości, w różnym wieku i z różnymi upodobaniami i potrafią się świetnie razem bawić. Ja dodatkowo szlifuję swój angielski ;) a żona się rozciąga na lekcjach jogi bo Niemiec jest instruktorem jogi i nauczył nas kilku pozycji. Pit został w Harmony Bay a my w 7 ruszyliśmy do Gorontalo, tu nasze drogi się rozeszły a szkoda bo było wesoło.
pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji
nurkowanie we mgle
pływanie z meduzami
coś tam kolorowego pod wodą
miejscowy sklepik. Kawa, zupki i słodycze
pomagam Irinie w jej królestwie po nocnej burzy
krab kokosowy dobrze ze mam ze sobą rękawice na takie okazje. Wiecie że ponad 20 minut próbowaliśmy wyjąć mu to z tego uścisku
bajeczna plaża w Sunset
Nemo nie patrzeć na datę nie jest ustawiona
Karola śpi na podłodze w aucie ma wygodniej niż my na fotelach
to z tym zawodnikiem wypiłem bańkę araku cud że żyję, a on tu jest w pracy produkuje brązowy cukier
gdzieś w otchłani na polowaniu
kocice w Sunsecie (tu na zdjęciu dwie siostry szkoda że nasze córki się tak nie kochają) w sumie były 4 koty i psiak
syn lokalsa który pracował w Sunsecie. Mały ma z 7 lat a wymiatał na tym kanu
rybki na rafie
nasza maskotka w Lestari miesięczny szczeniak
wioska cyganów morskich
mają dzieci fotkę mam i ja
doszliśmy tym długim mostem do wioski
ławica "sardynek"
Lestari
rybki na rafie
murena biała
Lestari plaża
skalar na rafie
wioska cygańska
dzieciaki z wioski cyganskiej
Blue lagoon w Lestari
hamaki na przystani gzie można się relaksować i łowić ryby
Lena padła
sam Bil Clinton nas żegnał czyli Pit
wersja dla ludzi
luk towarowy
nic szczególnego ale wzmacniacz i głośniki muszą być
z tyłu właściciele Harmony Bay a z brodą Eduardo
w oczekiwaniu na "i co dalej robimy"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz