wtorek, 27 grudnia 2016

Indonezja, wyspa Bunaken





Witamy

Nasz czas na Sulawesi lub Celebes jak kto woli powoli zbliża się do końca. Wróciliśmy z ostatniej odwiedzanej przez nas wyspy  Bunaken. Wrażenia jakich tu doświadczyliśmy przez prawie 3 miesiącach są bardzo mieszane. Na początku naszej wyprawy obstawiałem że będzie to coś jak wyprawa przez Sumatrę z domieszką Kambodży. Było dokładnie na odwrót.  Wyprawa tak trudna jak po Kambodży z domieszką Sumatry. Na miejscu trzeba być ostrożnym bo  na ładne oczy możemy tylko zapłacić za coś podwójnie. Nie wszędzie oczywiście. Wyspa Salayar, miejscowość Rantepao  pozostaną w naszej pamięci na długo jako miejsca które śmiało możemy polecać w ciemno, nawet na Togianach  jest ok (w tych trzech miejscach nie zauważyliśmy prób oszustw ). Ale tak jak to wiele osób pisze na blogach napisze i ja Sulawesi to nie jest przyjemna turystyka to naprawdę czasami walka o przetrwanie  z wszystkimi przeciwnościami jakie możemy tu spotkać. Opis skierowany jest do osób które przyjeżdżają tu tak jak my bez planu, pozostali mogą sobie pluć w zęby że wszystko co sobie załatwili przez Internet kosztowało ich sporo więcej. Przemieszczanie się po Sulawesi drogą lądową to jedna wielka pomyłka, najlepszy wydaje się samolot. Kilometrów zrobiliśmy sporo, samym skuterem prawie tysiąc (we czworo na jednym). A ile km w autobusach lub prywatnych autach nie wspominam . Najlepsze drogi  stwierdzam są na północy  Sulawesi. Najładniejsze widoki Rantapao i trasa z Rantapao do Poso.  Snurkowanie  no tu chyba bezkonkurencyjny jest Bunaken  następnie wyspa Salayar i Bira, a Togiany sklasyfikował bym na trzeciej pozycji ( to moja opinia i dotyczy tylko bezpośredniego wejścia do wody z brzegu , bez płatnych wycieczek. Na Togianach rafa nr 5 jest płatna, ale warta tych paru rupii). Do oceny pozostało nam jeszcze Wakatobi,  ale to już następnym razem. Komfort i higiena tutaj też pozostawiają wiele do życzenia, osoby wrażliwe na zapachy, śmieci itp. rzeczy nie będą zachwycone.  Ale  pomimo wielu minusów znajdzie się też sporo plusów. Zawsze będziemy myśleli ciepło o Celebes to co tu zobaczyliśmy i przeżyliśmy to nasze, niewiele osób jest sobie w stanie to wyobrazić. 
 Czasami odnosimy wrażenie że Indonezyjczycy pewnie nie wszyscy w ogóle nie mają smykałki do biznesu (wolą oszukiwać żeby się nie narobić). Z naszych obserwacji wynika że jak jest popyt to powinna być i podaż (I tu dobrym  przykładem jest Bali). Wynajem skutera w Gorontalo lub Manado  ? Rzecz prawie niemożliwa nie znam nikogo i nawet nigdzie nie wyczytałem żeby komuś się udało wynająć.  No nam w Manado pomógł Odi ale świadomie zapłaciliśmy trzy razy tyle za wynajem co płaciliśmy na Bali (bez skutera byśmy  nie zobaczyli niektórych miejsc na pewno).  

Bunaken to  ostatnia  odwiedzona przez nas wyspa. Transport wydaje się prosty z Manado codziennie oprócz niedziel publiczna łódź 50 tyś rupii i godzinę później  jesteśmy  na wyspie. No my mieliśmy jak by to ująć „łatwiej” pamiętacie naszego pomocnika Odiego, jego pomoc zakończyła się szybciej niż on by się spodziewał. Odi okazał się jednym z tych niewdzięcznych oszustów których staramy omijać szerokim łukiem. Za wszelką cenę próbował nam wmówić że teraz nie sezon fale wysokie i łodzi publicznych nie ma, ale prywatne  oczywiście do wyboru do koloru. Zlaliśmy go „ciepłym moczem” i na własną rękę znaleźliśmy tą łajbę. Dla zainteresowanych powiem tylko że nie szukamy w miejscu gdzie nas wszyscy kierują czyli harbour  Manado (tam nam będą próbowali wcisnąć prywatę za wszelką cenę), a spokojnie przechodzimy przez Pasar Bersehati (i tu proszę dla lubiących mocne wrażenia proponuje znaleźć stoiska mięsne, nie trzeba się wybierać do Tomohon)  do drugiego kanału i tam mamy public boot.




Nazwa łajby i nr tel do właściciela

Syn właściciela łajby okazał się fajnym gościem, zaproponował nam skuter żebyśmy sobie wyszukali resort, a po bagaże wrócili  później. No ceny za kwatery  niewąskie 40 euro za osobę dzień to nie dla nas grzecznie podziękowaliśmy. Mieliśmy jeden namiar z polskiego bloga www.paragonzpodróży.pl i tam się udaliśmy Daniel*s Homestay okazał się w zupełności wystarczający na nasze potrzeby. Cena 200 tyś rupii za osobę dzień z wyżywieniem dzieci traktują jako dodatek za parę rupii. Po zakwaterowaniu poznajemy resort zwozimy bagaże i udajemy się na kolację. Ale nie podniecajcie się cena jest ok warunki jak za tą cenę też ok, a cała reszta no niestety kompletne zero nawet głupich hamaków na mikro plaży brakuje, o wi-fi też zapomnijcie może kiedyś było ,ale to przeszłość. Sezonu to tu nie ma więc i ludzi nie wiele, jakaś laska robi kurs nurka, para francuzów poznana wcześniej w Tomohon i Hans Niemiec z krwi i kości który kibluje tu już 4 lata. Okazuje się też że nasze domki sąsiadują, znowu mamy Niemca za sąsiada ( tak samo było na wyspie Perhantian)  to chyba nasze polskie przeznaczenie. Nie pozostaje nic innego jak zaprzyjaźnić się z sąsiadem i przypomnieć sobie mowę niemiecką (już sam nie wiem ile ja znam tych języków). 
o tu akurat Hans jest tyłem i widać że pracuje a przynajmniej udaje

Może to kogoś zainteresuje Hans jest profesjonalnym fotografem a to jego strona  www.bunakenhans.com . Nasze potyczki w ping-ponga na razie wygrywa Hans, ale on tu gra z każdym kto tylko umie trzymać paletkę. Będzie to moim osobistym sukcesem jak chociaż raz wygram tę  wojnę niemiecko - polską J.

 Pierwsze snurki za nami, jest pora deszczowa więc i woda nie najlepszej przejrzystości. Ale uwierzcie po Bunaken  snurkowanie w innych miejscach nie będzie już takie samo.
Rybek miliony, kolorów setki, żółwie owszem bywają, ale my byliśmy teraz bardziej zajarani tym osobnikiem orleń pospolity







wszystko to dosłownie kilka kroków od brzegu na wschodniej stronie wyspy (akurat tu gdzie nasz resort więc nie trzeba nigdzie daleko łazić). Żeby nie było że chwalę tylko Bunaken ponieważ poza snurkowaniem nie ma tu kompletnie nic.Zaplanowaliśmy tu  zostać ponad dziesięć dni niestety dziewczyny  nie dały rady.
 Najpiękniejsze plaże to Bira i Salayar, ale atmosfera panująca na Togianach najbardziej nam odpowiadała.
 Ryb jest tu tak dużo że miejscowi łowią je na pomoście bez przynęty, po prostu wrzucają żyłkę z dwoma lub  trzema pustymi haczykami , a po chwili  szarpnięcie i już jest sztuka złapana np.: za ogon.


Wyspa nie jest wielka wszędzie można dojść piechotą, jak ktoś lubi spacery to pewnie niewiele więcej do szczęścia mu potrzeba. Sklepy no niestety brak, w wielu domach są powystawiane szklane witryny i można zakupić picie albo  ciastka.
Sześć nocy tyle udało nam się wytrzymać na Bunaken . Po tym czasie wróciliśmy do Manado. W zieliśmy lepszy hotel i tu spędzimy święta, następne w naszej podróży są Filipiny


kontakt
Pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji



 transport publiczny
 przedstawiciel rodzaju ludzkiego w drodze po kokosa
 ta żmija mnie trochę wystraszyła jak ruszyła zaczerpnąć powietrza
 po ping-pongu był czas na tańce
 Kasia ćwiczy
 nowy fryz na święta
 miejscowe dzieciaki wolny czas spędzają na pomoścoe
popołudniowe spacery
 pan właściciel stołówki w naszym resorcie
 słupek na pomoście, wpływ słonej wody
 właściciel naszej łazienki
 motorówka NEMO
   świąteczne dekoracje na wyspie Bunaken

środa, 14 grudnia 2016

Indonezja. Gorontalo, Manado , Tangokoko, Tomohon


                                                       coraz bliżej święta :)


Hello

Pisząc ten wpis już dawno siedzę w fajnym hotelu w Manado na końcu świata i zastanawiam się czy klepać nasze przeżycia. Bo choć nie wydarzyło się nic szczególnego to zapewne rodzina będzie czytać z zapartym tchem.
Może zacznę od tego że opuszczając Togiany, a mianowicie Harmony Bay pogoda była taka że chyba kolejny raz zdarzyło mi się zmówić pacierz. Do przepłynięcia mieliśmy z 3 km do poru, ale fale były takie że nasz młody kapitan nie dawał rady odbić od brzegu. A gdy mu się to już udało to cała łajba modliła się, każdy do swojego boga, aby szczęśliwie dotrzeć na drugi brzeg. Po dotarciu do portu przymusowy postój na łajbie bo się rozpadało. Duży prom przypłynął z małym opóźnieniem a odpłynął z nami już naprawdę spóźniony. Ale co tam 12 godzin przed nami, mamy miejsca leżące na najtańszym pokładzie. Taniej można było tylko spać na pokładzie gdzie stoją auta, ale na to się nie zdecydowaliśmy.




Pierwszy problem to na jedno miejsce do spania jest troje chętnych oczywiście z ważnym biletem. Po kilku interwencjach załogi (bezskutecznych) Kaśka bierze długopis i wypisuje sama numer miejsca na biletach. Od tego momentu wszystko gra. Może trochę zazdroszczę parze homoseksualistów. Zdecydowali się na prywatną kajutę i mają wywalone na wszystko, ale co tam my się integrujemy z pasażerami. Mój angielski z każdym dniem jest coraz lepszy (żona tego nie zauważa). O 4 rano dobijamy do Gorontalo oczywiście załoga pozwala spokojnie zostać jeszcze 3 godz. na promie i spokojnie się wyspać i zebrać. Miło z ich strony :)


Niestety nam nie dane było pospać. Gdy już tubylcy wysiedli,, oni w końcu przecież do spania mają domy, zaczęła się nagonka na białasów. Miejscowi kierowcy tuk tuków zaczepiali każdego i proponowali pomoc w znalezieniu hotelu. Nas też to nie ominęło z tym wyjątkiem że podszedł do nas Andi przedstawił się pokazał sms-a od Iriny z Sunset Beach i dalej pozwolił nam spać, lecz już nas z oka nie spuszczał. O 7 rano ostatni raz widzieliśmy naszych towarzyszy podróży Eduardo i parę homoseksualistów nawet nie zdążyliśmy się pożegnać. Parę minut później pojechaliśmy z Andi-m do taniego hotelu który zwał się Liberty. Z wolnością miał niewiele wspólnego (no może tylko wolne pokoje), za to cena adekwatna do standardu (choć Kasia powiedziała że i tak za drogi kosztował 150 tyś). Koło 9.30 Andi zabrał nas do urzędu imigracyjnego. W niecałe dwie godziny dostaliśmy przedłużenie wizy (Jest naszym sponsorem jakkolwiek byście tego nie rozumowali, ci co przedłużają socjalne wizy wiedzą o co chodzi). Decyzja zapadła zostajemy jeszcze miesiąc w Indonezji.  Co prawda paszporty do odbioru za 5 dni bo akurat zaczyna się weekend, no cóż nie nazywamy tego pechem, poznamy miasto. Wieczorkiem spacer po jedynym w Gorontalo centrum handlowym, oczywiście spotykamy tu wszystkich białasów z promu którzy jeszcze nie opuścili miasta (tak tak naszych towarzyszy podróż również). Następnego dnia szukamy lepszego hotelu bo jak mamy tu gnić jeszcze 4 noce to nie damy rady w talkim syfie. Trafiamy na New Melati hotel jest ok, przenosimy się. Od teraz mamy cztery wolne dni oczekiwania i bezczynności, musimy coś wymyślić dzieciom bo zaczną chodzić po ścianach. Zaliczyliśmy kino i bajkę Moana (w Polsce w kinach  pt: Skarb Oceanów). Bajka świetna i co ważne na tak wygodnym i czystym fotelu nie siedziałem ani razu przez cały nasz pobyt na Sulawesi. Po dwóch dniach spacerów znali nas w okolicy wszyscy, dostałem nawet zaproszenie na siłownię, ale chyba w obecnej sytuacji bliższe memu sercu by były ćwiczenia rehabilitacyjne niektórych części mego ciała. Mieliśmy trochę szczęścia bo przy naszym hotelu szykowane były stragany na jakieś ichniejsze święto dyszla, wiec  było też rozstawione wesołe miasteczko. Dziewczyny szalały, Kasia odpoczywała w pokoju, a ja stałem jak pała otoczony przez miejscowe dzieciaki w czasie gdy moje korzystały z uroków dzieciństwa. Ostatniego dnia przed wyjazdem było oficjalne otwarcie wiec jak to przystało poszliśmy się trochę po fotografować. Co tu dużo pisać jedni kochają zwierzęta a inni armaty. Było przesympatycznie. Może gdybyśmy nie pożałowali kasy na wynajęcie skutera (trzy razy drożej niż na Bali) to zobaczyli byśmy coś więcej a tak no trudno.







Następnego dnia rano Andi spełnił swoja ostatnią powinność wobec nas i odwiózł nas na autobus (uwierzcie  mi za wszystko co robił dla nas wziął odpowiednią gratyfikację momentami wydawało mi się że nawet wyższą niż powinien). Autobus do Manado odjeżdżał o 5 rano więc znowu pobudkę mieliśmy o czwartej, gdy wsiedliśmy wydawało nam się że jesteśmy w raju. 

Złudne 5 minut, po chwili wsiadło dwóch palaczy, ale co tam nad naszymi głowami wisi odświeżacz powietrza damy radę. Niestety  zanim wyjechaliśmy na dobre z miasta autobus był pełny ludzi i choć odświeżacz działał (w sumie to były dwie sztuki) to niestety był za mało wydajny.  

Znowu jedziemy i nas grillują.  Po czterech godzinach jazdy w pozycji nie bardzo sprzyjającej moim rozmiarom umęczeni na maksa 

spojrzeliśmy na siebie z Kaśką. Zaczęliśmy się okropnie śmiać  i wymieniać swoje uwagi. Co my tu ku…a robimy? Mamy dom w Polsce, fajnych znajomych, nieduży kredyt (mam nadzieję że p. Duda pomoże), żadnych stresów a my siedzimy w napchanym autobusie z podkurczonymi nogami i odkrywamy coś co już dawno było odkryte czyli piprz…e Sulawesi  które jak do tej pory spokojnie można by ograniczyć do wizyty w Rantapao ze względu na tradycyjne obrządki (jeśli oczywiście kogoś interesują)  i do przepięknej wyspy Selayar. 
 Do Manado dojechaliśmy popołudniu. Autobus zatrzymał się na poboczu i kierowca nas po prostu wyrzucił. Żadnego terminala, nic. Lekko zdziwieni wysiedliśmy. Dosłownie chwilę później podchodzi Indonezyjczyk pyta się nas czy nasze imiona to Piotr i Kasia. Przedstawia się (ma na imię Odi ) oferuje  swoją pomoc i mówi że jest przyjacielem Andiego z Gorontalo. Wtedy dociera do nas że tu tacy "turyści" jak my to towar na wagę złota. Przekazywani są z rąk do rąk, z jednego miasta do drugiego jak ciepłe bułeczki. No niestety taki nasz los. Odi pomaga nam dostać się do centrum Manado. Wybieramy tani transport w postaci mikroletu. No tego się nie spodziewaliśmy jeździ ich tu kilka tysięcy a trafiliśmy na taki w którym leciało polskie disco polo, niewiarygodne.


     
Odi pewnie robi sobie duże nadzieje z nami (chodzi o zarobek), ale my staramy się go stopować. Najpierw grzecznie go słuchamy a później powtarzamy mu jak mantrę że nas nie stać na jego usługi. Jeżeli już na coś dajemy się naciągnąć to jest to nasz świadomy wybór. Z racji tego że po Togianach znowu zaliczamy szpital z młodszą córką i okazuje się że za 5 dni mamy wizytę kontrolną chwilowo rezygnujemy z wyjazdu na Bunaken, a za radą Odiego ruszamy do parku narodowego Tangokoko. Wypożyczamy skuter (załatwił nam Odi) i tak jak lubimy ruszamy w nieznane.

Są trzy sposoby na zwiedzenie Tangokoko. 1) wynająć auto z kierowcą wychodzi drogo. 2) dostać się tam publicznym transportem taniutko, ale minimum 5 godzin w jedną stronę 3) no i nasz ulubiony skuter. Mimo że nie najtańsze jest tu wynajęcie to jesteś niezależny od nikogo

Zwiedzanie parku też różne opcje my oczywiście z dziećmi nie będziemy cały dzień latać po dżungli, wzięliśmy opcję 3 godzinną i to w zupełności wystarczająca. 
 Pierwsze spotykamy stado czarnych makaków (ok 100 sztuk) przewodnik mówi że występują tylko w tym rejonie. Robimy serię zdjęć Ja oczywiście w klapkach  bo przecież przez trzy godziny w dżungli nic mnie nie zje. A jednak myliłem się :)))



Po makakach które zafascynowały Kasię ruszamy dalej na spotkanie z najmniejszymi małpkami na świecie zwanymi Tarsius Tarsier (wyrak upiorny). Aktywne są tylko nocą więc jesteśmy przy ich legowisku wieczorem. Można też zobaczyć je koło 6 rano jak wracają do legowiska, ale wtedy trzeba raniutko wyjść z hotelu.


Czy jesteśmy usatysfakcjonowani o tak choć jak byśmy spotkali w drodze powrotnej 6-cio ,7-mio lub co podobno jest tu możliwe 10-cio metrowego pytona piał bym z zachwytu.



No cóż o takich przygodach z wężami na razie mogę pomarzyć. Tym czasem następnego dnia rano wyruszamy w dalszy objazd północno-wschodnego Celebes. Z Tangokoko jedziemy do Tondano zobaczyć ogromne jezioro. Zatrzymujemy się tam na rybkę. Choć nie jestem zwolennikiem ryb ta smakuje wyśmienicie.


Po skończonym obiedzie ustalamy że jedziemy do Tomohon, w czasie drogi spotykamy rożnych przebierańców. Widocznie mają jakiś okres przed świąteczny i tak go tu obchodzą, bo przyznać jedno muszę że Manado i cały region w koło to katolicy. Choć spotyka się laski w chustach na głowie to na pewno częściej można podziwiać zgrabne nogi w krótkich mini. 

Docieramy do Tomohon, zwyczajne miasto można by rzec posiadające w swojej ofercie na pewno treking na pobliski wulkan ale skrywające również swoje mroczne drugie oblicze.

 Mianowice jest to Makabra Market in Tomohon. W przewodniku wyczytaliśmy że mieszkańcy tego regionu jedzą dosłownie wszystko co ma cztery nogi poza stołem i krzesłami :)))). Jak się można domyśleć nie przyjechaliśmy tu na treking a moja wizyta następnego dnia rano na Makabra Market potwierdziła nasze przypuszczenia. Horror, ale daruje sobie opis. Jak ktoś bardziej ciekawy są na youtube filmiki nie mojego autorstwa, wystarczy wpisać Market Tomohon. Ja wrzucę tu niewiele reszta będzie  w galerii.








O tak Tomohon dostarczyło mi sporo wrażeń, na jakiś czas mi starczy. Kasia dla odmiany kazała mi szukać jakiegoś cmentarza, który mijaliśmy wcześniej na skuterze. Spełniłem jej prośbę choć zaczynam się tak zastanawiać co ją tak ciągnie na te cmentarze (może szuka kwatery dla mnie). O proszę myśleliście że tylko Rosjanie mają fantazję, tu też jej nie brakuje


Powrót do Madano już bez przygód, choć w ogromnym korku. Nawet skuterem odstaliśmy około godziny na wjeździe do miasta. Koszmar mikrolety blokują dosłownie wszystko szykujemy się na wyspę Bunaken tam spędzimy wigilię

Ps. Jeżeli nie macie czasu a koniecznie chcielibyście zobaczyć coś co choć trochę przypomina      Makabra market w Tomohon to zapraszam na Pasar Bersehati przy samym porcie. Najlepiej do 10 rano. Mocne wrażenia gwarantowane :) 


kontakt;  

pitchers@hoga.pl
fb/koziolkiwazji



 o tu Kasia niektórzy mówią że ma mało fotek :))))))
 Niektóre domki trzeba przyznać są ładne
 Godziny szczytu w Gorontalo
 jedyna galeria w Gorontalo
 miejscowi sprzedawcy


 Dzika natura szkoda tylko że na wolności coraz jej mniej




 Lena nie ma żadnych obiekcji za to Karolina ostrożnie do wszystkiego co się rusza
 Tatuś ma pasję, chyba zostało mi to z wojska
 samo centrum Mandao tz. punkt zero
 Śliczna czarna plaża w Tangokoko
 tu sie nikt nie opier...la muzykę musi być słychać nieważne że w promieniu kilometra
 miejscowa toaleta w Tangokoko
 a to w naszym homestay-u
 już nawet nie wspominam że średnio co 2 -3 minuty dziewczyny pozują do zdjęć
 uczy sie może to nie smartfon ,ale trochę ruchu sie przyda
 dżungla
 o jakiegoś ptaszka Kasia ustrzeliła aparatem
 jak się ma skuter pożyczony od taksówkarza to trzeba zrobić pamiątkowe zdjęcie
 zajawka mojej żony następny cmentarz
 widoki przecudne
 makabra market - nietoperze
 tuńczyki wielkości około 150 cm